Szaleńcy czy niegroźni entuzjaści? Spotkania kierowców szybkich motorów w Chabówce (galeria)

Co niedzielę na „zakopiance”, na zakrętach nad Chabówką, spotykają się kierowcy szybkich motorów. Rozpędzają się na prostej i ćwiczą płynne wchodzenie w ostre zakręty przy prędkości od 60 do 100-140 km/h. Mówią o nich: dawcy organów, szaleńcy, pseudomotocykliści, a ostatnio nawet bandyci. Oni sami przekonują jednak, że nic złego nie robią, a ich zabawa jest bezpieczna.
- Przyjeżdżam tu, bo są tu dobre warunki do jazdy. Dwa gładkie pasy w jedną stronę, w miarę dobrze wyprofilowane zakręty bez muld, można się rozwinąć bez obaw, że coś ci wyjedzie z podporządkowanej lub ktoś wyskoczy na pasy – mówi Rafał z Nowego Targu. – Tu nie chodzi o żadne wyścigi, ale o naukę techniki wchodzenia w zakręty. W okolicy nie ma żadnych torów. Nie ma gdzie jeździć. A na tych zakrętach można dobrze się złożyć, a wiadomo, że w motorach sportowych umiejętne pokonywanie zakrętów jest bardzo ważne. Tu można się tego nauczyć. Człowieka cieszy, jak przyjeżdża kolejny raz i czuje, że jest coraz lepszy, że coraz lepiej pokonuje zakręty. Potem te umiejętności wykorzystuje się jadąc gdziekolwiek – przekonuje.

Zjeżdżają się tu zwykle w każdą niedzielę przed południem i jeżdżą kilka godzin. Warunek to dobra pogoda, a przede wszystkim sucha jezdnia. Starają się zachować maksymalne bezpieczeństwo. Na drogę wyjeżdżają, gdy nic nie jedzie, żeby mieć przed sobą pustą drogę. Jadą kilometr-dwa w dół, nawracają i pod górkę. Na prostej jadą grubo ponad setkę, w zakręty wchodzę z prędkością 70-100 km/h. Czasami szybciej.. – Jak nie umiesz jeździć to nie wejdziesz szybko w zakręt. Ci, którzy wchodzą, to ludzie ze świetnymi umiejętnościami – wyjaśnia Rafał.

- To najlepszy odcinek na „zakopiance” i w okolicy – dodaje kolejny bywalec, jeden z najmłodszych w grupie, ale też najbardziej utalentowany. Jeździ na Ninja ZX10R. – Nie ma wielu takich odcinków, jeden z najbliższych jest jak się leci na Liptowski Mikulasz na Słowacji. Tam też jeździmy – dodaje.

Co tydzień na zakrętach stoi kilkanaście, czasami nawet kilkadziesiąt samochodów, kilkudziesięciu widzów. Głównie młodzi mężczyźni, ale zdarzają się także ojcowie z żonami i małymi dziećmi. I nawet 50 motorów sportowych – czopery, motory turystyczne, ścigacze, motory torowe, nakedbike. Z Rabki, Nowego Targu, okolic Zakopanego, Krakowa i ze Śląska. Niektóre mogą pędzić z prędkością nawet do 300 km/h, setkę osiągają w 3,5 sekundy, 200 km/h w nieco ponad 9. Tylko, że tu nikt tak nie jeździ, nie ma warunków. I – jak przekonują – chodzi o coś całkowicie innego.

- Tu tak naprawdę chodzi o spotkanie się. Spotykasz ludzi, których kręci to samo co ciebie, gadasz o motorach, patrzysz czym przyjeżdżają inni, jak jeżdżą, każdy może zaprezentować siebie i swoje możliwości. Świetna sprawa i dobry klimat. W okolicy nie ma nic takiego - zapewnia Krzysiek z Nowego Targu.

Od samego początku przejażdżkom przyglądają się Bif i Viniu, dwaj miłośnicy motorów z Rabki. – Przyjeżdżałem tu i robiłem zdjęcia, potem wysyłałem ludziom. W końcu było ich tyle, że postanowiliśmy z Bifem zrobić stronę internetową www.motospyke.pl – Klub Motocyklowy Podhale Małopolska - na której moglibyśmy je publikować, pisać artykuły, pokazywać filmiki. Żeby stworzyć miejsce, gdzie ludzie będą się wymieniali informacjami i pokazywali swoje rzeczy – opowiada Viniu. Obaj stali się w pewnym sensie rzecznikami tych zjazdów, głównie dlatego, że są tu od początku i praktycznie co niedzielę. Jak mówią, najbardziej boli ich to, że ludzie niesprawiedliwie ich oceniają. – Popatrz, jak tu bezpiecznie. Czy widzisz jakieś ekscesy?- pyta Bif wskazując na „zakopiankę”.

Wszyscy tu zdają sobie sprawę z tego, że mają wrogów, że wielu ludzi ma o nich złe zdanie i patrzy na to co robią nieprzychylnym wzrokiem. – To zawiść. Ludzie stoją w korkach, a jak widzą, że my sobie przejeżdżamy bez problemów, to się wkurzają.

- Nikomu nie robimy krzywdy. Nigdy się innym osobom nic nie stało, a jeździmy to od trzech lat. Nie jesteśmy święci, ale bez przesady, nic złego nie robimy – zapewnia Viniu.

Czasami pojawia się policja. - Ale nigdy żadnego mandatu nie wystawili, czasami tylko wylegitymują – zapewnia Bif. – Nie mają za co, nie mają powodów do karania. Tu nie ma freestyle, nikt nie szaleje, nie jeździ na jednym kole, nie ścinamy zakrętów. A jeśli już to bardzo rzadko, w końcu nie da się za wszystkich odpowiadać. Ale ekscesów nie ma. Ludzie wiedzą, że jak będą wariować, to sobie zrobią krzywdę, a wszystkim zepsują imprezę.

Bywalców niedzielnych przejażdżek najbardziej zirytował artykuł, jaki ukazał się na ich temat w jednym z ogólnopolskich portali. – Ktoś nagrał filmik, powycinali z niego normalną jazdę, zostawili tylko jakieś drobne wybryki, zrobili z tego film, a potem napisali, że jesteśmy bandytami, że stanowimy ogromne zagrożenie dla innych. To bujda. Niektórych ponosi fantazja, to prawda. Ale niewielu. Jeździmy lepiej i bezpieczniej niż kierowcy samochodów. A ci co się rozbijają, to po prostu amatorzy, dzieciaki, które kupiły sobie szybkie motory i ich poniosło – mówi jeden z motocyklistów.

- Mogą nas nazywać wariatami, szaleńcami, dawcami organów – już się przyzwyczailiśmy. Ale nie bandytami. Bez przesady, jedziemy tak bezpiecznie jak to tylko możliwe. Przecież nikt z nas nie chce się zabić. Tu się spotykamy, bo tu się możemy czegoś nauczyć. Nauczyć się sprawnie i bezpiecznie jeździć – dodaje Krzysiek.

Robert Miśkowiec

Zdjęcia w galerii - w kolejności od piątego do piętnastego - pochodzą ze strony MotoSpyke.pl.

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 05.07.2009 21:33