Jarmoliński: brak szacunku dla prawdy jest immanentną cechą dyrektora Kicińskiego

FELIETON. Liberum veto! Nie pozwolę - kolejny raz Krzysztof Kiciński "ideologicznie" nie zgadza się z wyrokiem Sądu Pracy. Tylko, że teraz nie zapowiada złożenia rezygnacji. Najwyraźniej jedna taka zapowiedź wystarczy. Przecież i tak nie dotrzyma słowa. Natomiast mija się z prawdą. Opowiada rzeczy, które mogą trącać o herezje medyczne – pisze dr Stanisław Jarmoliński z Nowego Targu, lekarz ginekolog, były poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej i członek tej partii.
Choćby powiadamianie o zabiegach onkologicznych! Pytam - jakich? I kto miałby je wykonywać? Znam dobrze możliwości operacyjne zespołu, łącznie z nowymi nabytkami, jak i możliwości techniczne bloku operacyjnego. Nie ma lekarza w oddziale gin-poł. w Nowym Targu, który potrafi wykonać rozszerzone radykalne usunięcie narządu rodnego. Jest to zresztą zabieg zarezerwowany dla klinik i instytutów ginekologii onkologicznej. I po co wprowadzać w błąd opinię publiczną? Po co pleść o organizacji "poważnego seminarium" skoro odbyło się ono w Zakopanem? Po co chwalić się znacznym wzrostem operacji ginekologicznych, skoro na tym seminarium Hubert Wolski żalił się publicznie, że nie ma z kim i kogo operować.

Brak szacunku dla prawdy jest jak widać immanentną cechą Krzysztofa Kicińskiego. Nawet przed Sądem Pracy nie był w stanie przyznać, iż nie miał racji zwalniając prawnie powołaną na funkcję ordynatora dr Bogumiłę Moskal. Zaś jego pokrętne zeznania Sąd skomentował jako nielogiczne i niespójne. Kuriozalną była odpowiedź na pytanie Sądu - od kiedy i na jakim stanowisku zatrudniony jest lekarz obecnie prowadzący oddział. Krzysztof Kiciński odpowiada - nie wiem! Jest dyrektorem Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego i nie wie.

W rozmowie z A.SZ. (w Dzienniku Polskim - przyp. red.) przedstawia siebie jako człowieka, który ukończył Akademię Medyczną, obecnie jest zawodowym menadżerem ochrony zdrowia i czyta Biblię. Swoją drogą, ciekaw jestem jakich wskazówek dotyczących administrowania szpitalem spodziewa się znaleźć w Biblii. Bo te, na które Biblia wskazuje, a dotyczące uczciwego życia są mu najwyraźniej obce. Daje temu zresztą wyraz praktycznie na co dzień.

A tak na marginesie oprócz tego, że też ukończyłem studia medyczne w 1968 r. zrobiłem dwa stopnie specjalizacji z chorób kobiecych i położnictwa, to jeszcze ukończyłem trzyletni kurs organizacji i zarządzania w służbie zdrowia, a następnie uzyskałem II stopień specjalizacji z zakresu zdrowia publicznego i nie uważam się za menedżera służby zdrowia.

Menedżerskie rządy Krzysztofa Kicińskiego są coraz bardziej owocne. Poza generowaniem konfliktów owocują wymiernymi stratami finansowymi szpitala. I nie mówię tutaj o kilkunastu tysiącach dla chyba teraz czterech kancelarii adwokackich. W piśmie apelacyjnym w mojej sprawie Krzysztof Kiciński przyznał, iż od 1.01.09 do 31.03.09 strata szpitala wynosi blisko 4.3000.00 PLN. Rocznie ponad 17 milionów. Zarządzanie godne pochwały, godne również kwalifikacji administracyjnych włodarzy powiatu. Myślę, że już niedługo dług szpitala przekroczy jego wartość księgowa i zostanie sprzedany za jednego złotego.

Pytanie - z kim blisko współpracuje Krzysztof Kiciński, choćby w realizacji omawianych obecnie konfliktów. O tym kto temu patronuje - później. A więc owi współpracownicy:

- Mirosława Frankowska - Majchrzak. Jak już kiedyś pisałem, członek egzekutywy (to nie grzech) POP PZPR w szpitalu, która mnie, jako wtedy I sekretarza mocno naciskała na zwalczanie elementów antysocjalistycznych w szpitalu. Kogo miałem zwalczać? Koleżanki, które lubiłem i szanowałem - dziś nie żyjącą dr Hannę Rayską oraz dr Danutę Jurek. Miałem rozprawić się z kontrowersyjnym, ale będącym postacią Jurkiem Mroczką. Przyznam, nie miałem sił ani ochoty do tego zwalczania i reagowania na donosy. Dziś w/w w pierwszym szeregu klęczy przed stallami, ale nawyków nie wyzbyła się. Dobry współpracownik w zbożnym dziele rozrabiania kolegów,

