Wizja płotu i nielojalność radnych wobec burmistrza i Miasta (zdjęcia z sesji)

NOWY TARG. Poniedziałkowa sesja Rady Miasta w dużej mierze zdominowana została przez temat placu handlowego. W trakcie obrad głos zabrało kilka osób zawodowo związanych z handlem na Nowej Targowicy. Ale przy okazji pojawił się wątek działania radnych na niekorzyść Miasta i braku wsparcia dla starań burmistrza.
Jesteśmy dyskryminowani

Jako pierwsza głos - jak to sama określiła "w niekończącej się sprawie handlu i targowicy" zabrała Czesława Przesławska. - My przenosząc się targowicy z osiedla Bereki na nową targowicę zostaliśmy w biurze przez pana Mariana Hreśkę (przedstawiciela spółki Nowa Targowica - przyp. red.) skierowani do pani Kolasowej (właścicielki gruntów w ramach placu targowego - przyp. red.) i teraz zostaliśmy oddzieleni płotem. Jesteśmy dyskryminowani. Prosimy burmistrza o pomoc. Zróbcie coś. Stoimy u ludzi normalnych, nikt nas nie straszy, nie żąda wysokich opłat, nie urządza przetargów na nasze miejsca. Prosimy, by pan burmistrz coś zrobił w tej sprawie - apelowała kobieta.

- Gdy powstawał nowy plac targowy, zachęcano nas, kuszono, obiecywano, że będzie pięknie, bez chaosu. Tymczasem na tej targowicy zniknął ład i porządek, a pojawił się płot między działkami. Handlarze dostali przypisane im miejsca z biura - nieświadomi, że będą się zmagać z utrudnieniami, że będzie spór między właścicielami terenu - mówiła Magdalena Śmietana. - To my kupcy utrzymujemy targowicę. Tak zarabiamy na nasz chleb. Spór dotknął nas. Przez ten płot cierpią kupcy po obu stronach płotu - mówiła z mocą.

Czarny płot wizytówką Miasta

- Kupiec ma stać i płacić. A tymczasem co jarmark, to robione są nowe "kroki". W tę sobotę kupujący zostali odcięci od klientów zaparkowanymi samochodami. My nie mamy pewności co zastaniemy na placu w kolejny dzień targowy. Może nowy płot. Mamy dość wojen i wojenek. Ten spór uderza w wizerunek Miasta. Nowa targowica miała być wizytówką Nowego Targu. A wizytówką staje się "getto XXI wieku". To nie Czarna Owca, to czarny płot jest teraz wizytówka jarmarku w Nowym Targu. Klienci się z nas śmieją, że jesteśmy jak Kargule i Pawlaki. My, kupcy czujmy się przygnębieni, to wszystko uderza w nas i w Miasto. Obiecywano nam spokój i bezpieczne stanie. Zwracamy się do burmistrza i Rady o ratunek dla nas i dla upadającego handu. Żyjemy w stresie. My chcemy tylko pracować, ale w tych warunkach staje się to niemożliwe. Jesteśmy zmęczeni sytuacją, którą nie myśmy zrobili i nie mamy na nią wpływu. Skoro władze Miasta zachęcały nas do przenosin, niech teraz wpłyną na spółkę i właścicieli sąsiednich działek by spór się zakończył - apelowała Magdalena Śmietana.

W podobnym tonie mówiła Małgorzata Żółtek. - Nikt się nami nie przejmuje. My mamy tylko płacić i siedzieć cicho. Ten cały konflikt wpływa na nasze zdrowie psychiczne. Słowak-klient pójdzie nawet do Jabłonki za handlującymi. Nowy Targ będzie miał piękny, pusty plac.Tu - handlarz to niewolnik, nie mający prawa głosu, nikt nas w ogóle nie wysłuchuje nikt się nami nie liczy, ważniejsze są dochody czerpane z placu targowego. My przecież płacimy podatki, tak samo jak duże sklepy, na które jest teraz trend w Nowym Targu. Przez te waśnie i nieporozumienia robi się pośmiewisko, a to wpływa na reputację Nowego Targu. Powiem tylko, że jeśli nie na tym, to na tamtym świecie ktoś na pewno za to odpowie - mówiła rozgoryczona kobieta.

Żądania spółki "duże i skandaliczne"

Z żywą reakcją zarówno innych kupców, jak i radnych spotkało się wystąpienie Katarzyny Guziak. Kobieta przedstawiła się jako córka właściciela działek, o które idzie spór i które zostały owym płotem oddzielone od reszty placu zarządzanego przez spółkę Nowa Targowica.

- Od roku prowadzę negocjacje z prezesami spółki. Kwestia sporna to parkingi i kwota, której spółka od nas, właścicieli działek żąda. My nie uciekamy od kosztów, które ponosi spółka, chcemy w nich uczestniczyć, ale w sposób realny i racjonalny. Posiadamy 89 arów pod parking, wiec standardy są spełnione. A żądania spółki są duże. Na początku było to 30 tysięcy zł miesięcznie plus procent za poszerzenia handlu na naszym placu. Poprosiłam o mediacje w Urzędzie Miasta. Uczestniczył w nich burmistrz i kilku radnych. Poprosiłam prezesów spółki Nowa Targowica o wyszczególnienie - za co ta kwota, ile pieniędzy z tego idzie na koszty i na jakiego rodzaju, ile na reklamę. Do tej pory nie uzyskałam odpowiedzi - mówiła przedstawicielka rodziny Kolasów.

