29.09.2013 | Czytano: 1959

Oszukane i zapłakane

Unihokejowa ekstraklasa rozpoczęła boje o mistrzostwo kraju. Nowotarskie drużyny zaliczyły daleki wyjazd, aż na drugi kraniec Polski. Szarotka wracała zapłakana i oszukana, Podhale szczęśliwe.

Szarotka pojechała nad morze w zaledwie 9- osobowym składzie. To efekt wesela w rodzinie Burdynów. Trzy Burdynówny musiały zostać w domu, a na przyjęciu weselnym były też zawodniczki z drużyny. W tak wąskim składzie, z zespołem naszpikowanym reprezentantkami kraju i zawodniczkami ogranymi w zagranicznych klubach, nie miała wielkich szans na korzystny rezultat. Tym bardziej, iż trzecią formację ofensywną stanowiły 16- latki!

Nazajutrz okazało się, że „diabeł” znad morza wcale nie jest taki straszny. Nowotarżanki toczyły wyrównaną walkę. Na 101 sekund przed końcem prowadziły 6:5 i wydawało się, że nic złego im się stać nie może. Stało się! Po samobójczym strzale gospodynie wyrównały, a sekundę przed końcową syreną zdobyły zwycięską bramkę, w bardzo kontrowersyjnej sytuacji. 6 sekund było do końca, gdy na górze gdańszczanki wykonywały rzut wolny. Sędziowie stolikowi nie włączyli zegara i… w nowotarskiej szatni polały się krokodyle łzy.

Podhale też pojechało w skąpym składzie ( 12 zawodniczek) i w sobotę do 56 minuty prowadziło 5:2. Wydawało się, że zainkasuje komplet punktów i zamiast dobić przeciwnika, pozwoliło się doścignąć. 57 sekund przed końcem regulaminowego czasu Krzywak doprowadziła do wyrównania. Nowotarżanki w ostatnich 15 sekundach wykonywały dwa wolne, ale fatalnie je rozegrały i konieczna była dogrywka. W niej, w 114 sekundzie, Timek doprowadziła rywalki do „nagłej śmierci”. Rewanż, od połowy meczu, był już spacerkiem góralek po trzebiatowskim parkiecie. Świetną dyspozycję strzelecką zademonstrowała Marzena Bryniarska, która cztery razy pokonała miejscową bramkarkę.


Energa Olimpia Osowa Gdańsk – Worwa Szarotka Nowy Targ 9:2 (4:1, 2:1, 3:0) i 7:6 (1:1, 3:2, 3:3)
Bramki dla Szarotki: Kubowicz, Chlebda (I mecz); Kubowicz 4, Chowaniec 2 (II mecz).

Worwa Szarotka: M. Zapała – Chlebda, Leśniak, Kubowicz, Bujak, Chowaniec – R. Zapala, J. Piekarczyk, Węgrzyn, E. Piekarczyk. Trener Lesław Ossowski.

- Gospodynie to klasowa drużyna i w takim składzie trudno było je ograć – mówi trener Lesław Ossowski. – Muszę jednak pochwalić dziewczyny, bo zostawiły serducho na boisku. Żadna nie odpuszczała. Dzielnie spisały się najmłodsze. Starały się jak mogły. Jeśli czegoś mi żal, to niewykorzystanych sytuacji. Wygrać byśmy nie wygrali, ale 3-4 „setki” powinniśmy wykorzystać, tym bardziej, iż sytuuje w drugiej tercji były sam na sam i dwa na zero. To musi wpaść. Wynik wyglądałby dużo lepiej. Nie mieliśmy jeszcze treningu na sali i być może dlatego brakowało czucia piłeczki, która skakała w sytuacjach podbramkowych. Świetnie zagraliśmy w rewanżu. Dziewczyny wspaniale broniły i wyprowadzały zabójcze kontrataki. 101 sekund przed końcem, po strzale Chowaniec, objęliśmy prowadzenie i wtedy zaczął się dramat. Straciliśmy samobójczego gola i gospodynie miały rzut wolny na górze. Zegar wskazywał 6 sekund do końca. Wydawało się, że w tak krótkim czasie rywalki nie zdołają rozegrać akcji i przejść na naszą połowę. Udało im się, bo sędzia stolikowy nie włączył czasu. Zegar stał 3-4 sekundy. Nawet sędzia krzyczał włączyć zegar. Sekundę przed końcem straciliśmy bramkę. Nie wiem co powiedzieć, bo mieliśmy wygrany mecz. Musieliśmy go wygrać. Teraz dziewczęta płaczą w szatni.


Jedynka Trzebiatów – MMKS Podhale Nowy Targ 5:6 (1:3, 1:1, 3:1;0:1) i 3:7 (2:2, 1:3, 0:2)
Bramki dla Podhala: Mamak 2, Timek 2, Siuta, Bryniarska (I mecz); Bryniarska 4, Krzystyniak 2, Timek (II mecz).

MMKS Podhale: Młynarczyk – Lasyk, Grynia, Krzystyniak, Siuta, Podlipni – Bryniarska, Florek, Mamak, Florczak, Timek. Trener Jacek Michalski.

- Sobotni mecz powinniśmy dużo wcześniej rozstrzygnąć – twierdzi Jacek Michalski. – Jeśli prowadzilibyśmy 6:1 czy 8:1 po drugiej tercji, to przeciwnik nie mógłby mieć żadnych pretensji. Mieliśmy multum doskonałych sytuacji, ale prowadziliśmy zaledwie 5:2 i zamiast dobić rywalki, pozwoliliśmy im wrócić do gry. Proste błędy wynikające z braku koncentracji i braku walki pod własną bramką zaważyły na tym, iż o sukces musieliśmy się bić w dogrywce. To był pierwszy mecz i widać było brak ogrania i treningu zespołowego. Nazajutrz zaczęliśmy dobrze prowadząc 1:0 i 2:1, ale potem rywalki nas doścignęły i nawet na początku drugiej tercji objęły prowadzenie 3:2. Graliśmy jednak spokojnie swoje. Wreszcie ilość wypracowanych sytuacji przełożyła się na zdobycze bramkowe. Piłeczka zaczęła wpadać do siatki. Gdy prowadzi się różnicą czterech goli, to łatwo i przyjemnie się gra. Tak było w trzeciej tercji. Mogliśmy wyżej wygrać. Myślę, że z czasem dziewczyny uwierzą w swoje możliwości, w to co robią. Będą usilnie pracować nad wyeliminowaniem mankamentów i zaprocentuje to w kolejnych spotkaniach.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama