09.09.2014 | Czytano: 5453

Bez „dziękuję” za 20 lat pracy

Jego pasją jest unihokej i hokej. Bez sportu żyć nie może. Przez 20 lat w zawodzie trenerskim zdobył z młodzieżą tyle medali, że zgubił już rachubę. Utarło się nawet powiedzenie, że czego się nie dotknie, zamienia w złoto.

Mistrzostwa Polski zdobywał z hokeistami Podhala, najwięcej z młodzikami, ale też z juniorami młodszymi. Sięgał po wicemistrzowskie tytułu i stawał z chłopakami na najniższym stopniu podium. Nie ma chyba roku, który zakończyłby bez medalowej zdobyczy. Bo jak „złoto” nie wypaliło w hokeju, to unihokeiści stawali na najwyższym stopniu podium. A mimo to niedoceniany. Może dlatego, że nie umie się rozpychać łokciami, tylko wierzy, że ktoś jego pracę doceni. O kim mowa? O Ryszardzie Kaczmarczyku.

Zawód traktował z należytą powagą. Nie przychodził na trening pięć minut przed zajęciami i zaraz po nich uciekał z szatni. Z chłopakami spędzał mnóstwo godzin, na rozmowach motywacyjnych, na taktyce… Sam przygotowywał się do zajęć, dokształcał się, szukał hokejowych nowinek, by jego zespół lepiej funkcjonował. Zawsze walił prosto z mostu, co miał na wątrobie. Jak chłopcy zagrali kichę, to mówił o tym publicznie. Jak super, to wychwalał. Ma taki charakter. Szczery do bólu. Jedni go za to doceniają, inni… Chyba za szczerość zapłacił utratą zawodu. Nie każdy bowiem lubi słuchać krytycznych uwag pod swoim adresem, nawet, gdy są one obiektywne i prawdziwe. Są ludzie, którzy lubią tylko pochlebstwa i same superlatywy.

- Nie tytuły czy medale są najważniejsze w pracy z młodzieżą, lecz to ilu z tych chłopaków zrobi w hokeju karierę. Na ile sport wykształci ich charakter – twierdzi. - Przez 20 lat pracy nie wiem, czy ktokolwiek ocenił moją pracę. Nie tylko przez pryzmat wyników, bo można trafić na fajną grupę i na niej wieść się przez parę lat i zdobywać tytuły. Można też trafić na słaby rocznik i zrobić dobrą robotę, wyciągnąć jednego czy dwóch zawodników, którzy będą grać wyżej. Mnie tylko klepano po ramieniu i tak sezon po sezonie.

- Wreszcie przestali klepać i powiedzieli „won”.
- Nic nie powiedzieli. Najbardziej mnie boli to, że nie mieli odwagi tego powiedzieć prosto w oczy. Inaczej przyjąłbym werdykt, gdybym wiedział co było przyczyną. Nie bolałoby mnie tak, gdyby powiedzieli mi, że się nie nadaję, że nie stać ich na zatrudnienie, że mają inną koncepcję…Tymczasem ciągle tylko pytali: „chcesz pracować?”. Każdy chce pracować, ale też coś z tego mieć. Nie czarujmy się, że był to wolontariat. Nikt nikomu nie broni społecznie pracować, jeśli tylko chce. To się nawet chwali. Ale… Uważam, że praca społeczna nigdy nie będzie tak efektywna i sumienna jak za pieniądze. Jeśli już się płaci, to taką osobę trzeba rozliczyć. Powiedzieć jakie są wobec niej wymagania i czego się od niej się oczekuje. Przed ubiegłym sezonem była rozmowa z Walentym Ziętarą, w której zaznaczył, że będzie się przyglądał pracy trenerów i na koniec sezonu przedstawi ocenę. Były więc konkretne deklaracje i decyzje. Oceny jednak nie doczekaliśmy się. Trener Ziętara pożegnał się z klubem chyba w nie dość sympatycznej atmosferze. Nie wiem kto mu nabruździł. Powiedział tylko, że ma dość pracy w klubie. Na majowym zebraniu usłyszeliśmy od pani prezes, że postara się ocenę od trenera Ziętary wyegzekwować. Do tej pory nikt w klubie ze mną nie rozmawiał. W sierpniu przez przypadek znalazłem się na lodowisku, bo chciałem zobaczyć jak wygląda pierwsza drużyna i akurat w tym czasie odbywało się zabranie grup młodzieżowych. Wszyscy byli zdziwieni, że nie idę na zebranie. Skoro mnie nikt nie poinformował, to znaczy, że nie byłem mile widziany. Trudno się pchać tam, gdzie cię nie chcą.

