11.12.2008 | Czytano: 1545

Wozili spodnie

„Czerwona latarnia” tabeli nie wyzwoliła w góralach - charakterystycznej do zamieszkującego tu ludu – zawziętości, nieustępliwości, gry z zębem. Odnosiło się wrażenie, że już przed pierwszym gwizdkiem zaksięgowali sobie punkty, będąc przekonanym, że samo się będzie strzelać. A może liczyli na Św. Mikołaja?

Nie ma się więc co dziwić ostrym słowom trenera. Nawet, gdy jego podopieczni zainkasowali komplet punktów. - Niektórym po ostatnich dobrych występach przewróciło się w głowie. Uznali, że są już mistrzami świata i urządzili sobie ślizgawkę. Uznali, iż krążki same będą wpadać do krakowskiej bramki. Wpadały, ale także do… naszej i to w dość łatwy sposób. Sami prokurowaliśmy sobie niebezpieczne sytuacje pod własną bramką. Co więc mieli robić rywale? Posyłali krążki do naszej bramki. Moi zawodnicy zapomnieli, że każdego rywala należy szanować, nawet tego z ostatniego miejsca. Nie wolno go lekceważyć, bo źle może się to skończyć. Przystępować trzeba do każdego meczu w pełni skoncentrowanym i zmobilizowanym, a tej mobilizacji i koncentracji dzisiaj moim podopiecznym zabrakło. Mam nadzieję, że jutro się zrehabilitują i zaprezentują to co potrafią – powiedział trener MMKS. Jacek Szopiński.

„Pasy” widząc, po pierwszych minutach gry, lelum polelum w grze górali, zaczęli coraz śmielej sobie poczynać. Ich ataki były bardziej składne niż gospodarzy. To oni niespodziewanie objęli prowadzenie po strzale M. Kopczyńskiego pod łatę. Co prawda gospodarze szybko wyrównali grając w czwórkę przeciwko trójce rywali, a potem jeszcze objęli prowadzenie po golu Kapicy i sprytnym dograniu krążka przez Michalskiego. Niemniej, więcej w poczynaniach miejscowych było chaosu, niedokładnych zagrań, szarpaniny i wzajemnych nieporozumień. Na palcach jednej ręki można było policzyć składne ataki. Preferowano grę indywidualną, a podanie szło do partnera dopiero wtedy, gdy „delikwent” nie wiedział co zrobić z czarnym kauczukowym przedmiotem. Oczywiście takie podania do adresata nie dochodziły. Widocznie miejscowi uznali, że grają z „kelnerami” i będzie można podreperować swoje indywidualne statystyki. Takie popisy nie przynosiły spodziewanego efektu. Nawet sympatie niektórych hokeistów były zdegustowane grą swoich chłopaków i… opuściły halę już po pierwszej tercji. Dobrze zrobiły, gdyż w kolejnej części meczu obraz gry nie uległ zmianie.

– Maniane odstawiają. Jak im się nie chce grać, to niech idą do domu – skwitował grę „Szarotek” w drugiej tercji jeden z kibiców. I jakby na przekór jego słowom, w tym momencie Wróbel z niebieskiej linii przestrzelił golkipera krakowian. W 38 minucie krakowianie zdobyli gola kontaktowego (3:2) i wtedy gospodarze uznali, że skończyły się żarty. W odstępie 67 sekund zdobyli trzy gole.

