FELIETON. "Minął rok z hakiem od chwili, kiedy zgasły jubileuszowe fajerwerki, okraszone mowami polityków, którzy hartowali swoje wyborcze szable obietnicami wsparcia wielkiego, sportowego Podhala. Dla przypomnienia: przestrzegałem wówczas, że reasumpcji nie będzie…" - pisze publicysta Jacek Sowa.
Młoda ekipa zawiadująca pracą klubu hokejowego nie udźwignęła ciężaru gatunkowego. Budziło to obawy na przyszłość, gdyż aby podnieść poziom sportowy najważniejszej dla Podhala dyscypliny, trzeba było wznieść się na wyżyny zarządzania nie tylko na lodzie, bo bez tego możemy na nim zostać.
Program naprawczy opierał się głównie na pieniądzach, a te skończyły się w miarę szybko, nie doczekawszy końca kolejnego sezonu. Upolitycznionym sponsorom zabrakło prądu, na co nie było solidnej polisy ubezpieczeniowej. Pomocy nie odmawia chodzący regularnie na mecze gospodarz miasta, któremu jednak odradzałem upieranie się przy forsowaniu budowy nowej hali, a dwie bańki wyboksowane na europejskie igrzyska przywróciły tej istniejącej, przyzwoity wygląd.
Jesień w wykonaniu hokejowych „Szarotek” wprawiła w zdumienie nie tylko rywali, ale także i kibiców, którzy jak za dawnych czasów tłumnie ruszyli do parku w dni meczowe. Ich wsparcie z trybun uskrzydliło naszych zawodników i wreszcie przestaliśmy się wstydzić przed hokejowym, choć marnym, światem. Chłopaki odwdzięczają się widowni swoją ambicją, ale przecież na to się umawiali. Jednak pacta sunt servanda i niedopuszczalne jest gonienie działaczy po mieście z kapeluszem, aby zebrać ochłapy na wypłatę dla tych, którzy przywrócili nam wiarę w coś, co od lat pozostało tylko pięknym wspomnieniem…
No i doczekaliśmy się strajku ostrzegawczego, po którym abdykowała pani prezes Natalia, której tymczasowość wieszczono już od początku. Nie wystarczy zapał, aby kierować autobusem, którego nie jest się właścicielem i w dodatku nie ma w baku paliwa. A sytuacja finansowa zespołów młodzieżowych i juniorskich czy dziewczęcego budzi także obawy na przyszłość.
Pionierskie czasy niezapomnianego prezesa Augustyna Fuchsa należą do zamierzchłej przeszłości, tak jak świetne lata pod szyldem kombinatu obuwniczego. To nie jest amatorska zabawa w harcerstwo, tylko niezwykle odpowiedzialne przedsięwzięcie biznesowe. Po upadku kombinatu, w pierwszej dekadzie XXI wieku udowodnił to Wiesław Wojas kolejnymi tytułami, ale też swoim portfelem. Ale w naszym rodzimym piekiełku każdy kiedyś powie: dość!
Spadkobierca obuwniczych tradycji skierował swoja uwagę w stronę bardziej popularnej w kraju i na świecie dyscypliny i zajął się nowotarskim futbolem; na tyle skutecznie, że gdyby nie pandemia i lobby podkarpackie, drużyna seniorów wylądowałaby w drugiej lidze! Ale w Nowym Targu piłka to nie hokej i o tym działacze NKP Podhale doskonale wiedzą, niemniej jednak seniorski zespół, grający na centralnym szczeblu rozgrywek, zawsze jest lokomotywą dla młodego narybku. Znając Wojasa, mimo krążących plotek, na pewno nie pozostawi młodzieży na pastwę niepewnego piłkarskiego losu. A zapewne nie jest powszechnie wiadomo, że w klubowych strukturach funkcjonuje ponad 300 dzieciaków, co stanowi jeden procent miejskiej populacji. Gdyby odnieść to np. do Warszawy, musiałoby tam grać w piłkę 20 tysięcy uczniów?! Utopia…
Pisklęta z NKP radzą sobie całkiem dobrze, regularnie awansując do wojewódzkich czy nawet centralnych rozgrywek – patrz „Bieliki” Krzysztofa Leśniakiewicza.