- Zaskoczony postawą zespołu?
- Zadowolony. Czy zaskoczony? Chyba nie, bo wykonaliśmy ogrom pracy przed sezonem i w trakcie jego trwania. Nie mogę też stwierdzić, że się tego spodziewałem, ale świadomie do tego dążyliśmy. Nie jestem zdziwiony w stylu: „ Och, co się stało?”.
- Kiedy uwierzyliście, że możecie każdego pokonać, odnieść 11 zwycięstw z rzędu. Przełomowym była konfrontacja z Tychami i odwrócenie losów spotkania z 1:3 na 4:3?
- Nie doszukiwałbym się przełomów. Chcieliśmy być w „szóstce”, a to obligowało nas do gry na maska w każdym meczu. Każdy punkcik był niezwykle cenny. W tabeli cały czas było ciasno. Walka toczyła się do ostatniej kolejki. Do każdego meczu przystępowaliśmy skoncentrowani i z wiarą zwycięstwa. Mamy w miarę młodą drużynę, która w każdym meczu dawała z siebie sto procent, miała też teoretycznie więcej sił niż trochę starsze wiekowo zespoły. To był klucz do wyniku jaki osiągnęliśmy, a nie nastawianie się na serie czy „zaskoczenie” z Tychami.
- Nawarstwiły się kontuzje, a ławka jest krótka. Może być problem.
- Krótka ławka to nasza największa bolączka. Wyskakuje Haverinen w meczu z Polonią i piątka przestaje funkcjonować. Tymczasem w każdej formacji wypadło jedno ogniwo. To nie nasz problem, z nim musi się uporać trener i pani prezes.
- Pierwsza czwórka to cel na drugą cześć sezonu. Tak przynajmniej twierdzi trener.
- Chcielibyśmy utrzymać pozycję w tabeli, żeby ćwierćfinał zaczynać u siebie. Wtedy teoretycznie jest większa szansa na dobry wynik i znalezienie się w półfinale. Jeśli już w nim się znajdziemy, to… w najgorszym przypadku zagramy o brąz. Myślę, że stopniowo cele będą się ujawniały.
- Gra o wyższe cele?
- Trudno w tej chwili powiedzieć czy coś więcej jest w naszym zasięgu. Dużo czasu przed nami, a przy brakach kadrowych sytuacja może być skomplikowana.
Stefan Leśniowski