Wymarzony debiut

Debiut najlepszego snajpera na Podhalu był długo oczekiwany. Po ciężkiej kontuzji niedawno zaczął trenować z piłką, zapowiadał, że być może na derby będzie gotowy. Ale…
- Nie spodziewałem się, że wejdę na boisko. Wydawało mi się, że rezultat będzie korzystny dla nas i nie będę musiał pojawić się na murawie. Trener w przerwie spytał, czy jestem gotów pomóc drużynie. Odpowiedziałem twierdząco – wyjawia Jacek Pietrzak, napastnik NKP Podhale, bo o nim mowa.

Jego drużyna straszliwie się męczyła w pierwszych 45 minutach w derbowej potyczce z KS Zakopane. Nic jej nie wychodziło. Podania nie znajdowały adresata, gra była szarpana. Piłka nie chciała „kleić” się do nogi, po przyjęciu odskakiwała od niej. Do tego brakowało komunikacji w zespole, co sprawiało, że gra z każda minutą była coraz bardziej nerwowa. Jacek Pietrzak z Robertem Mroszczakiem po przerwie weszli na boisko i odmienili oblicze zespołu.
Trener Marek Żołądź po meczu powiedział: „Miło jest prowadzić zespół, gdy na ławce ma się wartościowych piłkarzy, którzy potrafią przesądzić o losach spotkania. To nie pierwszy mecz, kiedy rezerwowi biorą sprawy w swoje ręce. Siedzenie na ławce nie jest karą. Każdy jest częścią zespołu, wchodzi na boisko i wykonuje swoją robotę”.

- Gramy dobrze, ale boisko nie pomaga nam w tym, byśmy grali tak jak trener zakłada – twierdzi Jacek Pietrzak. – A on chce, żebyśmy grali krótkimi, szybkimi podaniami. Myślę, że jak przeprowadzimy się na nowy obiekt ze sztuczną trawą, to nasza gra, na wielkim placu, będzie inna. Nasi kibice będą mogli klaskać z zachwytu i cieszyć się z naszej gry. Na tym boisku gra kombinacyjna, techniczna jest niemożliwa.

Dla Jacka Pietrzaka debiut w drużynie NKP okazał się wielce udany. O takim debiucie wielu może tylko pomarzyć. Wszedł na boisku i po 25 minutach pobytu na nim zdobył bramkę, która pozwoliła kolegom z drużyny na więcej swobody w grze. Ciśnienie z nich spadło.

- To było moje pierwsze 45 minut po ciężkiej kontuzji. Dzisiaj chciałem wejść delikatnie w grę, spokojnie, bez szarpnięć. Nie spodziewałem się, że boisko jest w tak kiepskim stanie, że aż strach było biegać, w obawie przed odnowieniem kontuzji. Strach biegać po wyleczonej złamanej kostce. Cieszę się, że strzeliłem pierwszą bramkę i pomogłem drużynie w zwycięstwie. Rzeczywiście można uznać debiut za udany – powiada.

Takiego snajpera nowotarżanie potrzebowali. Zawodnika, którego piłka szuka w polu karnym i gdy go znajdzie wie co z nią zrobić. Najczęściej lokuje ją w prostokącie o wymiarach 244 cm wysokości i 732 cm szerokości, który z tyłu zamknięty jest siatką. Krótko mówiąc ma instynkt strzelecki.

- Od początku kariery jestem napastnikiem i staram się wykorzystywać szanse. Dzisiaj piłka spadła mi pod nogi, znalazłem się w miejscu, w którym powinienem być i sfinalizowałem akcję Hałgasa. Cieszę się, że akurat byłem tam, gdzie miałem być – przekonuje.

Gdy zdobywał gole dla Jarmuty Szczawnica zawsze każdą brameczkę dedykował. Czy tym razem pierwszą zdobycz dla NKP komuś zadedykował? – pytam

- Nie myślałem o tym przed meczem, bo nie przypuszczałem, że pojawię się na boisku. Wydawało mi się, że będzie rezultat korzystny dla nas i nie będę musiał wejść na murawę. Stało się inaczej. Teraz na gorąco mogę powiedzieć, że bramkę dedykuję tym wszystkim, którzy sprowadzili mnie do Podhala. Trenerowi Markowi, który zna mnie z innych klubów i wie co potrafię. Prezesowi Wronie, który zabiegał, żebym grał w jego klubie. Muszę podziękować całemu sztabowi Podhala, który doprowadził mnie do tego, że po ciężkiej kontuzji mogę grać. Dzięki zabiegom jakie przeszedłem w Podhalu jestem zdrów.

Stefan Leśniowski
[SPORTOWEPODHALE]index.php?s=tekst&id=7937[/SPORTOWEPODHALE]

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 26.08.2014 23:51