- Obserwujemy dość dużo pacjentów z chorobą nowotworową, która w trakcie pandemii nie została odpowiednio zdiagnozowana. Takie osoby przychodzą do szpitala dopiero teraz, bo wcześniej obawiały się kontaktu ze służbą zdrowia, by nie zakazić się wirusem – mówi dr Łukasz Błoński, kierującym Oddziałem Wewnętrznym Szpitala Powiatowego im. dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem.
Wakacje w zasadzie się kończą. Jaki to był czas dla pańskiego oddziału?
- Wyjątkowo trudny. W poprzednich latach wakacje najczęściej były okresem, w którym nie mieliśmy pełnego obłożenia oddziału. W tym roku mamy natomiast pełny lub prawie pełny oddział. Są to pacjenci zarówno przyjezdni jak i miejscowi. Przebywają u nas osoby z całą gamą schorzeń - począwszy od ostrych chorób układu oddechowego, przez anemię, rozchwiane cukrzyce i stany po zasłabnięciach, które wymagają diagnostyki.
Zatem czy anemie lub ciężkie choroby układu oddechowego to domena mieszkańców, czy może przyjeżdżamy na wakacje i nagle okazuje się, że jesteśmy chorzy i zaczyna się poważny problem zdrowotny?
- Oczywiście chorują wszyscy - nasi i przyjezdni. Często zdarza się, że osoby przyjezdne, wybierają się na wakacje zupełnie nieświadome tego, że są chore. Nagle okazuje się, że wysiłek powoduje słabnięcie i niepokojące objawy. Tym wysiłkiem może być dłuższy spacer lub wejście na szczyt. Taka osoba dopiero w naszym szpitalu dowiaduje się, że jest poważnie chora na choroby przewlekłe, które na pewno występowały wcześniej, ale pacjent o tym nie wiedział. Zatem to my stawiamy diagnozę, by kolejno zalecić kontynuację leczenia w miejscu zamieszkania.
Czy w dalszym ciągu zdarzają się osoby z koronawirusem?
- Przyjmujemy osoby z koronawirusem od początku wakacji. Mogę powiedzieć, że przez cały czas nasze izolatki zapełnione są takimi pacjentami. Aktualnie jest jednak trochę inaczej, niż było to jesienią czy wczesną wiosną. Wtedy dominowały ciężkie objawy niewydolności oddechowej. Aktualnie przyjmujemy głównie osoby, które chorują na inne schorzenia, takie jak cukrzyca, objawy żołądkowe lub wspomniane już objawy anemii. Przy okazji w badaniu wykonywanym na SOR okazuje się, że mają one dodatnie wyniki testu na koronawirusa. Niemniej zdarzają się również pacjenci z takimi jak osłabienie, biegunka oraz gorączka. Ostatnio to są typowe objawy przebiegu COVID-19. Leczymy te osoby zwykle około tygodnia i w większości pacjenci w dobrym zdrowiu są wypisywani do domu.
Na razie niewiele mówi się na temat COVID-19. Czy należy spodziewać się, że na jesieni przyjdzie kolejna fala pandemii i zachorowań będzie znacznie więcej?
- Trudno przewidzieć jednoznacznie co się wydarzy, ale wydaje mi się, że jest to dosyć prawdopodobne. Proszę zauważyć, że w ubiegłym roku w wakacje właściwie w ogóle nie mieliśmy pacjentów z koronawirusem. Zaczęli się pojawiać we wrześniu, a potem przyszła ogromna fala z wariantem Delta, charakteryzująca się ciężkim przebiegiem. W tym roku osoby z koronawirusem są leczone właściwie przez całe wakacje. Wszyscy mamy dookoła siebie osoby, które chorują na COVID-19. Często jest to jednak na tyle łagodny przebieg, że choroba może być leczona w domu, a pacjent nie wymaga hospitalizacji. Myślę, że jeśli zajdzie jakiś nieszczęśliwy zbieg wydarzeń, to przy kolejnych mutacjach wirusa możemy spodziewać się wzrostu liczby pacjentów w okresie jesiennym.
Wspomniał pan o wersji Delta. Po niej pojawił się Omikron, który obecnie dominuje. Czy należy się spodziewać kolejnych mutacji tego wirusa?
- Fachowcy i wirusolodzy są zdania, że mutacje dokonują się cały czas. Najistotniejszą kwestią jest to, czy któraś z mutacji będzie na tyle zjadliwa i zakaźna, że wywoła ciężki przebieg choroby. Przypomnę, że dominujący wariant Omikron przebiega łagodnie. Z kolei poprzedni wariant Delta był raczej groźny i skutkował ciężkim przebiegiem. Dotyczyło to nawet młodych ludzi, nieobciążonych żadnymi innymi chorobami. Jeżeli będziemy mieć pecha jako społeczeństwo i pojawi się wariant podobny do Delty, to na pewno staniemy przed znacznym problemem i powrócimy do sytuacji, która miała miejsce w 2020 lub 2021 roku. Jeśli będziemy natomiast mieć szczęście, to przebieg choroby będzie łagodny, niewiele osób będzie musiało trafić do szpitala i wreszcie skupimy się na leczeniu i diagnozowaniu wszystkich innych chorób, które podczas pandemii zeszły na drugi plan. Mam tu szczególnie na myśli nowotwory. Obserwujemy dość dużo pacjentów z chorobą nowotworową, która w trakcie pandemii nie została odpowiednio zdiagnozowana. Takie osoby przychodzą do szpitala dopiero teraz, bo wcześniej obawiały się kontaktu ze służbą zdrowia, by nie zakazić się wirusem. Niestety często pojawiają się u nas za późno, gdy stopień zaawansowania choroby nowotworowej jest na tyle duży, że trudno mówić o skutecznym leczeniu.
Źródło: Szpital Powiatowy w Zakopanem, oprac. r/