Anna Paluch szczerze o sobie, spóźnianiu się, eleganckich ubraniach, hejcie i ministrach z Podhala. "Nie chcę mówić źle o kolegach, ale…"

→ Posłanka Anna Paluch z Krościenka startuje z 4. miejsca do Sejmu z listy Prawa i Sprawiedliwości. Najwyżej z naszego regionu.

→ Pytamy ją o Jarosława Kaczyńskiego, eleganckie ubrania, które nosi, o spóźnianie się na spotkania, aferę z mieszkaniem w Krościenku i ocenę posłów-ministrów z naszego regionu.

→ „Nie chcę mówić źle o kolegach, ale ja nie powiem prezesowi, że muszę być ministrem, bo inaczej nie będę za czymś głosować. To jest lojalność, o której mówię. Kierownictwo wie, że ja nie będę urządzała scen albo groziła jakimiś innymi konsekwencjami” – mówi w rozmowie z Robertem Miśkowcem.

→ „Spełniam się. Gdyby tak nie było, to by mi się nie chciało po raz szósty przeprowadzać kampanię, szarpać się, wieszać banery na płotach i balkonach, żyć od spotkania do zebrania”.
Anna Paluch, jaką wszyscy widzimy podczas oficjalnych spotkań, to osoba uśmiechnięta, pewna siebie, zdecydowana. A jaka jest prywatnie?

- To osoba, która wszystko zawdzięcza własnej ciężkiej pracy, więc musi być bardzo zdecydowana i przywiązana do swoich poglądów. No, ja jestem takie najstarsze Porozumienie Centrum. Ja nigdy nic w życiu nie dostałam tak „z głupia frant”. Nic nigdy w życiu nie przyszło mi lekko i bez pracy. Moja mama zawsze mówiła „Bez pracy nie ma kołaczy”, więc wszystko, co w życiu osiągnęłam, to ciężko wypracowałam.

Jakie Anna Paluch ma wady, a jakie zalety?

- Na pewno często się denerwuję, bo prowadzimy taki pośpieszny, napięty tryb życia,. Jestem nieco impulsywna. Ale jestem stała w przekonaniach, wierna w przyjaźni, lojalna. No i jestem pracowita.

A jak pani spędza wolny czas? Góry czy bardziej książka, dobry film?

Góry. Skończyłam studia w wieku 23 lat i wróciłam do domu, do pracy. W 1984 roku, żeby mieć inne zajęcie poza pracą zawodową i znaleźć sympatyczne środowisko zdecydowałam się na kurs przewodników beskidzkich. Tam żeśmy się zresztą z senatorem Janem Hamerskim poznali, który wtedy udzielał się w GOPR. Ten kurs skończyłam w dwa lata i zaczęłam chodzić z wycieczkami. A w 1988 roku zrobiłam kurs przewodnika tatrzańskiego.

W które góry chodzi pani najchętniej?

- Pieniny są nieprawdopodobnie zapchane. Jest tłok jak na Marszałkowskiej. W Tatrach idzie się w te w Bielskie Tatry - cicho, spokojnie, pięć osób się spotka po drodze. Ostatnio to chyba z cztery lata temu tam szłam. Tylko się oglądałam czy jakiś niedźwiedź za krzaka nie wyskoczy i tupałam, żeby dać znać, że tu jestem.

Ale czasu na góry nie ma wiele. W pracy poselskiej wszystkie weekendy mam zajęte, bo poseł musi być między ludźmi. W sejmowe tygodnie jestem w Warszawie. Czasami w środku nie sejmowego tygodnia uda mi się urwać w góry, żeby na chwilę odpocząć, złapać oddech. Wtedy idę w Gorce. W Pieninach przyznam się, w tym roku jeszcze nie byłam, bo taki tłok wszędzie, że poczekam. Może w listopadzie się uda.

Podczas swojej pracy dużo czasu spędza pani na różnego rodzaju wydarzeniach, oficjalnych spotkaniach, posiedzeniach. Zawsze jest pani bardzo dobrze, elegancko ubrana. Zwróciły mi na to uwagę moje koleżanki. Rzadko można spotkać panią dwa razy w tym samym ubraniu. Sama się pani ubiera czy korzysta pani z pomocy stylisty?

