16.11.2015 | Czytano: 1303

Kawał dobrej roboty

- Fantastyczna pierwsza część sezonu. Wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Należą się brawa chłopakom – mówi trener hokeistów Podhala, Marek Ziętara.

Wyniki „szarotek” mówią same za siebie. 11 spotkań z rzędu bez porażki. Drużyna niepokonana u siebie. Drugie miejsce i tylko punkt za bogatą Cracovią. Awans po dziesięciu latach do Pucharu Polski. To osiągnięcia, o których można było tylko pomarzyć przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Tym bardziej, że z drużyny, która zdobywała brązowy medal, odeszło sześciu graczy. Hokeistów, którzy decydowali o obliczu zespołu.

- Spodziewałeś się, że pierwszą cześć sezonu zespół zakończy na drugim miejscu?

- Szczerze? Raczej nie. Pierwsze mecze pokazały, że łatwo o punkty nie będzie, że rywalizacja będzie zacięta i dużo drużyn będzie aspirowało do gry w szóstce. Kolejne mecze tylko to potwierdziły. W każdym meczu trzeba było się bić i z ”gardła” wyrywać punkty. Walka o prawo gry w grupie silniejszej trwała do ostatniej rundy, a nawet do ostatniej sekundy. O dwa miejsca biły się aż cztery zespoły. Różnice punktowe były minimalne. Wygrywaliśmy mecz za meczem, a mimo to długo nie byliśmy pewni gry w szóstce. Gdyby nie wartości dodane, czyli zdobyte punkty na Tychach i Cracovii, to walczylibyśmy do samego końca o awans, który był naszym priorytetem. Drugie miejsce to spory sukces drużyny. Można powiedzieć, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Należą się wielkie brawa dla chłopaków. Przyznam się, że po cichu liczyłem na awans do Pucharu Polski. Podhale długo w nim nie grało. W ubiegłym sezonie niewiele nam zabrakło, by znaleźć się w czwórce. Teraz wierzyłem, że osiągniemy cel i udało się. Cieszę się bardzo, bo to dodatkowy bonus dla klubu.

- Na razie cicho w pucharowym temacie. Nie wiadomo gdzie się odbędzie. Mówi się w środowisku, że nie ma chętnego na wyłożenie 100 tysięcy złotych.

- Z tego co wiem nie ma na ten czas żadnej decyzji Związku. Mam nadzieję, że zapadnie jak najszybciej. Takie sprawy powinny być podejmowane dużo wcześniej, by zespoły miały czas przygotować się. Mam nadzieję, że Puchar Polski zostanie rozegrany. To jest przecież promocja hokeja, nie ukrywajmy, ledwie stojącego na nogach.

- Liczyłeś, że uda ci się zmontować zespół co najmniej o tym samym potencjale co w ubiegłym sezonie?

- Kiedy sklejałem drużynę na nowo, mówiłem, że będę chciał, by potencjał był podobny. Odeszło sześciu graczy, którzy zdobywali brązowe medale, a doszło tylko pięciu. Ilościowo bilans więc nie wyszedł na zero. Istotą było tak dobrać komponenty, by zniwelowały różnice po ubytkach na danych pozycjach. Sztuką było posklejanie, żeby gra wyglądała solidnie. Na ten moment wydaje mi się, że formacje wyglądają bardzo dobrze i tak też funkcjonują.

- Problemem jest krótka ławka.

- To jest zmartwienie od momentu, gdy zabrałem się za budowanie zespołu. Wiadomo jaki był tego powód. Drużyna zamknęła się w czterech piątkach z małym polem manewru. Ważne było, by dwie rundy przejść z minimalną ilością kontuzji. Dziękować Bogu, że tak się stało. Nie było groźnych, które eliminowałby graczy na dłuższy czas. Poważniejszy uraz dotknął Zapałę na początku sezonu, a potem Sulkę z pękniętym piszczelem. Reszta miała drobne urazy. Kontuzje na szczęście nas omijały i dobrze, bo z nimi mogło być różnie.

- Za to w ostatnich dwóch meczach szczęście was opuściło. Kontuzja goniła kontuzję, które co najmniej na miesiąc wyeliminowały dwóch zawodników. Będzie problem?

- Będzie. Akurat na koniec rundy dopadła nas plaga kontuzji. Czeka nas trudny okres. Szansę dostaną zawodnicy, którzy dotychczas grali mniej. Będą mieli doskonałą okazję udowodnienia przydatności do zespołu.

- Jaki cel na drugą część rozgrywek?

- Cel wyznaczyliśmy sobie po wczorajszej potyczce z Polonią. Jest nim utrzymanie pozycji 1-4 przed ćwierćfinałem play off. Chcemy play off zacząć z handicapem swojego lodowiska w ilości rozgrywanych spotkań.

- Najlepszy i najsłabszy występ?

- Kiedy wygrywa się 11 meczów z rzędu to trudno wybrać dobre i słabe spotkanie. Były mecze, które rozstrzygaliśmy w pierwszej fazie meczu, ale były też takie, które w samej końcówce. Choćby w Tychach. Przegrywaliśmy z mistrzem kraju 1:3 i potrafiliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, ogrywając go 4:3. Można pięknie grać i przegrać, a można słabo i zgarnąć punkty. Charakter drużyny poznaje się wtedy, kiedy nie idzie, gra się nie klei, zawodnicy nie są w idealnej dyspozycji, a potrafią się zmobilizować i złamać mecz. Takich meczów było kilka, wczorajszy z Polonią, wcześniej z Opolem czy Jastrzębiem. Ważne, żeby w drugiej części sezonu, mimo ubytków kadrowych, utrzymać dyspozycję. Nie będzie łatwo, bo łatwych przeciwników w szóstce nie będzie. Wszystkie drużyny są topowe. Krok po kroku będziemy jednak dążyć do wyznaczonego celu.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama