14.04.2014 | Czytano: 1529

Bez kalkulatora i głowy po igrzyska

Czarne chmury od dawna zbierały się nad stowarzyszeniem „Komitet Konkursowy Kraków 2022”. Prezydent Krakowa niespodziewanie zapowiedział, że 25 maja odbędzie się referendum w sprawie zimowych igrzysk olimpijskich Kraków 2022. Pięć dni później miasto i gmina Oświęcim – nie ujęte we wniosku aplikacyjnym – zamierza opuścić stowarzyszenie.

Stosowną uchwałę ma podjąć na sesji rady miasta. A co z Myślenicami i Zakopanem? Co ze słowackimi Tatrami, w których imieniu działa krakowski komitet?

Ale to nie wszystko. W sobotę Jagna Marczułajtis Walczak zrezygnowała z przewodnictwa stowarzyszeniu. To skutek informacji o „nieformalnym zaangażowaniu męża w promowanie zimowych igrzysk olimpijskich w Krakowie”. Miało to się objawiać obietnicą płacenia dziennikarzom za przychylne publikacje o polskiej kandydaturze.

Mamy się smucić, rozpaczać z tego powodu? Nie wydaje mi się. Sportowe Podhale od początku sceptycznie podchodziło do tego przedsięwzięcia i ostrzegało. Wielu ludzi przerażają ogromne koszty przedsięwzięcia, gdy im coraz trudniej się żyje.
– Nie chciałbyś, aby igrzyska odbyły się u nas? – pytał mnie swego czasu jeden z zaangażowanych w ideę polskich igrzysk. – Oczywiście, że chciałbym, bo od lat zajmuję się sportem, ale nie jedno bym chciał. Niestety na wiele zachcianek mnie po prostu nie stać – odpowiadałem.

Polskę nie stać na zorganizowanie tak ogromnej i kosztownej imprezy. Jeśli państwu brakuje 1,5 mld złotych dla matek dzieci niepełnosprawnych okupujących gmach Sejmu, to ma na igrzyska, które pochłoną kwoty kilkakrotnie wyższe? Trudno konkretnie powiedzieć jakie to kwoty, bo posłanka Jagna Marczułajtis Walczak oświadczyła, że „ z kalkulatorem nie siedziałam i wszystkich tych liczb do siebie nie dodawałam”. A trzeba było! W końcu tu o miliardy chodzi. Ta wypowiedź wszystkich poruszyła. Jak to? Staramy się o igrzyska, a nie zrobiono kalkulacji? Kto tak pracuje? – padały zewsząd pytania. Widocznie dotarły do prezydenta Krakowa, bo ten ni stąd, ni zowąd rzucił kwotą 21 mld. złotych, co przy Soczi ( koszty przekroczyły 51 mld. dolarów !) wydaje się być śmieszną, bo przecież my nie dysponujemy obiektami sportowymi. Koszt przystosowania stadionu Cracovii na halę do hokeja oszacowano na 700 milionów dolarów, a przecież są także przeszkody natury gospodarczej, ekologicznej, społecznej, czyli kompletny brak entuzjazmu dla idei.

Transport? Jak kibic ma dojechać z Krakowa do Zakopanego i w drugą stronę? Jechać cztery godziny, a nawet więcej? Była śniegodeskarka zapewniała dziennikarza TVN 24, że codziennie przejeżdża tę trasę i super jej się podróżuje. Dziennikarze skonfrontowali to z rzeczywistością. – Chyba pani Marczułajtis jeździ inną trasą - odparł kierowca kursowego autobusu na trasie Kraków – Zakopane. Kierowców nie trzeba przekonywać, oni nie raz stali w korkach w długie weekendy, czy podczas zmian turnusów.

Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski zdał sobie sprawę, w co się pakuje, bo wypalił: zróbmy referendum! Lepiej późno niż wcale. Projekt znalazł się w krytycznym miejscu i o jego dalszym losie zadecydują mieszkańcy spod Wawelu. Pod wpływem opinii społecznej z kandydowania wycofał się Sztokholm i Monachium. W tym ostatnim mieście 52% mieszkańców regionu odpowiedziało negatywnie na referendalne pytanie: „Czy jesteś za tym, żeby Monachium stolica Bawarii razem z GaPa, Traunstein i landem Berchtes-Gaden, zgłosiły swoją kandydaturę do organizacji olimpiady w 2022 roku?". - Wola mieszkańców jest dla nas wiążąca. Skoro oni uznali, że jest to impreza zbyt kosztowna i wiążąca się z zagrożeniami ekologicznymi, rezygnujemy z wysłania wniosku do MKOL - stwierdził burmistrz Christian Ude.

W ślady Bawarczyków poszedł Sztokholm. - Powodem naszej decyzji są analizy ekonomiczne - tłumaczono w oficjalnym piśmie. - Zorganizowanie zimowych igrzysk oznaczałoby dla nas m.in. konieczność zbudowania nowych aren sportowych, chociażby toru bobslejowego i saneczkowego.

My też dajmy sobie spokój z projektem, do które wzięto się – przepraszam za wyrażenie – od dupy strony. Polsko-słowacką kandydaturę media na Zachodzie określają jednym wymownym słowem: outsider. Jesteśmy klasyfikowani na ostatniej pozycji, nawet za Lwowem, co akurat jest nieprzyjemną niespodzianką. Na podium znalazły się Ałmaty przed Oslo i Pekinem.

Był hurra optymizm i pospolite ruszenie, w którym zapomniano o podstawowej rzeczy, użyciu nie tylko kalkulatora, ale głowy.

Tekst Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama