Odszedł Andrzej Szal

„Żyjemy tak długo, jak długo żyje pamięć o nas”. Do tej refleksji dochodzimy zawsze wtedy, gdy odchodzi ktoś bliski. Niestety dotarła do nas smutna wiadomość. Nie ma już wśród nas Andrzeja Szala. Zmarł w szpitalu w Nowym Targu.
Był bliski wielu osobom i to nie tylko tym, którzy związani są z nowotarskim hokejem. Jednak jak ogromna była to wieź wiedzą tylko ci, którym bezpośrednio przyszło zetknąć się z tym nietuzinkowym człowiekiem. Był człowiekiem z dużym poczuciem humoru i wewnętrznym filozoficznym ciepłem.

Od początku swojej kariery, aż do jej zakończenia - z wyjątkiem 24-miesięcznej „emigracji” do Warszawy w celu odbycia zasadniczej służby wojskowej ( grał w Legii) - bez przerwy bronił barw Podhala. Był jednym z najlepszych napastników. Grał na igrzyskach olimpijskich w Innsbrucku w 1964 r. oraz na mistrzostwach świata w Sztokholmie (1963) i Lubljanie (1966). Trzykrotnie sięgał po mistrzostwo Polski - w 1964 r. z Legią , 1966 i 69 z Podhalem.
Igrzyska olimpijskie wspominał z wyjątkowym sentymentem. - Ta impreza wyzwala w człowieku pozytywne odczucia – mówił. - Wspaniały klimat wioski olimpijskiej, ale najbardziej zauroczyli mnie ludzie, zarówno uczestnicy jaki i kibice - turyści. Pamiętam jak ulicami Innsbrucku, ze śpiewem na ustach, trzymając się za szyje, szli - Firsow, aktor francuski i grający wspaniale na gitarze, kanadyjski bramkarz Martin. Był to raj dla fotoreporterów. Pierwszy raz widziałem Rosjanina w takiej roli – opowiadał, gdy zbierałem materiały do książki „75 lat Szarotek”.

Jeden zwód, drugi, napastnik i obrońca pozostali w tyle. Ruszyli jednak w szaleńczym pościgu, kierując się ku własnej bramce. Nagłe hamowanie. Jeszcze jeden zwód, ucieczka od bandy i... Ryk publiczności zagłuszył wszystko. Zapaliło się czerwone światełko, sędzia wskazał na środek lodowiska i podjechał do spikera: - szóstka od... – z takich akcji go zapamiętałem i z szerokich desek, nikt w takich nie grał. Na koszulce miał numer „6”. Nie doczekał jubileuszu 50 – lecia zdobycia przez „szarotki” pierwszego seniorskiego tytułu mistrza Polski. Tak niewiele mu zabrakło.

Jeśli istnieje – w co głęboko wierzę – ten lepszy świat, to „Kuba” – bo tak wszyscy na niego wołali – będzie naszym fanem, życzliwie patrzącym na nasze poczynania i będzie witał każdego z nas u Boga, gdzie – być może – hokej rządzi się sprawiedliwszymi i czystszymi zasadami.

Stefan Leśniowski
[SPORTOWEPODHALE]index.php?s=tekst&id=10494[/SPORTOWEPODHALE]

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 04.09.2015 22:06