- Czujesz żal?
- Jest lekka nutka żalu. W końcu 20 lat przepracowałem w tym klubie. Poświeciłem sporo czasu prywatnego. Jeździłem na letnie obozy i nikt mi za to nie płacił. Zdawałem sobie jednak sprawę, że bez letniego przygotowania nie da się grać. Na zakończenie sezonu miałem satysfakcję z wykonanej pracy w postaci medali. Czuję żal, że nikt nie powiedział mi prosto w oczy: „Rysiek nie chcemy cię tutaj, nie jesteśmy zadowoleni z twojej pracy”. Można było cokolwiek powiedzieć, nawet głupie „dziękuję” i w elegancki sposób zakończyć współpracę. O to mam największy żal.

- Czy klub uregulował z tobą sprawy finansowe?
- Nigdy kokosów w tym klubie się nie zarabiało. Jak się rozmawia z trenerami innych klubów, to pracowaliśmy za śmieszne pieniądze. W ubiegłym roku w miarę jakieś pieniądze wyegzekwowałem. Nie były wielkie, ale najlepsze z trenerów młodzieżowych. Od grudnia znowu zaczęły się problemy, bo dofinasowanie z PZHL obcięło Ministerstwo. O tym wszyscy wiedzieli, ale w klubie udają, że nic nie wiedzieli. Zwalają teraz winę na PZHL, a pieniędzy nie ma. Wcześniej rozmawiałem z panią prezes i podkreślałem, że pracuję w klubie, a czy dostają dotacje czy też nie, to nie jest moja sprawa. Padła deklaracja, że te pieniądze do nas trafią. Jest już wrzesień, a w eterze cisza. Pamiętam czasy, że rodzice płacili trenerom i jakoś się kręciło. Rodzice byli wdzięczni. A teraz… Może to przez moje rozżalenie tak mówię.

- Może komuś się naraziłeś? Nie stroniłeś przecież od kontrowersyjnych wypowiedzi.
- Nie wiem. Nikt nie dał mi tego odczuć. Pamiętam jednak słowa mojej żony, która przed ostatnim zebraniem, w którym uczestniczyłem, uczulała mnie, bym siedział cicho. Miałem takie postanowienie, ale wytrzymałem tylko pół godziny. Nie zdzierżyłem, gdy nie mogliśmy ruszyć z prostymi punktami, które sobie założyliśmy. Po prostu nie mogłem milczeć. Tak się rozgadałem, że skończyło się niemal kłótnią. Mówię co myślę. Wiem, że nieraz są to bolesne słowa i nie wszystkim pasują, ale wypowiadam je z potrzeby serca, by lepiej się działo. Okazuje się, że lepsze są te osoby, które nie mówią prawdy, ale za plecami obgadują. Ja walę prosto z mostu, co czuję.

- Hokej to było całe twoje życie. Jak teraz będziesz żył bez niego?
- Od pięciu miesięcy zadaję sobie to samo pytanie. Nie jest łatwo, bo w tym wirze byłem przez 20 lat. W tym roku miałem pierwsze wakacje, oprócz momentu, kiedy miałem kontuzję i zastępował mnie Jacek Zamojski. Miałem dużo czasu na przemyślenia. Dziwnie się z tym czuję. Człowieka ciągnie do „lasu”. Nie wiem co będę robił. Coś sobie znajdę. Bez roboty nie zostanę.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze









reklama