Pieniądze to nie wszystko

– Gdyby przed sezonem ktoś powiedział mi, że zdobędę medal, to kazałbym mu się stuknąć w głowę – przyznał kapitan „szarotek”, Jarosław Różański.
Wtórował mu MVP sezonu, Ondriej Raszka. - Szczerze przyznam, że przed sezonem nie liczyłem na medal. A trener Marek Ziętara przed potyczkami z Sanokiem mówił o cudzie. - Twardo stąpamy po ziemi i znamy moc Sanoka. Będziemy walczyć o medal, ale będzie trudno go zdobyć. Gdybyśmy go zdobyli, to byłby wyjątkowy cud. Ale cuda się zdarzają.

Miał prawo tak mówić, bo przecież jego zespół w szóstce miał najmniejszy budżet, a mierzył się z krezusami, z zespołami o znacznie większym budżecie, które było stać na wszystko. Rozrzucano pieniądze na prawo i lewo, kupowano graczy zza Oceanu, zza południowej granicy. „Byleby zgarnąć łup/ Pieniądze jednak to nie wszystko/ Choć na nich twardo stoi świat/ Liczy się ktoś, kto jest wciąż blisko/ Nawet, gdy forsy brak” – śpiewa Golec uOrkiestra.
O tym, że pieniądze to nie wszystko Podhale przekonało się wielokrotnie w swojej ponad 80 – letniej historii. W latach 70- tych krezusami były śląskie zespoły. Mimo różnych zabiegów, „kaperowania” zawodników ( tym słowem zastępowano obecny „transfer”) nie potrafiły ograć „szarotki”. Obiecywano wielkie fortuny i… nic. „Szarotki” aż 9 razy z rzędu stawały na najniższym stopniu podium.

Baildon Katowice, sponsorowany przez hutę o takiej samej nazwie, montował pakę z reprezentantów kraju, by utrzeć nosa klubowi z grajdołka. W sezonie 1974/75 drużyna braci Nikodemowiczów na pięć kolejek przed zakończeniem sezonu (wtedy nie było play off) posiadała siedmiopunktową przewagę, ale przyjeżdżając na ostatnie mecze do Nowego Targu była już tylko dwa „oczka” na plusie. Hutnikom wystarczyło wygrać jeden mecz, by zdobyć historyczne pierwsze mistrzostwo dla klubu. Gospodarzom potrzebne były dwa zwycięstwa i dokonali tego. Wygrali nie tylko umiejętnościami, ale także charakterem.

Kilka lat później Baildon zniknął z hokejowej mapy Polski. Ale pojawił się kolejny bogaty – sosnowickie Zagłębie. Drużyna pierwszego sekretarza PZPR Edwarda Gierka, często nazywana „Cosmosem”. To tam wędrowali wszyscy najlepsi hokeiści w kraju. Podhale traciło najlepszy graczy, ale mimo to sięgało po mistrzowską koronę. Chociaż to sosnowiczanie odebrali ją góralom w 1980 roku.

Potem wszystkich najlepszych zgarnęła bytomska Polonia i ona została ograna przez Walentego Ziętarę w 1987 roku. Po ośmiu latach tytuł powrócił do Nowego Targu.

Rok 2010, to kolejny przykład, że ”pieniądze to nie wszystko”. 19. tytuł mistrza Polski „szarotek” rodził się wielkich bólach. Konia z rzędem temu, kto się spodziewał, iż Podhale sięgnie po mistrzowską koronę. W okolicznościach, kiedy klub borykał się w ogromnymi problemami finansowymi, a zawodnicy od dłuższego czasu nie widzieli wypłat. Sporo było nerwowych ruchów, przepychanek, ale chłopcy pokazali charakter. Górale odprawili kolejnego krezusa – Cracovię. Wygrali finał 4:0!

- Ten kto zniszczy ten zespół będzie samobójcą. Trzeba znaleźć sponsora - myślę, że po takim sukcesie będzie go łatwiej znaleźć - bo aktualni mistrzowie kraju mogą nawiązać do złotych lat 70 – tych Podhala – tak wówczas mówił Gabriel Samolej.

Perspektywiczny zespół, który mógł przez dekadę, jak w latach 70-tych, rządzić na polskich lodowiska, rozpadł się jak domek z kart. Znaleźli się samobójcy, nie znalazł się sponsor. Bogaci wzięli co najlepsze kąski i tylko dlatego Podhale nie podzieliło losu Baildonu, Polonii czy Zagłębia, bo miało zaplecze. Mogło wprowadzać kolejnych nowych, młodych. Ale okres budowania zespołu trwa latami. Żaden trener nie jest Davidem Copperfildem, który po pstryknięci palcami z kopciuszka zrobi królewicza.

Podhale porzucone przez Wiesława Wojasa znalazło się w trudnej sytuacji. Po raz pierwszy w historii rozgrywek ligowych musiało opuścić elitę. Rozpoczął się czas odbudowy. Miał trwać w ekstralidze trzy lata. Bardzo odmłodzone „szarotki” w pierwszej lidze rządziły i dzieliły w sezonie zasadniczym, ale gdy nastał play off, bogaty znów był górą. Na najważniejsze mecze poczynił zagraniczne wzmocnienia, a Podhale, by wrócić do elity musiało wykupić „dziką kartę”. Trener Marek Ziętara dostał czas na odbudowanie marki Podhala.

