Pieprzak najlepszy w przeprawowych rajdach

Oskar Pieprzak był mistrzem Polski w unihokeju, reprezentantem kraju. Z ojcem tworzyli podwaliny pod nową dyscyplinę sportu na Podhalu. Drużyna z ulicy zrobiła furorę i wynik, który się śmiałkom nie marzył. Z unihokejem nie zerwał, mimo groźnej kontuzji oka. Gra w amatorskiej lidze, ale przy okazji zapałał miłością do ekstremalnego sportu – wyścigów na quadach.
Razem z byłym hokeistą Mateuszem Malinowski ( bo w parach się startuje) wystartowali w Dziczy Bieszczadzkiej i dostali niesamowitego kopa. Ukończenie Dziczy Bieszczadzkiej to ogromne wyzwanie. To najtrudniejsza impreza przeprawowa w kraju. Tu liczy się charakter. Trzeba nie tylko z ekstremalnie trudnym terenem się zmagać, ale także ze sprzętem, który nie jest bezawaryjny, a głównie ze swoimi słabościami. Toczy się też potworna walka z czasem, bo trzeba się zmieścić w limicie 19 godzin. A oni, debiutanci, zakasali starych wyjadaczy.

- Chcecie się przekonać jaką ten sport wyzwala adrenalinę? Kupcie quada i w puszczę. Poszukajcie adrenaliny ścigając się nocą, w lasach, w błocie po pas, deszczu, chłodzie, gdzie wokół baraszkuje dzika zwierzyna i zalega głęboka cisza – tak mówili po pierwszym starcie.

Nie startują już razem. Mateusz zrezygnował ze startów, ale Oskar kontynuuje przygodę i to z bardzo dobrym skutkiem. Mogliśmy się o tym przekonać podczas weekendu w Bieszczadach. Po wcześniejszych świetnych osiągnięciach pojechał na finałową rundę Przeprawowych Mistrzostw ATV. Po wiosennych eliminacjach w Górach Sowich kandydatów do zostania mistrzem przeprawowej jazdy było kilku. Różnice czasowe były tak niewielkie, że wszystko mogło się zdarzyć. A w tej dyscyplinie nie tylko człowiek decyduje o sukcesie, ale także sprzęt. Jeździec i quad muszą być perfekcyjnie przygotowani.

Przywitała nas piękna jesienna aura - opowiada Oskar Pieprzak. - Ponieważ ostatnią eliminację wygrałem to założenie na finałową rundę było bardzo konkretne: jechać równo, dobrym tempem, bez awarii, cały czas poprawnie analizując i czytając teren. Trasa była w całości nawigowana od jednego do drugiego waypointu, czyli miejsca w terenie, gdzie należało dojechać i podbić pieczątkę zaliczającą dany checkpoint. Start odbył się wieczorem o godzinie 20 i był równoległy dla wszystkich zawodników. Na przejechanie trasy organizatorzy ustalili limit czasu 19 godzin. Trasa była bardzo czasochłonna z uwagi na nawigowanie, a wielu miejscach bardzo trudna do przejechania. Hektary terenu do przejechania, a mgła i minusowa temperatura powodowały, że chwila nieuwagi mogła zakończyć rajd. Jechaliśmy mocno, ale bez błędów. Na trasie miałem jedną poważną wywrotkę, podczas której straciłem dużo paliwa - na szczęście bez większych start i mogłem kontynuować jazdę. Przejechanie trasy zajęło mi 12 godziny i 50 minut. Jazda non stop z małą przerwą na tankowanie i tak zdobywanie 80 checkpoint’ów. O godzinie 8.50 dojechaliśmy na metę i wiele wyglądało na to, że mamy zaliczone wszystkie checkpointy. Kolejny rider przyjechał po nas 16 minut, co pokazuje jak wyrównany jest poziom w czołówce. Po przeliczeniu wszystkich wyników, ogłoszono, że z kompletem pieczątek i najlepszym czasem wraz z moim partnerem Piotrkiem, zajęliśmy pierwsze miejsce w tej bieszczadzkiej rundzie. Finalnie w całym cyklu 2012 Przeprawowych Mistrzostw ATV zająłem pierwsze miejsce. Dziękuję sponsorom oraz firmie PSBike za doskonały i niezawodny serwis na wszystkich imprezach. To był udany sezon. Plan na sezon następny, to udział w Pucharze Polski Polskiego Związku Motorowego oraz w Przeprawowych Mistrzostwach ATV. Nowym wyzwaniem będzie natomiast udział w imprezie poza granicami Polski.


Tekst Stefan Leśniowski

[SPORTOWEPODHALE]index.php?s=tekst&id=5761[/SPORTOWEPODHALE]

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 25.11.2012 14:23