Podhalańscy hodowcy owiec nie wiedzą, co robić z wełną owczą. Na Podhalu ostał się tylko jeden skup - w Nowym Targu. Jego właściciel również narzeka, że coraz trudniej dziś znaleźć nabywcę wśród firm przędzalniczych. Tymczasem firmy reklamują niby-ekologiczne pościele, gdzie oryginalnego runa owczego jest góra 20 procent. Reszta to tworzywa sztuczne.
W jedynym na tym terenie skupie za kilogram wełny płaci się złotówkę.
- Osoba strzygąca owce bierze za swoją robotę 3 złote od sztuki, podczas gdy z tej samej sztuki udaje się uzyskać czasami dwa kilogramy, czyli 2 złote - narzeka Józef Pietraszek, hodowca owiec z Krempach. - A i tak czasami trudno sprzedać i tę wełnę. Wiem, że u innych rolników wełna latami zalega na strychach.
Stanisław Fic z Nowego Targu, który od wielu lat skupuje wełnę od podhalańskich rolników, tłumaczy, że ten bardzo zdrowy surowiec, chociaż czasami mało przyjemny w dotyku, jest dziś skutecznie wypierany przez sztuczne tkaniny. Wełna, chociaż bardzo zdrowa, wymaga ogromu pracy, by można było z niej wykonać jakieś produkty. Jego zdaniem nie doceniamy walorów ekologicznych „owczego włosia”.
Dla podhalańskich rolników konkurencję stanowią też Rumuni czy Węgrzy. Stąd też z wyrabiania produktów wełnianych rezygnują firmy nie tylko w Polsce, ale również za granicą.
Źródło: Polska Gazeta Krakowska