25.08.2015 | Czytano: 1020

Z organizacji piątka, sportowo nasi gorzej

W samych superlatywach wypowiadali się uczestnicy Elite Cup o organizacji turnieju. Nie słyszałem ani jednej negatywnej opinii. Drużyny zagraniczne już są zainteresowane występem w przyszłym roku.

Artur Kasperek, były reprezentant kraju w unihokeju, mógł być dumny po ostatnim gwizdku sędziego. Zorganizował turniej na piątkę, w którym walczono nie tylko o puchary, ale także nagrody pieniężne w postaci bonów. Pierwszy taki turniej unihokejowy w kraju w międzynarodowej klubowej obsadzie przeszedł do historii.

- Było trochę niedociągnięć, ale jak na pierwszy raz wyszło nie najgorzej – mówi Artur Kasperek, jak zawsze skromny. – Będzie nad czym pracować. Chciałbym, by był to turniej cykliczny. Burmistrz też jest za tym. Przy pomocy miasta, w wakacje, turniej ten miałby swoje miejsce w unihokejowym kalendarzu. Tylko termin się zmieni. Rozważamy koniec czerwca bądź początek września.

Artur Kaperek ma już doświadczenie w organizowaniu tak wielkiego turnieju, więc prowokacyjnie pytam go, czy nie podjąłby się zorganizowania Super Finału mistrzostw Polski.

- Jestem przeciwnikiem Super Finału, z punktu widzenia szkoleniowego. Za mało gramy, by decydująca bitwa była tylko jedna. To było widoczne podczas turnieju Elite Cup. Nasze drużyny wyraźnie odstawały od zespołów zagranicznych. Brakowało im obycia meczowego. 5-6 lat temu byliśmy dla Słowaków nauczycielami. Teraz my musimy się od nich uczyć. Problemem jest brak pieniędzy w polskim sporcie. Dużo dzieci gra w unihokeja, ale mało jest klubów grających pod egidą Związku. Nawet w naszej amatorskiej dyscyplinie, na rozegranie tylko 12 spotkań ligowych w sezonie, potrzeba dużo pieniędzy. Wyjazdy są bardzo dalekie. Jeśli będzie więcej klubów młodzieżowych, to być może wzrośnie niebawem liczba seniorskich zespołów. Wtedy będzie można wprowadzić ligi regionalne, a co za tym idzie podróże będą tańsze. Ale to wymaga wielu lat pracy. Jeśli ktoś zwróciłby się do mnie o zorganizowanie Super Finału, to rozważyłbym taki pomysł. Na razie nie ma tematu.

W turnieju niezwyciężeni okazali się Szwedzi (Malmoe FBC), którzy spadli z pierwszej ligi.

- Szwedzi pokazali kawał dobrego unihokeja. Jeśli wziąć pod uwagę, że grają na trzecim poziomie, to sami odpowiedzmy sobie na pytanie, w którym miejscu jesteśmy. Przewyższali pozostałe ekipy organizacją i kulturą gry – twierdzi nasz ekspert Ryszard Kaczmarczyk. – Świetnie wyszkoleni technicznie, piłeczka chodziła im od kija do kija, nie było problemów z jej przyjęciem w biegu, z podaniem. Cały czas głowa była w górze. Nieudane podania można było policzyć na palcach jednej ręki w meczu, a czasami w kilku meczach. Wynikały głównie z presji przeciwnika, a nie dlatego, że ktoś nie umiał tego wykonać. Cała formacja to potrafiła, a u nas często jeden lub dwóch zawodników w piątce. Zaskoczył mnie mecz finałowy, że Słowacy tak długo stawiali opór. W moim odczuciu Trenczyn był słabszy od Koszyc czy Havirova. Niemniej grał bardzo cwanie. Denerwowało mnie granie na czas. Trzeba przyznać, że Słowacy potrafią wyciągać wnioski z gry. Obserwują jak gra przeciwnik i ustawiają pod niego taktykę. U nas nawet taktyka szwankuje. Bierze się to stąd, że żadna drużyna nie ma trenera. Z boku lepiej widać, można reagować na sytuacje boiskowe, wykonywać zmiany w odpowiednim momencie. Jeśli trener gra, to trudno pogodzić te dwie funkcje.

Dziwią porażki naszych drużyn ze Słowakami. Jeszcze nie tak dawno wygrywaliśmy z nimi bez problemów. Teraz coraz częściej schodzimy z boiska pokonani. Reprezentacja juniorów tego kraju była w ostatnich mistrzostwach świata rewelacją. Tak szybko z nauczycieli przekształciliśmy się w uczniów.

- Musimy zmienić podejście – twierdzi Ryszard Kaczmarczyk. – W lidze mamy siedem drużyn, w sezonie gramy 12 spotkań. Jeśli tyle spotkań się gra, to jaki sens mają wczesne przygotowania. Liga rusza w październiku, czyli przygotowania rozpoczną się dopiero we wrześniu. Do takiego turnieju trzeba było rozpocząć je z początkiem lipca. Nasze drużyny przystąpiły do turnieju kompletnie nieprzygotowane. Widać było, że fizycznie ustępowały pozostałym uczestnikom. Najlepiej zaprezentowała się Polska B, ale jak powiedział ich trener „ z orzełkiem na piersiach dostaje się więcej sił i czasami umiejętności”. Mamy trudną sytuację. U nas gra się na obrzeżach kraju i najbliższy wyjazd, to najdalszy na Słowacji. Dla naszych południowych sąsiadów zorganizowanie ligi nie jest problemem. U nas już tak, bo wyjazd to 300-600 km. To wiąże się ze sporymi wydatkami. Jest nowy Zarząd, próbuje coś zmienić, zachęcić do grania. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Trzeba spopularyzować dyscyplinę w większej ilości miast. Jeśli tego nie zrobimy i nie podzielimy Polski na cztery części, żeby były krótsze wyjazdy, to unihokej ma marne szanse na rozwój.

CKKS – organizator turnieju - ufundowało sporo nagród. Były to bony o sporej wartości. I tak najlepszy polski zespół (Polska B) otrzymał bony o łącznej kwocie 7 tysięcy złotych (każdy gracz po 350 zł). Szóstka najlepszych polskich zawodników zgarnęła, każdy po 500 złotych. Znaleźli się w niej: bramkarz – Maciej Jastrzębski (Szarotka); obrona lewa – Rafał Zacher (Szarotka), obrona prawa – Filip Łukaszewski (Polska B), środkowy napastnik – Emil Filipowicz (Polska B), prawoskrzydłowy – Karol Bażowski (Polska B), lewoskrzydłowy – Jakub Korczak (Górale).

Wybrano również All Stars turnieju: Magnus Dahlstrom (Malmoe FBC); Marek Burko (Trenczyn) – Gustav Rundgren (Malmoe); Michal Dudovic (Koszyce) - Fredric Azelius (Malmoe) – Jacob Carlesson (Malmoe).

- Gdyby do All Stars wybrano wyłącznie Szwedów, to nikt nie miałby pretensji – twierdzi nasz ekspert. – Jednak było to uhonorowanie zawodników z czołowych ekip. Na pewno ci, którzy się znaleźli w szóste wyróżniali się na boisku. Napastnik z Koszyc stylem gry przypominał Patryka Wronkę. Niski, dynamiczny, z głową do gry.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama