22.08.2014 | Czytano: 1071

Nie udał się rewanż

Nowotarżankom nie udał się rewanż za porażkę w finale mistrzostw Polski. Uległy zawodniczkom znad morza również w eliminacjach Klubowego Pucharu Europy, który rozgrywany jest w Zielonce. Aby awansować do finału PE, jutro Podhalanki muszą pokonać mistrza Węgier.


Rozpoczęcie wymarzone dla góralek, które po 5 minutach prowadziły 2:0. Oba gole były autorstwa Timek. Przy pierwszym nowotarżanki wykonywały rzut wolny, ale piłeczka znalazła się w rogu boiska, przejęła ją Florczak i z drugiej strony bramki idealnie zagrała do Timek. Chwilę później kapitalnym podaniem popisała się Fryźlewicz, ze skrzydła na drugi słupek, gdzie Timek tylko dołożyła kij i ażurowy przedmiot zaszeptał w siatce. Potem było już znacznie gorzej. Podhalanki popełniały mnóstwo błędów w obronie, traciły piłeczkę, były pasywne, postawiały sporo swobody rywalkom. Gdańszczanki z łatwością dochodziły do czystych pozycji i karciły niezdyscyplinowane w defensywie przeciwniczki. W ciągu 82 sekund odwróciły losy spotkania, zdobywając trzy gole. Czwartego dorzuciły „do szatni”. Nowotarżanka próbowała blokować strzał Nogi jedną ręką, ale tylko próbowała.

- Zaskoczył mnie początek meczu, bo zdobyliśmy dwie łatwe bramki. – twierdzi trener MMKS, Jacek Michalski. – Gdańszczanki szybko się otrząsnęły z zimnego prysznicu. My popełnialiśmy masę błędów w obronie. Traciliśmy piłeczkę w środku pola.

„Grajcie z pierwszego”, „Nie wozić piłeczki”, „Oddaj szybciej piłeczkę, do boku”, „Blokuj strzał” - dochodziły podpowiedzi Jacka Michalskiego. Na nic się zdały, bo jego podopieczne straciły za chwilę dwie frajerskie bramki. Nie można napisać, że był to dzień Młynarczyk. W dodatku trener zmuszony został do przemeblowania formacji, bo ze składu wyskoczyła mu Florczak. Gra góralek w końcówce drugiej odsłony wyglądała już lepiej. Zdobyły też gola.

- Florczak jest mocno przeziębioną i stwierdziła, że nie da rady grać. Musi odpocząć – wyjaśnia trener.

Ostania tercja rozpoczęła się od gola góralek i wydawało się, że mogą jeszcze odwrócić losy spotkania. Przetrzymały nawet 2- minutową karę, miały swoje okazje, ale znowu, w najmniej spodziewanym momencie, z niegroźnie wyglądającej akcji, straciły bramkę.

- Mieliśmy w tej tercji trzy wyśmienite sytuacje. Nie trafiliśmy do pustej bramki, był też słupek - analizuje Jacek Michalski. – Dostaliśmy nauczkę na przyszłość. Dziewczyny muszą z tej lekcji wyciągnąć wnioski. Przede wszystkim uwierzyć w siebie, mieć do siebie większe zaufanie. Za długo „pieściły” piłeczkę nim zdecydowały się ją podać lub oddać strzał. Na tym etapie nie da się tak grać. Musimy jeszcze mocno pracować, żeby spokojnie rozgrywać akcje. Mimo porażki jestem zadowolony. Skład nie jest optymalny, a wcale nie byliśmy na straconej pozycji. Właściwie graliśmy bez obrony. Tylko dwie obrończynie miałem nominalne. Musiałem więc na tych pozycjach rotować. Jutro grami z węgierkami o prawo gry w finale.

MMKS Podhale Nowy Targ – Energa Olimpia Osowa Gdańsk 5:8 (2:4, 1:2, 2:2)
1:0 Timek – Florczak (2:23)
2:0 Timek – Fryźlewicz (4:53)
2:1 Stenka - Raczkowska (7:54)
2:2 Mroch – Jurkowska (8:18)
2:3 Mroch (9:16)
2:4 Noga – Szychta (19:27)
2:5 Samson (24:25)
2:6 Stenka (25:06)
3:6 Fryźlewicz – Mamak (36:21)
4:6 Sopiarz – Timek (41:45)
4:7 Mroch – Ławicka (52:05)
4:8 Mroch – Kuerth (58:28)
5:8 Mamak – Timek (58:44)
MMKS Podhale: Młynarczyk – Siuta, Krzystyniak, Grynia, Mamak, Podlipni - Sopiarz, Florek, Florczak, Timek, Fryźlewicz, Trener Jacek Michalski.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama