- Po przerwie cały czas człowiek z Lipnicy nam bruździł. Wyzywał od „Melonów”, „Błaznów”. Ciupał nam non stop. Gdy schodziliśmy po meczu „Melon” (Daniel Anioł) powiedział, że jeśli jest taki odważny, mocny, to możemy gdzieś w ustronnym miejscu się spotkać. Chłopcze uciekaj – powiedziałem mu. Pchnąłem go, wywrócił się. Złapał mnie Antolak i Rubiś, a on wtedy uderzył mnie w twarz. Wszedłem do szatni, ściągnąłem koszulkę i słyszę, że biją „Melona”. To już było poza stadionem, przy głównym wejściu. Prezes Lipnicy złapał „Melona”, ja go odciągnąłem. Jak chcą, to niech się biją. „Melon” to kawał chłopa i nie miał z nim szans. Uderzył go i gościu spadł. Nie biłem się. Dostałem rok za to, że się nie biłem. Po 20 minutach, po tym jak się wykąpaliśmy, wychodzimy na zewnątrz, a gościu nadal nam bruździ, że zerżnie mnie i moją matkę. Mam świadków. Normalny gość tak się nie zachowuje, nawet nie po wódce – opowiada Robert Krzystyniak.
- O całym zajściu pisaliśmy również tutaj http://www.sportowepodhale.pl/index.php?s=tekst&id=10888
Stefan Leśniowski