- Po kolejnych negocjacjach kwota opłaty uległa zmianie na 16 tysięcy netto miesięcznie. Podkreślam, że spółka dzierżawi od Miasta działki za grosze! A od nas żądają 16 tysięcy miesięcznie i umowy na 25 lat! Sam projekt umowy był skandaliczny, pojawiły się w niej zapisy pozbawiające nas praw własności i decydowania w ważnych kwestiach o naszej ziemi. Jest taki zapis, że "właściciel oddaje spółce działki o numerach /.../ do korzystania i pobierania pożytków i wszelkich opłat z tych działek na okres trwania umowy", "spółka może swobodnie zmieniać przeznaczenie tego terenu" - czytała zapisy Katarzyna Guziak.

Tajemniczy lobbysta

Ale prawdziwą bombę odpaliła na koniec, mówiąc iż na spotkaniu z kupcami pojawił się jeden z radnych, który lobbował za spółką i namawiał kupców do przejścia na teren administrowany przez Nową Targowicę "w zamian za dwa, bądź trzy miesiące za darmo za miejsce do handlowania".

Mimo próśb przewodniczącego Rady Miasta, by ujawniła nazwisko radnego - kobieta nie chciała tego zrobić. Zaapelowała jedynie do radnych i burmistrza o "sprawiedliwą pomoc w rozwiązaniu konfliktu".

Pismo do radnych, trafiło do spółki

Po raz drugi temat targowicy pojawił się pod koniec sesji, gdy wrócono do pytania radnego Pawła Liszki o podstawę prawną pisma, jakie burmistrz kilka dni temu wysłał do wszystkich radnych. Było to obszerne opracowanie dotyczące umów i aneksów do umów podpisanych przez władze Miasta ze spółką Nowa Targowica. Pismo miało charakter poufny, jedynie z uwag dziś rzucanych wynika, iż burmistrz podważał zapisy umowy, która jest dla Miasta niekorzystna. Prosił też radnych o zdanie, czy rozważą zerwanie umowy ze spółką i poniesienie wiążących się z tym krokiem konsekwencji.

- Jestem zbulwersowany tym, że nie dostałem od radnych odpowiedzi. Za to pismo to "wyciekło" do spółki i otrzymaliście państwo na nie odpowiedź od Nowej Targowicy. Dziś na sesji miała zostać podjęta uchwała w sprawie zmian w planie zagospodarowania przestrzennego dla tego terenu. Starałem się w ten sposób uporządkować ten teren, ale się nie udało. Zdjęcie tego punktu z porządku obrad to chowanie głowy w piasek i stawanie w obronie spółki. Czekam na decyzję radnych, co mają zamiar dalej robić w tej sprawie - powiedział burmistrz.

- Ten, kto udostępnił to pismo spółce, postąpił "nie w porządku" - mówiła radna Bogusława Korwin.

"Komu kura znosi złote jajka"

- Dzisiaj mieliśmy próbkę tego o co idzie wojna, o jakie pieniądze. A co z interesem tych małych? najmniejszych? To jakiś podmiot ma decydować co tam będzie robione? My też jako Miasto zainwestowaliśmy w ten teren i chcemy mieć z tego profity. Ja się staram, by był dochód dla Miasta. Cały czas jest powtarzane, że "mordujemy kurę znosząca złote jajka". A komu ta kura znosi te jajka? Trzeba w końcu powiedzieć "dość". Handel tworzą kupcy. Duzi się kłócą, a interes drobnych kupców jest na końcu - mówił Grzegorz Watycha.

Zwracając się do radnych burmistrz dodał: - Oczekiwałem wsparcia z państwa strony. Czuję się przez spółkę oszukamy i oczekuję odpowiedzi od radnych na swoje pismo. Co to tego radnego (tego, którego nazwiska nie zdradzono a o którym powiedziano, że bierze udział w spotkaniach z kupcami i działa na korzyść spółki - przyp. rd.) - jeśli ktoś chce pracować w spółce, niech złoży mandat i wspiera spółkę i jej doradza. A nie tu, gdzie ślubował, że będzie działał w interesie Miasta - skwitował Grzegorz Watycha.

Zawodowy mediator?

- Panie burmistrzu ma pan problem z podaniem podstawy prawnej do tez, które zawarł pan w tym liście do nas - wytknął burmistrzowi Paweł Liszka. - A pisząc takie pismo do nas, chyba pan nie wie jaką władzę pan sprawuje. Pan sprawuje władzę wykonawczą, a my uchwałodawczą. My wyrażamy zgodę na podpisanie przez pana umów, ale to pana rolą jest sprawowanie nadzoru i podpisywanie takich aneksów, które są dobre dla Miasta. Sam pan sobie zakłada sznurek na głowę, bo to pan podpisywał te aneksy. Proszę się wiec nie zasłaniać radnymi, że to "radni mi kazali". Treść aneksów nie była nam przedstawiona To pana rola, bo my nie mamy wpływu na to, jakie pan podpisuje dokumenty. Niech pan weźmie na siebie odpowiedzialność, a jak pan nie może, to niech pan złoży mandat - oświadczył radny Liszka.

- No właśnie próbowano mi nałożyć sznurek na głowę, ale się w porę zorientowałem - odpowiedział mu burmistrz. - Pytanie, dlaczego powstał płot? Dlatego, że spółka widzi, że moje działania nie mają wsparcia w Radzie. Mam opinię prawną. Przedstawi ja państwu prawnik, bo zrobi to lepiej, niż ja. Chciałbym, żebyście stanęli w obronie interesów Miasta - podsumował Grzegorz Watycha swoje słowa do radnych.

Na koniec padła jeszcze propozycja, by szukać pomocy rozwiązania konfliktu u zawodowego mediatora.

Sabina Palka, zdj. Michał Adamowski

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 28.05.2018 19:51