Jan Gil: Moje kino - zapachy herbat świata

FELIETON. "Czasami ktoś pyta mnie, dlaczego dziś nie ma DKF w Nowym Targu. Wtedy odpowiadam swobodną parafrazą słów z epilogu "Pana Tadeusza" - bo kino dziś "zbłądziło pod strzechy, żeby wieśniaczki kręcąc kołowrotki" mogły oglądać kolejne odcinki ulubionych tureckich seriali" - pisze w kolejnym odcinku wspomnień Jan Gil, nauczyciel, polonista, filmoznawca, współtwórca Podhalańskiego DKF.
Ekrany zgasły, głośniki ucichły, fotele opustoszały - tak wyglądał stan wojenny w kinach. Jesienią 1982 r. kina znowu mogą działać- władza odpuszcza. Z Warszawy dociera do nas wtedy dobra wiadomość - Podhalański Dyskusyjny Klub Filmowy w Nowym Targu otrzymuje Nagrodę im. A. Bohdziewicza za najlepszy w Polsce, w kategorii mniejszych miast.

Po roku 1981 ograniczono do minimum zakupy filmów zachodnich dla kin i telewizji, zaś te z "demoludów" - których nie mogło brakować - nie rozpalały wyobraźni widzów.

Cierpiały na tym również DKF-y. Na szczęście my mieliśmy umowy z archiwami: z Filmoteką Polską w Warszawie i "dobre układy" z Filmoteką PWSTiF w Łodzi, na co najmniej jeden tytuł w miesiącu. Wybieraliśmy do pokazów te najatrakcyjniejsze jak np.: "Przeminęło z wiatrem", "Biały kanion", czy "Bunt na Bounty". Ale dalej filmów było za mało i wtedy kluby znalazły dla siebie niszę. Konsulaty zagraniczne; amerykański i francuski w Krakowie - za cichym przyzwoleniem władz - zaoferowały nam na czas biedy wybrane własne nowości filmowe, ale tylko na wąskiej taśmie 16 mm (gorsza jakość obrazu i dźwięku). Nikomu to jednak nie przeszkadzało - kinomani pragnęli nowości filmowych, zwłaszcza tych z Zachodu. Nie przeszkadzała nam również oryginalna wersja filmów - bez polskich tłumaczeń. DKF-y szybko dorobiły się własnych translatorów, którzy w domowych warunkach opracowywali listy dialogowe do tych filmów i działało to na zasadzie; podaj dalej. Rekordy pod tym względem bił nasz klubowy kolega Konrad Nowak (romanista), który potrafił w ciągu jednego dnia opracować listę dialogową do pełnometrażowego filmu francuskiego i odczytać ją na wieczornym seansie. Podobną rolę pełnił również w naszym klubie, choć w mniejszym zakresie, anglojęzyczny prawnik Paweł Kozak.

Tymczasem nad korytarzami MOK unosi się eteryczna, poetyczna (niczym Rachel z "Wesela") postać młodej dziewczyny - to nowo przyjęta do pracy na stanowisko instruktora fotografii i filmu - Jolanta Dylewska, z Oleśnicy pod Wrocławiem. Ma własną pracownię z ciemnią fotograficzną, jako miejsce do przeprowadzania swoich mniej lub bardziej udanych artystycznych eksperymentów. W jej pracowni odbywają się spotkania Rady naszego klubu. Eteryczność jej postaci wzmaga się wtedy jeszcze bardziej, spotęgowana zapachem herbat świata, którymi przyjmuje nas w swoim królestwie.

Swojego zainteresowania kinem specjalnie nie zdradza, nie aspiruje do wiedzy na ten temat. Sprowadza swoje obowiązki w tym zakresie do stwarzania nam dobrej atmosfery do spotkań i narad. Po blisko dwóch latach Jola nagle znika z MOK. Nikt z nas nie wie dlaczego i gdzie. Dopiero po jakimś czasie dowiadujemy się, że została studentką wydziału operatorskiego PWSTiF w Łodzi, a później również wydziału reżyserii filmowej. Dziś to 66 -letnia Profesor sztuki filmowej tej uczelni i wykładowczyni kilku niemieckich uczelni artystycznych. Jej dorobek artystyczny to filmy dokumentalne i fabularne, nagradzane na polskich i zagranicznych festiwalach filmowych.

Zbliża się pierwszy maja 1984 roku. Pochodów już nie ma - władza boi się zbuntowanego ludu. Dowiadujemy się, że możemy, ale tylko na ten dzień, dostać z Konsulatu USA kopię głośnego melodramatu "Czułe słówka (1983). Pokaz amerykańskiego filmu w takim dniu - to brzmiało jak prowokacja. Ówczesny dyrektor MOK Alfred Etryk (zesłany na banicję z Zakopanego do Nowego Targu) nie wyraża zgody, boi zapewne się tych urzędujących po sąsiedzku towarzyszy z Miejskiego Komitetu partii. Postanowiliśmy zatem uderzyć wprost do sekretarza propagandy Komitetu pani K. Dziewolskiej. O dziwo, zgadza się na pokaz - dyrektor musi ustąpić.

Nadchodzi kres mojej kadencji jako prezesa klubu. Tę funkcje przejmuje po mnie "nieformalnie" (tak sobie życzył), ukrywający się dotąd w kabinie projekcyjnej jako operator - Konrad Nowak, z którym ściśle współpracuje Witold Żmuda, instruktor fotografii i osoba odpowiedzialna w MOK za stronę techniczną i organizacyjną DKF. Nowy prezes znów bije rekordy, tym razem jako autor oryginalnych pomysłów na tematyczne cykle filmowe w repertuarze naszego klubu. W roku 1986 znowu kinomani z całej Polski gromadnie zjechali się do Nowego Targu na zorganizowane przez niego seminarium pod tytułem: "Pierwsze, krajowe, kolejowe seminarium filmowe."Na ekranie filmy, w których pojawia się motyw kolei w jakimkolwiek kontekście: dramaturgicznym, symbolicznym czy zwyczajnie przypadkowym.

Lata osiemdziesiąte były najlepszym czasem dla aktywności klubów filmowych w Polsce, a stało się tak przede wszystkim z powodu małej konkurencyjności kin komercyjnych i telewizji.

Nadchodzi jednak czas rewolucji technicznej w sztukach audiowizualnych i stopniowo miękki obraz z celuloidowej taśmy zamieni się w ostre i wyraziste piksele obrazu cyfrowego.

Romantyczny czar starego kina zaczyna powoli pryskać.

P.S. Czasami ktoś pyta mnie, dlaczego dziś nie ma DKF w Nowym Targu. Wtedy odpowiadam swobodną parafrazą słów z epilogu "Pana Tadeusza" - bo kino dziś "zbłądziło pod strzechy, żeby wieśniaczki kręcąc kołowrotki" mogły oglądać kolejne odcinki ulubionych tureckich seriali.

Jan Gil

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 31.03.2024 12:57