Gubałówka solą w oku burmistrza

Burmistrz Leszek Dorula czuje się oszukany przez rodzinę Byrcynów w sprawie Gubałówki. Jak mówi, zaufał zbytnio zarówno im, jak i prezesowi Polskich Kolei Linowych.
- Do dziś mam pełna wiarę w ludzi, że jak ktoś mówi, to ma dobre intencje i tak chce. Wraz z radnymi mieliśmy takie informacje od rodziny Byrcynów i władz PKL, że mają gotową umowę, że mają ją podpisać. Zapytałem prezesa Rysia i on również potwierdził, że to jest prawda. Zapewnił, że taką umowę można podpisać 30 grudnia 2014. Nie miałem prawa nie wierzyć w to – mówi Leszek Dorula.

Według burmistrza Doruli umowy nie dotrzymał PKL. - Zarząd spółki powiedział, że nie podpisze tej umowy dopóki nie zostaną zmienione dwa zapisy w umowie. - 1,5 roku negocjacji, a tu nagle zmiana dwóch słów i prawnicy się ścieli przy tych słowach, a były to: budowa i inwestycja. Stwierdzono, że zmienia to całą treść umowy, bo stwierdzono, że prowadzenie inwestycji, a budowa to całkiem co innego – dodaje.

Przypomnijmy, że porozumienie z rodziną Byrcynów miało zostać podpisane w grudniu 2014 r. Na tę informację polscy narciarze czekali prawie 8 lat. Wszystko wskazywało na to, że z Gubałówki zniknie płot, który blokował stok narciarski. Ostatecznie nie doszło do podpisania umowy, a wyborcy do dzisiaj zarzucają burmistrzowi wprowadzenie ich w błąd, ponieważ zapewniał, że doprowadzi do porozumienia w tej sprawie.

js/

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 17.04.2016 12:53