Piłka nożna. Stasiak i Bukowski wyjechali karetą

W meczu na szczycie Orawa rozstrzelała rezerwy NKP. Tak naprawdę, to jeden gracz załatwił nowotarżan. Stasiak zdobył cztery gole pod rząd (klasyczna kareta) i żartowano, że wyjechał z Nowego Targu… karetą.
Orawa przystąpiła do meczu jakby wystraszona. Dała się zepchnąć do głębokiej defensywy, ale tylko raz dała się zaskoczyć. Po wyrównującej bramce prezentowała się znacznie lepiej niż gospodarze. Sporo zamieszania robił szybki, dynamiczny i obdarzony soczystym strzałem, Stehura. Zresztą jego koledzy również nie stronili od strzałów z dalszej odległości.

W przerwie nowotarżanie zwracali uwagę na Stasika, by nie pozwolić mu na rajdy. Tymczasem Stehura zagrał prostopadle do niego, a ten zrobił to, czego oczekuje się od napastnika. 4 minuty później kontra wymienianej dwójki po raz drugi zakończyła się bramkową zdobyczą. Stasiak poszedł za ciosem i chwilę później skompletował karetę. W drugiej połowie goście robili co chcieli z mało zwrotną defensywą gospodarzy. Każda długa piłka posłana na połowę Podhala stwarzała zagrożenie. Karetę, ale nie klasyczną, skompletował też W. Bukowski ze Skałki. Kolejny gracz, który był za szybki dla defensorów Wiatru. Ogrywał ich jak tylko chciał, a do tego rozkładał bramkarza na murawie niczym żabę i pakował futbolówkę do pustej bramki. Goście trzymali się jako tako do 70 minuty. Gdy stracili trzeciego gola, uszło z nich powietrze.

Żar lał się z nieba. W Tylmanowej problemy ze zdrowiem miał arbiter liniowy. Przez niego mecz się opóźnił. Dotrwał do przerwy, a po niej zastąpił go wychowanek Lubania Filip Piszczek. Tylmanowianie nie mieli litości dla klikuszowian, którzy grają w mocno osłabionym składzie w porównaniu wiosną. Pięć „pocisków” trafiło w „serce” Lepietnicy.

Piłkarze wytrzymali upał. Nikt nie zasłabł, ale bez urazów się nie obyło. W Łopusznej zawodnicy w walce o piłkę zderzyli się głowami, poszły łuki brwiowe i polała się krew. Musieli udać się do szpitala. Beniaminek z Łopusznej nie pierwszy raz pokazał lwi pazur na własnym boisku. Zabrakło znowu szczęścia.

Jordan szybko objął prowadzenie w Łapszch i potem koncertował się tylko na dowiezieniu wyniku do ostatniego gwizdka arbitra. I dowiózł. Po co miał się wysilać w takim upale.

Po trzech kwadransach prezes Skalnych, Andrzej Tylka miał zafrasowaną minę i smutek w głosie. Jego podopieczni przegrywali 1:3 i… - Wygląda to bardzo źle. Mamy słaby dzień – powiedział. Okazało się, że gospodarze siły zachowali na drugą połowę i wtedy urządzili sobie bramkowy festiwal. Wygrali tę fazę meczu 5:0, a mogli jeszcze wyżej. – No cóż, piłka jest nieprzewidywalna. Wierchy w drugiej połowie nie istniały – podsumował prezes.

Beniaminek z Krempach ostro sobie poczyna, ale dorwał przeciwnika z Lipnicy mocno osłabionego. Przyjechał goła jednostką. Kontuzje leczy Kucek i Węgrzyn, a Lach i Wontorczyk wyjechali do pracy w Niemczech. Do tego od 50 minuty lipniczanie musieli grać w dziesiątkę, ale – jak twierdzi kierownik zespołu – nawet w tym składzie gospodarz był do ogrania.

NKP Podhale II Nowy Trag – Orawa Jabłonka 2:5 (1:1)
Spisz Krempachy – Babia Góra Lipnica Wielka 3:2 (1:1)
Skalni Zaskale – Wierchy Rabka 6:3 (1:3)
Skałka Rogoźnik – Wiatr Ludźmierz 5:1 (2:1)
Przełęcz Łopuszna - Granit Czarna Góra 2:3 (1:1)
KS Łapsze Niżne – Jordan Jordanów 0:2 (0:2)
Lubań Tylmanowa – Lepietnica Klikuszowa 5:0 (3:0)

Stefan Leśniowski
[SPORTOWEPODHALE]index.php?s=tekst&id=10466[/SPORTOWEPODHALE]

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 30.08.2015 22:38