- Ubieram się w nowotarskiej firmie, korzystam z pomocy pani Marzeny Kril. To jest naprawdę dobra firma. Czasem sama wybieram modele ze zdjęć, sama wymyślam, ona mi coś doradzi. Kobiety na Podhalu wiedzą, gdzie się ubieram, bo kiedy pytają skąd kreacja, nie robię z tego tajemnicy. Rzadko, w sieciówce też coś kupię, jakiś garniturek standardowy, ale generalnie korzystam z usług pani Marzeny. Dzięki temu nie mam stresu, że spotkam identycznie ubraną panią.

Z premierem Mateuszem Morawieckim. Arch. prywatne Anny Paluch

Chciałbym też zapytać panią o śpiew. Ostatnio Internet obiegł film jak śpiewa pani po góralsku, w towarzystwie byłej premier Beaty Szydło w Poroninie. Intonuje pani wielokrotnie „Sto lat” dla prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Zresztą można usłyszeć Panią w wielu sytuacjach. Oczywiście, komentarze są różne, ale lubi pani śpiewać, prawda? To jakaś ukryta, niespełniona pasja?

- Nawet nie ukryta. Ukończyłam szkołę muzyczną w klasie fortepianu. Mieszkam w Krościenku, a jako siedmiolatka, w czasach głębokiej komuny miałam szkołę muzyczną pół kilometra od domu, więc mogłam od małego uczyć się muzyki. Potem, na studiach w Krakowie śpiewałam w Chórze Mariańskim, później założyłam i prowadziłam chór w swojej parafii. Śpiewam, bo lubię. Nie tylko góry dają wytchnienie. Muzyka także. Co do komentarzy, osoba pełniąca funkcję publiczną musi się liczyć z tym, że jest poddawana ocenie. Komentarze bywają różne, czasem złośliwe.

Przejmuje się tym pani?

Męczy mnie hejt. Ale krytyczne, agresywne komentarze, to często są po prostu boty, farmy trolli. Łatwo ich rozpoznać. Zero albo kilku znajomych na Facebooku, mało interakcji, fikcyjne konta. Nie ma twarzy albo zdjęcie z boku, że widać przymglony profil, albo jakieś papuzie kolory. Jeśli są ewidentne kłamstwa w komentarzach, a nie ma wulgarności, to prostuję i odpowiadam. Jeśli komentarze są wulgarne, to usuwam. Chamstwo odstręcza normalnych, kulturalnych ludzi.

A czy w biurze poselskim spotyka się pani z tego typu sytuacjami?

- Rzadko. Czasami przychodzą ludzie, może nie tyle, żeby wyładować złość, ale z takimi trudnymi sprawami, zabagnionymi, których ani wójt nie rozwikłał, ani kolegium odwoławcze, ani sądy. Są sfrustrowani, czasami pogoda gorsza, no to się po prostu denerwują. Albo przychodzą czasami osoby z interwencjami, z takimi naprawdę trudnymi sprawami, ciągnącymi się przez lata. Takie najgorszego rodzaju nierozwiązywalne problemy, spory sąsiedzkie, własnościowe. I nie zawsze niestety mogę pomóc. Jak jestem w stanie – pomagam, doradzam.

Wracając do oficjalnych spotkań. Zdarza się pani dosyć często spóźniać. Czy spóźnianie się to taka mała słabość, to kwestia korków czy na przykład kwestia taktyki, żeby zwrócić na sobie uwagę?

- Wie pan, mam trzech kolegów ministrów w okręgu. Jeżdżą czarnymi limuzynami i jak minister przyjeżdża 10 czy 15 minut później, to na niego czekają. Minister ma ważne sprawy. A poseł tak samo ma ważne sprawy - nie ma świty urzędników z resortu, czarnej limuzyny i tak dalej, tylko musi sam. Jak do ministra dzwonią, a on jedzie, to on może rozmawiać i załatwiać sprawy. Ja muszę się skupić na prowadzeniu samochodu. A wcześniej, w domu dokończyć wszystkie sprawy.

Jubileusz 75-lecia Biblioteki Miejskiej w Mszanie Dolnej, połączony z Narodowym Czytaniem powieści E. Orzeszkowej Nad Niemnem oraz koncert z seniorami z Mszany Dolnej. Arch. prywatne Anny Paluch

Jestem „etatowym” sprawozdawcą sejmowym. Z tego powodu często mam dużo pracy, obowiązków, telefonów. Nie mam świty współpracowników, którzy za mnie pewne rzeczy zrobią. Muszę radzić sobie sama. Cały czas „kołowrót” spraw. Do tego dochodzą problemy komunikacyjne, korki, spowodowane nasilonymi remontami. Budowa zakopianki, budowa trzech mostów: w Tylmanowej, pod Hubą, w Trybszu, remonty kilku odcinków drogi wojewódzkiej, rondo w Łopusznej. Od wiosny remont 3 km drogi 969 z Krościenka na Nowy Targ. Ode mnie przez ostatnie miesiące 40 minut się wyjeżdża.

