Pamięci Wiktora Sowy - wspomnienie osobiste przyjaciół

"Miał Witek dar zjednywania i gromadzenia ludzi" - wspomina zmarłego kilka dni temu Wiktora Sowę - Bogusława Borowicz. Nowotarżanka przesłała nam piękne, osobiste wspomnienia związane z człowiekiem, który większość dorosłego życia związał z Nowym Targiem. Był radnym, a nawet Przewodniczącym Rady Miasta, kierował Urzędem Rejonowym, tworzył tu struktury "Solidarności".
Smutną wiadomość otrzymaliśmy z Krakowa - zmarł Wiktor Sowa, nasz przyjaciel, autorytet, kuzyn. Spodziewaliśmy się tej wiadomości, podziwialiśmy wieloletnią walkę ze straszną chorobą - a jednak... jakże żal. Nie wdamy się już w gorącą polemikę polityczną z człowiekiem mądrym, błyskotliwie inteligentnym, patriotą. Nie zaśpiewamy przy biesiadnym stole, nie usiądziemy do brydża... może kiedyś na niebieskich polanach?

Nie będę pisać jego biografii – wartej lepszego pióra. Ot, parę wspomnień poświęconych pamięci Przyjaciela. Urodzony w 1941 roku w niezbyt zamożnej rodzinie, ukończył prestiżowy Wydział Telekomunikacji Akademii Górniczo Hutniczej w Krakowie - został jednym z pierwszych komputerowców startującej dopiero w Polsce specjalności. Do Nowego Targu przywiodła go miłość. Piękna, prawdziwa, wzajemna - taka na całe życie w dobrych i złych czasach - do naszej kuzynki Hani Borowiczównej. Umierał na jej rękach, troskliwej współtowarzyszki walki z cierpieniem, nie pogodzonej do końca z wyrokiem losu. Żartowali, że swatem im był portier z akademika, w którym Hania mieszkała jako studentka historii. Były to czasy gdy o 22-giej rygorystycznie z akademika wyrzucano nawet najbardziej zakochanych. Znudzony widocznie walką z Wiktorem, pewnego dnia portier oświadczył „panie Sowa albo się pan żeń, albo nie zawracaj dziewczynie głowy”. Wiktor wybrał to pierwsze. I tak na wiele lat związał się z naszym miastem.

W szybko rozwijających się Nowotarskich Zakładach Przemysłu Skórzanego zorganizował i został kierownikiem jednego z pierwszych w przemyśle skórzanym Ośrodka Obliczeniowego i na tym stanowisku zastał go „ wybuch” Solidarności.” Jest Witek autorem unikatowych monografii historii owych czasów, a to „Narodziny Rzeczypospolitej Polskiej opisane poprzez kalendarium Ruchu Obywatelskiego na terenie Nowego Targu w latach 1989- 1992” i „Konotatki z lat1980-2013", którym poświęcił lata swojej emerytury. A wiedział o czym pisze. Był przecież czynnym uczestnikiem i animatorem wydarzeń prowadzących do powstania zakładowej „Solidarności” i Komitetu Obywatelskiego. Nie będę się o tym rozpisywać - zostawiam to historykom.

Jak żywa staje w mojej pamięci noc z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Wieczorem 12 grudnia gościliśmy Sowów, jak wszyscy niemal Polacy zażarcie polemizując na temat polityki - pożegnaliśmy się o północy. Około 5 nad ranem ktoś gwałtownie zastukał do drzwi. Spłakana, roztrzęsiona Hania wykrztusiła - "Witka wzięli". Dla nas, dzieci wojny skojarzenie było straszne. Tak dowiedzieliśmy się o stanie wojennym. W mieszkaniu Sowów zastaliśmy jakoś spontanicznie zgromadzone żony internowanych – zrozpaczone, bezradne, często pozbawione środków do życia, zszokowane reakcją dzieci na widok wyprowadzanych z domów ojców. Samorzutnie zorganizowana zrzutka była zaczątkiem wzajemnej pomocy.

I znowu niezapomniany ranek 4 czerwca. Zacytuję za Mickiewiczem - "zrodzeni w niewoli, okuci w powiciu, my taką jedną wiosnę mamy w życiu" - ranek zwycięstwa w wyborach „Solidarności”. Zwycięstwa, w którym niemały był udział Witka. Miał Witek dar zjednywania i gromadzenia ludzi – stąd też jako lider Unii Wolności był współorganizatorem UW, koła liczącego prawie 80 osób - ewenement w prowincjonalnym miasteczku. Zaintrygowany - ówczesny przewodniczący Unii Leszek Balcerowicz - złożył wizytę, chcąc poznać tajemnicę sukcesu, a polegał on na zaangażowaniu dr Hanny Rayskiej Grzesiakowej i właśnie Wiktora.

Był człowiekiem odważnym – w czasach, gdy ludzie z rezerwą odnosili się do działalności partyjnej - przed kolejnymi wyborami miał odwagę „dać twarz” ustawiając na rynku stolik, przy którym z kolegami rozdawali ulotki i... cukierki. Rozentuzjazmowany wnuk wpadł o domu wołając" " Babciu! Dziadek na rynku rozdaje cukierki, za darmo! Lecę po kolegów!"

W III RP pełnił funkcje kierownika Urzędu Rejonowego, wojewody nowosądeckiego - nie zapominał o potrzebach Nowego Targu - czy ktoś dziś pamięta o pomocy przy zakończeniu budowy szpitala? Cóż, jak mówi przysłowie - nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Na fali wszechogarniającej lustracji oskarżony o współpracę z SB podjął długą walkę z fałszywymi zarzutami - zakończoną wyrokiem sądu lustracyjnego uwalniającym od oskarżeń. Niestety, takie przeżycia nie pozostają bez skutków dramatycznych - tak dla niesłusznie oskarżonego, jak i jego rodziny. Krzywda spotykająca uczciwego człowieka staje się nie do naprawienia. Hania, ta zakochana w rodzinnym mieście Hania, zdecydowała się je opuścić. I tak znaleźli się Krakowie. Ale natura ciągnie wilka do lasu. Nie osiadł nasz Wiciu na laurach - stąd jego unikatowe, a według mnie bezcenne dla historyka opracowania - oby dostąpiły szerszej publikacji dziś, w dobie zakłamywania przeszłości przez ludzi, którzy czerpią profity z poświęcenia i trudu innych.

Dla naszej rodziny był Witek cudownym kompanem, duszą towarzystwa, a że głos miał świetny - niezawodnym "zapiewajłą", znajdującym wspólny język tak z nami staruszkami, jak i młodym pokoleniem. Wspólną radością i zwieńczeniem życia było nadanie mu medalu „Dziękujemy za wolność”, nadanym przez Stowarzyszenie Sieć Solidarności kultywujące ideały, wartości i tradycje ruchu społecznego „Solidarność”.

„Byli chłopcy, byli ale się minęli i my się miniemy po malućkiej chwili”. Do zobaczenia Wiktorze po drugiej stronie. Spoczywaj w pokoju.

Bogda i Józek Borowiczowie

---
Wiktor Sowa spocznie na cmentarzu w Krakowie. Terminu pogrzebu jeszcze nie znamy.

s/

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 28.05.2020 18:01