W ubiegłym sezonie młodzi nabierali doświadczenia i w wielu meczach otrzymywali srogą lekcję hokeja. Ukończyli rozgrywki na ostatnim miejscu. W tym sezonie celem była gra w pierwszej szóstce. Sezon rozpoczął się wyśmienicie. Co prawda od wysokiej porażki z Sanokiem, ale potem górale kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa mając na rozkładzie tuzów hokejowej ekstraklasy. Przez pewien czas liderowali stawce. Potem były – jak w sporcie i w życiu – wzloty i upadki. Najważniejsze, że cel został zrealizowany. Podhale znalazło się w szóstce najlepszych, a do play off przystępowało z piątego miejsca. A kolejnym krokiem było wyeliminowanie Cracovii. Media już okrzyknęły „szarotki” rewelacją sezonu. To nie było ostatnie słowo górali. Ogranie obrońcy mistrzowskiego tytułu w walce o brąz i pozostawienie go bez medalu, odebrało niektórym głos.

- Z najemników nie ma pracowników. Oni nie zastawią serca na lodzie, a jedynie pustą kasę. W kontraktach zaznaczają, że muszą grać w pierwszych dwóch formacjach i w przewagach. Trener nie decyduje o składzie, lecz góra. To musiało się tak skończyć – powiedział jeden z byłych hokeistów Sanoka.

- Podhale było bardziej zdeterminowane, by sięgnąć po medal – przyznał trener Ciarko, Marcin Ćwikła.

- Nowotarżanie pokazali charakter, jestem z Nowego Targu i wiem co znaczy charakter. Jeśli się go nie ma, to trudno cokolwiek ugrać. Gratuluję młodszym kolegom, bo pokazali się z bardzo dobrej strony. Oby tylko nie popadli w zachwyt i nadal ciężko pracowali, by piąć się do góry. W końcu wróci tytuł do Podhala – mówił wychowanek Podhala, kapitan sanoczan, Rafał Dutka.

- Byliśmy lepiej zorganizowani i zdeterminowani. To nie przypadek, bo dwukrotnie pokonaliśmy Sanok. - Wejście do szóstki było planem na ten sezon. Dopiero w przyszłym mieliśmy zrobić krok do przodu, czyli wdrapać się do strefy medalowej. Zrobiliśmy to z wyprzedzeniem. Podhale wróciło na należne miejsce w polskim hokeju – powiedział szczęśliwy Marek Ziętara, który wymieniał powody, które sprawiły, iż drużyna tak daleko zaszła. – Wiele czynników się na to złożyło. Przede wszystkim znakomita atmosfera w zespole i radość z gry. Drużyna była monolitem, każdy walczył w myśl zasady – jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Ponadto przygotowanie fizyczne, organizacja gry połączona z realizacją taktyki, dobrą defensywą i grą z kontry.

W przypadku drużyny, która przez ostatnie lata wygłodniała, patrzyła tylko przez szybę restauracji, jak inni jedzą do syta, motywacja była ogromna. Nie zwątpiła ani przez moment, w to, że na sukcesy warto cierpliwie czekać, warto mozolnie pracować, a w niedługiej perspektywie stanie się tym, czym była. Oby nadal pracowali z takim zapałem jak minionym roku przygotowawczym, a słowa Rafała Dutki się spełnią.

Na co dzień obserwowałem jak zawodnicy wylewali hektolitry potu latem, jak ze zmęczenia niejeden wymiotował. Ale to był klucz do zwycięstwa. Gdyby nie dobre przygotowanie fizyczne, to Podhale miałoby kłopot w decydującej fazie rozgrywek grać na trzy formacje. Bo do tego był zmuszony trener, przez kontuzje i choroby. Nie miał już nic w skarbcu, bo musiałby posyłać w bój młodzików.

- Kluczem do sukcesu były też składowe poboczne. Niewątpliwie szóstym naszym graczem byli kibice, zarząd i sponsorzy, którzy wierzyli w nas, że możemy stworzyć zespół walczący o wysokie cele – mówi Marek Ziętara, którego niektórzy kibice mocno krytykowali.

Ci, którzy narzekali na Marka Ziętarę, niech będą nadal cierpliwi. Trzeba zacisnąć zęby i cierpliwie czekać. Transformacje drużyn są najtrudniejsze, czasem muszą boleć. Czasem jednak warto poczekać na tęczę.

- Radość trudna do opisania - mówi prezes MMKS, Agata Michalska. – Czy to się naprawdę dzieje? Dla mnie jest to złoty zespół. Brązowy medal jest wielka rzeczą jaka kiedykolwiek mnie spotkała. Chłopacy są złoci, bo potrafią walczyć do końca. Pokazali wszystko co mieli najlepszego.

„ Wielka wygrana Ci się marzy/ Naiwnie wierzysz w jakiś cud/ Ułożyłbyś się nawet z diabłem/… Myślisz że forsa Ci załatwi/ Kluczyk do złotych raju bram/ Tymczasem może się okazać/ Że w raju jesteś sam/” – Golec uOrkiestra.

Stefan Leśniowski
[SPORTOWEPODHALE]index.php?s=tekst&id=9536[/SPORTOWEPODHALE]

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 01.04.2015 00:17