Szkoda, że w takiej dyspozycji zabrakło im w ostatniej tercji. Nawet w tych ostatnich 20 minutach nie chciało im się poważnie potraktować przeciwnika. To była cześć meczu, w której dominowały wykluczenia. Bez przerwy któryś z hokeistów, to jednej, to drugiej drużyny wędrował na ławkę kar. Podhalanie czxęściej i masowo ją odwiedzali. W pewnym momencie, przez 92 sekundy grali w podwójnym osłabieniu i…mogli zdobyć dwa gole. Wtedy udowodnili, że drzemią w nich ogromne możliwości, gdyby tylko chcieli je pełni ujawnić. W tym fragmencie gry sytuacji sam na sam nie wykorzystali Kapica i K. Sulka. Ten pierwszy zatrzymany został przez bramkarza, a drugi fatalnie spudłował. W 55 min. dopiero górale zdobyli gola i objęli prowadzenie 7:2. Niestety ten gol całkowicie utwierdził, iż w przekonaniu, że minimalnym nakładem sił można spokojnie zgarnąć komplet punktów. W końcówce gospodarze już całkowicie odpuścili. – Chcą sprawdzić formę Furcy – żartowali fani, bo też bramkarz Podhala wystawiany został na ciężką próbę. Dwoił się i troił, by zachować czyste konto, ale się nie udało. Koledzy z pola mu w tym nie pomogli. Pełen luz gospodarzy skrzętnie wykorzystali przyjezdni zmniejszając rozmiary porażki.
Do poziomu zawodników dostroił się arbiter główny Radzik, który miał ogromne problemy z ustaleniem strzelców, nie mówiąc już o asystentach. Tych ostatnich w ogóle nie podawał, jakby krążki strzelcom z…nieba spadały. W jednym przypadku podał do protokołu jako podającego zawodnika, który w tym czasie przebywał na…ławce kar.

MMKS Podhale Nowy Targ – ComArch II Cracovia 7:4 (2:1, 4:1, 1:2)
0:1 - M. Kopczyński – Bryła (6:41),
1:1 – Wróbel – W. Bryniczka – Leśniowski ( 7:53 w przewadze czterech na trzech),
2:1 – Kapica – Michalski (14:32),
3:1 – Wróbel (27:50 w przewadze),
3:2 – Kozak – Gąska – Karcz (36:08),
4:2 – Kapica (37:47),
5:2 – Leśniowski – Kapica – Kmiecik (38:40),
6:2 – Puławski – Michalski (38:54),
7:2 – Kapica (54:16),
7:3 – Bryła (57:07),
7:4 – Bryła – Gąska (58:57).

Sędziowali: Radzik – Bucki, Cudek (Krynica).
Kary: 22 – 18 min.

MMKS Podhale: Furca; Wróbel (2) – W. Bryniczka (4), Kret – Gaj, Szumal (4) – Cecuła (2); Kmiecik – Leśniowski – Kapica (2), K. Sulka – Michalski – Puławski, Steliga (6) – Woźniak – Zwinczak (2), Kolasa. Trener Jacek Szopiński.

Cracovia II: Kulig; Kozak (2) – Filipowicz, Gaska (6) – Sobol (2); Bryła (2) – Karcz – M. Kopczyński (4), Kuczaj – Korzeniowski – Koza (2), Worotyński. Trener Dominik Salamon.



Nowotarżanie rozpoczęli mocnym akcentem, bo już pierwsza interwencja golkipera z Krakowa polegała na wyciągnięciu krążka z siatki. Pokonał go Kapica w 21 sekundzie. Ten gracz zdobył cztery bramki dla Podhala. Kolejne trafienie również było jego autorstwa, podobnie jak czwarte w tej tercji. Ta odsłona była najlepsza w wykonaniu gospodarzy. Widać było, że chcą zmazać plamę po kompromitującym występie dzień wcześniej. Dopóki grali zespołowo i z zaangażowaniem, krakowianie nie mieli nic do powiedzenia. Gra toczyła się przeważnie w ich tercji obronnej. Liczby nie kłamią. O ogromnej przewadze „Szarotek” niech świadczy fakt, iż goście w tej części gry oddali zaledwie jeden strzał na bramkę Niesłuchowskiego.