- Krzysztof L. Jedyny ginekolog bez prywatnej praktyki (co pociąga za sobą konieczność zarabiania inaczej) i jedyny skazany wyrokiem Sądu za łapownictwo. Wsławiony tym, iż przez całe lata pracując w przychodni przez rok przyjmował mniej pacjentek, aniżeli koledzy przez miesiąc. Po wygranym konkursie w 2004 roku przez dr Bogumiłę Moskal, wyciągnęła Krzysztofa L. z niebytu zawodowego, przyjęła do oddziału i w końcu - nie bez mojej winy - uczyniła swoim zastępcą. Podziękował, donosząc do Krzysztofa Kicińskiego, fałszywie zresztą, zarówno na mnie jak i na szefową. Swego czasu cesarz Napoleon dowiedziawszy się o zdradzie człowieka, którego uczynił ministrem spraw zagranicznych Maurycego Talleyranda, nazwał go "gównem w jedwabnych pończochach"... Krzysztof L. nie nosi jedwabnych pończoch.

- Hubert Wolski. Wyjątkowo ambitny kameleon z dyplomem lekarza. Nie przeszkadza mu żaden sposób realizacji swoich wybujałych ambicji. Nie uważa za niewłaściwe wypowiadanie opinii, które niekoniecznie muszą być zgodne z rzeczywistością. Przegrał konkurs w 2004 r., nie mógł wytrzymać jako starszy asystent, odszedł - bez żalu z naszej strony - do Zakopanego. Ale nie zaprzestał zakulisowych działań, aby wrócić. I nie jako asystent. Ordynatorem być nie może (chociaż tak podpisuje dokumenty) jest więc kierownikiem. Bez cienia zażenowania usiłuje przedstawić siebie jako wielkość medyczną, co stoi w jaskrawej sprzeczności, choćby z tradycją naszego zawodu. Nie można było normalnie, trzeba było nieformalnie i z pomocą.

- Maciej Jachymiak. Patron, wicestarosta odpowiedzialny za służbę zdrowia w powiecie. Nie był w stanie przełknąć porażki z 2004 roku. Jego pupil Hubert Wolski nie wygrał. Pozwany przed Sąd Lekarski przez obrzydliwie przez niego pomówioną dr Bogumiłę Moskal – wykorzystał strajk, który otwarłem i do którego dołączył, by uzyskać Jej przebaczenie. Moje zresztą też za wszystkie paszkwilanckie wypowiedzi sprzed 3-4 lat. Sądziłem, że przeszłość pozostała za nami. Niestety! Pierwszy sygnał, że coś jest na rzeczy to publiczna wypowiedź Krzysztofa Kicińskiego, że oddział się wyczerpał i że ten węzeł gordyjski musi rozwiązać. Publicznie zapytałem go, co jest grane i przypomniałem, że Aleksander Macedoński był tylko jeden. Kolejny sygnał - Maciej Jachymiak w rozmowie ze mną zwrócił uwagę na doktorat Huberta Wolskiego, jako handicap dla niego. Przypomniałem, że doktorat miał również Edward Charczuk, a jednak konkurs wygrała Izabela Jachymiak, bez doktoratu. Sądziłem jednak, że są to zapowiedzi bez pokrycia. W końcu mnie do emerytury niewiele, a dr Bogumiła Moskal przecież nikomu nie wadzi. Doskonale prowadzi oddział, dba o pacjentki, jest miła i życzliwa ludziom. Niedługo po tym - odwołanie z funkcji ordynator Bogumiłę Moskal, przegrane przez PSzS procesy. Wykorzystanie pretekstu do zwolnienia mnie, a później dr Moskal. I znowu przegrane przed Sądem Pracy procesy. Tylko, że to wszystko kosztuje. Sporo! Ale przecież nie z własnej kieszeni płacą Maciej Jachymiak i Krzysztof Kiciński, wiec można się zabawić.

Pozwolę sobie na koniec odnieść się do kilku innych spraw:

- czytając na portalu Podhale24.pl wypowiedzi - niestety anonimowe - dochodzę do wniosku, że większość piszących to wtórni analfabeci. Przypominam, że wtórnym analfabetą jest, kto umie czytać, ale nie rozumie - co czyta. Tych wszystkich, którzy niezależnie od tekstu w sposób napastliwy mnie atakują, usiłując obrazić informuję, że jest to bezcelowe. "Księżyc nie obraża się na psy, które na niego szczekają".

- i druga uwaga - pisałem wcześniej o sprawach dotyczących nas wszystkich. Okoliczności zmusiły mnie do pisania o sobie. Myślę, ze już niedługo. Zastanawiam się, choćby w świetle reakcji tzw. internautów, czy poruszanie spraw poważnych nie jest "rzucanie pereł przed wieprze. Zobaczę.

- i trzecia sprawa - uczestniczyłem z konieczności w rozprawach, gdzie PSzS reprezentował prawnik A. Piegza. Długo zastanawiałem się, jaka jest różnica między błaznem na arenie cyrku, a prawnikiem A. Piegzą na sali sądowej. Teraz wiem - błazen, to inteligentny człowiek, który udaje głupiego.

Stanisław Jarmoliński

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 24.07.2009 17:37