"GW": zaniedbania zakopiańskiej policji w śledztwie dotyczącym tajemniczej śmierci w Tatrach

Przez dwa miesiące od odnalezienia ciała fotoreporterki "Gazety Krakowskiej" Urszuli Olszowskiej w Tatrach, zakopiańscy policjanci niewiele zrobili, by wyjaśnić jej tajemniczą śmierć - podaje "Gazeta Wyborcza".
Przypomnijmy, Ula Olszowska, fotoreporterka „Gazety Krakowskiej”, zaginęła pod koniec lipca. Wyszła z domu rano mówiąc, że idzie tylko na Rynek w Krakowie spotkać się ze znajomym. Nie wróciła już do domu, a jej zwłoki znaleziono w potoku w okolicach Wodospadu Siklawa w Dolinie Pięciu Stawów dopiero 15 września. Wcześniej, 7 sierpnia, turyści znaleźli jej plecak i zakrwawioną chusteczkę.

Kilka dni temu, po prawie pięciu miesiącach od odnalezienia jej ciała, policjanci z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie, prowadzący sprawę zaginięcia i śmierci Urszuli Olszowskiej, wystosowali apel o kontakt osób, które mają informacje pomocne w ustaleniu okoliczności jej pobytu na Podhalu oraz zaginięcia. Sprawę od zakopiańskiej policji i prokuratury, ze względu na to, że utkwiła w martwym punkcie, przejęły Komenda Wojewódzka i Prokuratura Okręgowa w Nowym Sączu.

Jak podała dziś "Gazeta Wyborcza" stało się tak m.in. dlatego, że w śledztwie doszło do wielu zaniedbań. "Okazuje się, że od momentu odnalezienia ciała (...) policjanci nie zrobili nic, by wyjaśnić sprawę - podaje gazeta. "Przez dwa miesiące nie odbyła się wizja lokalna w miejscu znalezienia zwłok. Nie przesłuchano świadków, którzy znaleźli plecak ofiary. Nie sprawdzono jej telefonu komórkowego" - napisano w materiałach prokuratury, która po zawiadomieniu przez posła Jana Widackiego zajęła się tą sprawą. Z prokuratorskich ustaleń wynika, że policjanci nie sprawdzili telefonu komórkowego, bo ten... rozładował się, a na komendzie nie było ładowarki do tego typu modelu".

- Skala zaniedbań w tej sprawie jest bulwersująca. Mam nadzieję, że zostaną wyciągnięte konsekwencje służbowe - mówi "Wyborczej" znany adwokat i poseł Jan Widacki z Krakowa, który zajmuje się sprawą na wniosek rodziny ofiary.

- Przyznaję, że sprawa z telefonem była niefortunna. Co do wyjścia w góry, to nie poszliśmy, bo nie mamy takich umiejętności, by prowadzić czynności w Tatrach. A wcześniejsze przesłuchanie świadków nie miało już takiego znaczenie, można to było zrobić później - broni się na łamach "GW" Kazimierz Pietruch, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem.

Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 14.02.2011 20:04