22.09.2013 | Czytano: 3644

Wielka bieda

Połączone siły juniorów Podhala i KTH rozpoczęły walkę o mistrzostwo Polski. Jeszcze w piątek wieczór zanosiło się, że do niej nie dojdzie. Nie było zawodników, bo Dębowski i Szuba zrezygnowali, a Sulka dał się jeszcze przekonać, ale nie wiadomo na jak długo.

Organizacyjnie leżymy. Z Krynicy przyjechali zawodnicy i wszystko mieli, nawet odżywki. W Podhalu wielka bieda, wszystko kręci się na zasadzie, że jakoś to będzie. Obiad w dwudniowym wyjeździe trzeba zjeść, tylko za co? Walek Ziętara próbuje jeszcze coś załatwiać. Toteż wyjazd na wariackich papierach trzeba uznać za udany. W sobotę pewne zwycięstwo, w niedzielę nikła porażka.

- Wyjazd rodził się w wielkich bólach – twierdzi trener połączonego teamu Podhala i KTH, Ryszard Kaczmarczyk. – Wydawało się, że nie pojedziemy do grodu Kopernika, bo naprawdę trudno było zebrać dwie piątki plus dwóch bramkarzy. Jakoś się udało skompletować skład. Jak wyszliśmy na rozgrzewkę, to wydawało się, że będzie ciężko. Rywal dysponował trzema pełnymi formacjami. Jednak mecz dla nas rozpoczął się wyśmienicie. Po 90 sekundach prowadziliśmy 2:0. Świetnie naszej świątyni strzegł B. Kapica, bo gospodarze mieli swoje okazje, ale zaporą nie do pokonania był nasz bramkarz. My natomiast co mieliśmy to wykorzystaliśmy. Dość łatwo zdobywaliśmy gole, bo ich bramkarz nie był ostoją. Prowadząc 5:0 miejscowi zdobyli dwie bramki. Jedną dość przypadkową, po rykoszecie, a drugą po kontrataku. Wydawało się, że ostatnia część meczu będzie nerwowa, ale świetnie rozwiązaliśmy ją taktycznie. Kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń na tafli, a w końcówce, po kontratakach, zdobyliśmy kolejne gole. Mecz nie był rewelacyjnym widowiskiem, ale też tragedii nie było. Trzeba mieć sporo zdrowia, by grać na dwie piątki. Dlatego rewanż już wyglądał inaczej. Co prawda zaczęliśmy od objęcia prowadzenia i wydawało się, że lekko pójdzie jak wczoraj, ale… Niestety nie było sił. Brakowało dynamiki, nóżki nie chciały jeździć po lodzie. Gospodarze strzelili nam gola i poczuli się pewnie. Potem poszła seria i zanosiło się, że nas rozjadą. Mądrze chłopcy zagrali drugą odsłonę. Zaczęli strzelać i wpadało, bo ich bramkarz nie był najmocniejszym punktem. Wyrównaliśmy i mieliśmy jeszcze sytuacje na kolejne zdobycze. Na trzecią tercję wyszliśmy jednak na prostych nogach. Graliśmy bezmyślnie, woziliśmy krążek, podawaliśmy do tyłu i z tego dostaliśmy gola. Wymieniając krążek za bramką rywal go przechwycił, wyjechał i zrobił co do niego należało. 90 sekund przed końcem Pustułka miał sytuację jeden na jeden, ale bramkarz był górą. Nie było jak przycisnąć, wycofać bramkarza. Szkoda. Zadowolony jestem z chłopaków, bo w dziesięciu zostawili kawał serca na lodzie. To były pierwsze mecze wspólne z Krynicą. Drużyna się dopiero tworzy. Zobaczymy co będzie dalej. Mam nadzieję, że będzie się to pozytywnie rozwijało, a ja będę trenerem, bo i taki wariant jest rozpatrywany.

Sokoły Toruń – MMKS Podhale Nowy Targ/KTH Krynica 2:8 (0:4, 2:1, 0:3) i 5:4 (4:1, 0:3, 1:0)
Bramki dla Podhala/KTH: Pustułka 3, Siuty 2, Jaśkiewicz, Grebla, Špirko (I mecz); Pustułka 3, Stypuła (II mecz).

Podhale/KTH: B. Kapica ( w drugim meczu Sułkowski) – Jachimczyk, Jaśkiewicz, Stypuła, Siuty, Pustułka – Sulka, Banaś, Grebla, Špirko, Słota. Trener Ryszard Kaczmarczyk.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama