NOWY TARG. Jaki jest tegoroczny Jarmark Podhalański? Komu podobały się poprzednie edycje, temu spodoba się i ta. Niezadowoleni mogą być jedynie ci, którzy spodziewali się czegoś zupełnie nowego. Nowego nic specjalnie nie ma, jest za to po staremu.
Jarmark Podhalański ma festynowy charakter. Jest różnorodnie, swojsko, gwarno i kolorowo. Można się tu poczuć tak jak na Krupówkach czy na nadmorskich ulicach Władysławowa. Misz-masz, dla każdego coś miłego.
Dzięki pogodzie, impreza przyciąga tłumy. Młodsi, starsi, rodziny z dziećmi, pary - wszyscy spacerują jarmarcznymi alejkami przeglądając stoiska i stragany, na których można kupić jakąś drobnostkę, rękodzieło, sztukę ludową, kożuch, albo zrobić sobie tatuaż z henny. Poza namiotami gastronomicznymi i ogródkiem, w których można się napić piwa, drinków i zjeść coś z grilla lub skosztować specjałów kuchni, są też stoiska z różnorodnym jedzeniem. Kupić można np. suszoną wołowinę, węgierskie kurtosy (tu nazywają się kołacze), spróbować pikantnego gulaszu, ale też hamburgery i frytki.
Popołudniami zaczyna się coś dziać na scenie. Pokazy, występy i koncerty, a wieczorem na scenę wchodzą gwiazdy. W piątek była to Margaret, sobota należy do Francesco Napoli i Ivana Komarenko, w niedzielę na Rynku koncertować będą The Dumplings i Happysad.
Zabawa do późnych godzin nocnych. W piątek impreza skończyła się po północy, w sobotę skończy się pewnie nad ranem, bo ostatni punkt programu - dyskoteka - rozpocznie się o godz. 01.30. W niedzielę będzie krócej, no bo w poniedziałek trzeba iść do pracy.
r/ zdjęcia Szymon Pyzowski