A pani nigdy nie chciała być ministrem? Tyle lat przy Jarosławie Kaczyńskim. Pewnie gdyby pani tupnęła nogą, to by jakiś resort dostała. Nie miała pani takiej ambicji?

- Nie chcę mówić źle o kolegach, ale ja nie powiem prezesowi, że muszę być ministrem, bo inaczej nie będę za czymś głosować. To jest lojalność, o której mówię. Kierownictwo wie, że ja nie będę urządzała scen albo groziła jakimiś innymi konsekwencjami. Dwie kadencje haruję jak stachanowiec. Jestem wiceprzewodniczącą w komisji środowiska. No i krótko mówiąc, jak jest zadyma do zrobienia, to jest pani przewodnicząca z PSL-u. A jak jest praca do wykonania, to jestem ja. 30 projektów ustaw przeszło przez Komisję Ochrony Środowiska, a w 24 z nich ja byłam posłem sprawozdawcą.

W Sejmie. Arch. prywatne Anny Paluch

To pani kolejny start wyborach, czyli widzi się pani nadal w Sejmie. W jakiej roli?

- Widzę się w Sejmie. Ta praca mnie interesuje. 3 lata temu osiągnęłam wiek emerytalny, ale jest to praca, która fizycznie mnie nie męczy. Wiadomo, jak za długo siedzę, to boli mnie kręgosłup, muszę chodzić na siłownię, na spacery, żeby się utrzymać w kondycji, ale to bez porównania z osobami, które ciężko pracują fizycznie. Moja praca pozwala też zachować sprawność pamięci, umysłu, intelektu. Cały czas trzeba się zapoznawać z nowymi rzeczami, patrzeć jak te przepisy będą działały, słuchać opinii uczestników prac legislacyjnych, wprowadzać poprawki, dyskutować. To jest praca wymagająca stałej aktywności umysłowej, kontaktu z ludźmi. Spełniam się. Gdyby tak nie było, to by mi się nie chciało po raz szósty przeprowadzać kampanię, szarpać się, wieszać banery na płotach i balkonach, żyć od spotkania do zebrania.

A co jeśli przegra pani wybory? Myślała pani o tym?

- To mało prawdopodobne. Kampania idzie dobrze. Myślę, że mamy szansę po raz trzeci zdobyć większość i dalej rządzić Polską, a w naszym okręgu utrzymać co najmniej te osiem mandatów, które mamy. Jestem przekonana, że przemówi do Polaków to co widzą i te warunki w jakich żyją. Pomimo pogarszającej się sytuacji w świecie, mówię tu o pandemii i wojnie na Ukrainie, jakość życia Polaków się nie pogarsza, infrastruktura publiczna się poprawia, ludzie mają pracę i mogą utrzymać rodzinę, wprowadzamy nowe rozwiązania, które ludziom ułatwiają życie. Wsparcie kierowane do ludzi, bezpośrednio albo przez samorządy lokalne jest nieporównywalne z niczym innym, co było do tej pory. Łatwo to sprawdzić, wystarczy wejść na rządowy portal mapainwestycji.gov.pl, gdzie pokazano skalę rządowego wsparcia dla każdej gminy i powiatu.

Druga część rozmowy po południu, a w niej m.in.:

”Co do koalicji w powiecie nowotarskim, to koledzy nie zachowali się fair. Dobrze być wiceministrem w naszym rządzie, ale poseł powinien ogarnąć swoich współpracowników. Sytuacja była taka, że w momencie zawierania koalicji w powiecie w 2018 r. pan starosta i koledzy twierdzili, że są lokalnym komitetem i nie muszą w powiecie powtarzać koalicji zawartej w Sejmie. Po roku, kiedy przyszło do dyskusji nad listą sejmową, która w oczywisty sposób zależy od siły struktur poszczególnych ugrupowań, okazało się że panowie są jednak w Solidarnej Polsce. To nie jest zachowanie fair, bo powinno się mieć jedną twarz we wszystkich sytuacjach. I jeszcze to hołubienie wicestarosty, który przez całą kadencję z uśmiechem odbierał promesy na rządowe wsparcie powiatowych inwestycji, a teraz kandyduje przeciw naszemu senatorowi. Gdzie tu sens, gdzie logika?

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 21.09.2023 11:06