Niestety na tym poważne traktowanie rywala się skończyło. Kolejnych tercji nie dało się oglądać. Wrócił styl z soboty. Górale zaczęli wozić krążek i – jak mawiał były trener Podhala, Ewald Grabowski – spodnie. Wykorzystał to rywal, który zdobył dwa gole. Pierwszego, gdy grał w osłabieniu. Szumal zgubił „gumę” w tercji środkowej i Korzeniowski w sytuacji sam na sam pokonał Furcę, który zmienił Niesłuchowskiego ( łyżwa mu się rozpadła). Korzeniowski był wyróżniającym się graczem „Pasów”. Wyróżniał się nie tylko wielkim wzrostem ( niektórzy porównywali go do „Długopisu”, czyli świetnego hokeisty z lat 60 –tych Józefa Kurka), ale także sporymi umiejętnościami czysto hokejowymi. Drugie trafienie zaliczył, gdy jego zespół grał w przewadze.

Liczyliśmy, że trener Podhala w szatni zruga swoich graczy i po reprymendzie zagrają tak jak w pierwszych 20 minutach. Nic z tego. Dobrego hokeja już nie doczekaliśmy się. W 45 min. Kapica wykorzystał sytuację sam na sam, gdy jego zespół grał w przewadze, ale 16 sekund później Korzeniowski kolejny raz ulokował krążek w nowotarskiej bramce. Górale grali wtedy w podwójnym osłabieniu. Również kolejnego gola stracili przy grze trzech na pięciu. Szósty gol dla Podhala padł z dobitki. Cecuła uderzył z niebieskiej linii, bramkarz nie zdołał zamrozić „gumy” i z prezentu skorzystał Leśniowski.

- Tylko z pierwszej tercji mogę być zadowolony – powiedział trener MMKS, Jacek Szopiński. – Zagrali tak jak tego oczekiwałem. Potem wszystko wróciło do poziomu z dnia poprzedniego. Jedynym pozytywem tych dwóch spotkań jest debiut kolejnych młodych graczy – Michalskiego, Kosa, R. Mrugały i Kolasy. Przeciwnik nie prezentował wysokiej klasy więc mogliśmy dać im szanse debiutu.

MMKS Podhale Nowy Targ – ComArch Cracovia 6:4 (4:0, 0:2, 2:2)
1:0 – Kapica – W. Bryniczka (0:21),
2:0 – Kapica – K. Sulka (6:21),
3:0 – R. Mrugała – Kos – Puławski (8:15 w przewadze),
4:0 – Kapica – Leśniowski (8:45),
4:1 – Korzeniowski (25:43 w osłabieniu),
4:2 – Korzeniowski – Kozak (33:58 w przewadze),
5:2 – Kapica – Cecuła (44:16 w osłabieniu),
5:3 – Korzeniowski – Gąska (44:32 w podwójnej przewadze),
6:3 – Leśniowski – Cecuła (51:32),
6:4 – Bryła – Kozak – M. Kopczyński (54:22 w podwójnej przewadze).

Sędziowali: Radzik (Krynica) – Kobielusz i Pilarski (Oświęcim).
Kary: 22 – 12 min.

MMKS Podhale: Niesłuchowski ( 22:31 Furca); W. Bryniczka – Wróbel (2), Cecuła (2) – Szumal; Kapica – Leśniowski – K. Sulka (8), Steliga (4) – Woźniak – Zwinczak (2), Kos – R. Mrugała – Puławski. Trener Jacek Szopiński.

Cracovia: Kulig; Kozak (2) – Filipowicz (4), Gąska – Sobol; Bryła – Korzeniowski – M. Kopczyński (60, Kuczaj – Koza – Worotyński. Trener Dominik Salamon.

W pozostałych meczach:
KTH Krynica – Stoczniowiec II Gdańsk 9:1 i 7:2,
Orlik Opole – Legia Warszawa 6:0 i 4:5,
HC GKS Katowice – Unia Oświęcim 3:7 i 1:4.

Komentarze







reklama