12.09.2014 | Czytano: 3187

Zachować chłodną głowę

Tylko niespełna dwie tercje trwała ostatnia towarzyska potyczka MMKS-u z Ciarko Sanok. Zakończyła się totalną bijatyką. Jeszcze wszyscy mamy w pamięci te wydarzenia, a już w niedzielę w Sanoku dojdzie do kolejnej konfrontacji tych drużyn. Tym razem w ramach rozgrywek ligowych.


Co prawda inauguracja hokejowej ekstraklasy wyznaczona jest na 26 września, ale mecz w Sanoku będzie rozegrany awansem, ze względu na udział mistrza Polski w Pucharze Kontynentalnym. Jak ta sytuacja sprzed tygodnia wpłynie na zachowania hokeistów? Czy niedzielny hokej również będzie okraszony bójkami rodem z NHL? – pytam wychowanka Podhala, obecnie reprezentującego barwy Ciarko Sanok, Rafała Dutkę.

- Na pewno będzie twarda, męska walka o każdy skrawek lodowiska, ale zdajemy sobie sprawę, że to nie spotkanie towarzyskie i jakie grożą konsekwencje krwawych bójek. Każdy zdaje sobie sprawę, że zaczynamy grę o punkty i nikt nie chce płacić kar do związku. Będziemy się koncentrować na grze. To co było w Nowym Targu, to przeszłość. Różne rzeczy zdarzają się w hokeju, ale ta dyscyplina jest dla prawdziwych mężczyzn. Tego co się wydarzyło poza lodową taflą nie będę komentował. To nie moja rola.

Podobnego zdania są gracze Podhala. – Będą chcieli pokazać, że są u siebie. Będą grać twardo, ale nie będzie wielkiej bójki. To nie jest już sparing i nikt nie chce być zawieszony – przekonuje Ondriej Raszka.

– Maciek ( Kmiecik – przy. aut.) nie powinien zaatakować rywala kijem trzymanym oburącz – twierdzi Dariusz Gruszka. – Wcześniej było wejście bark w bark. Danton zareagował jak zareagował. Na pewno nie fair. W głowach ten incydent pozostał, ale nie znaczy to, że jedziemy do Sanoka ze spuszczonymi głowami, na pożarcie. Tylko walczyć o trzy punkty. Oni też popełniają błędy. Potrafiliśmy już raz dobrze zagrać w Sanoku. U siebie równie dobrze. Po dwóch tercjach mógł być wynik w odwrotną stronę. Zdajemy sobie sprawę, że Sanok ma dobrych zawodników zagranicznych. Trzy wyrównane piątki i jedną słabszą zbudowaną z młodzieży. Richter i DaCosta to obrońcy ofensywni. Nasi napastnicy we własnej tercji muszą zwrócić uwagę, by indywidualnie ich pokryć. Ostatnio pracowaliśmy nad tym na treningach, by nie uciekali nam spod niebieskiej. Największe zagrożenie czyha na nas, kiedy zawodnik zapatrzy się za krążkiem, a obrońca wyjedzie mu zza pleców i dostanie podanie. Jeśli znajdzie się w okolicach „wąsów”, to przeważnie jest bramka. Musimy też poprawić skuteczność, bo ostatnio było z nią różnie. Na turnieju w Spisskiej trochę się odblokowaliśmy, ale dwa następne mecze skończyliśmy na zero. Najważniejsze, że stwarzamy sytuacje, a gole przyjdą same. Trzeba tylko zachować chłodną głowę.

W poprzednim sezonie Podhale nie miało nic do powiedzenia w meczach z późniejszym mistrzem kraju. Można rzec, że zostało stłamszone. Dodatkowo mistrz został zraniony przez zdobywcę Pucharu Polski. Pierwsze trofeum w tym sezonie pojechało pod Wawel.

- Każdego przeciwnika szanujemy – twierdzi Rafał Dutka. – Na pewno będziemy chcieli wynagrodzić kibicom zawód jaki ich spotkał z naszej strony w Superpucharze. Nie wyglądaliśmy w tym meczu dobrze. Różne chodzą słuchy. Jedna teoria głosi, że jesteśmy słabo przygotowani. Będziemy chcieli pokazać, że był to wypadek przy pracy. Przykro nam, że przytrafił nam się w ważnym meczu. Tak jest sport, nieprzewidywalny. Do meczu z Podhalem podejdziemy maksymalnie skoncentrowani. Chcemy zagrać dobry mecz i trzymać się ścisłe założeń nakreślonych przez trenera. Zagramy w pełnym zestawieniu, zabraknie tylko Marka Strzyżowskiego, leczącego kontuzję.

Dużą rolę w ekipie Podhala odgrywać będzie bramkarz. W poprzednim sezonie to było najsłabsze ogniwo zespołu. Dlatego trener Marek Ziętara już w grudniu chciał ściągnąć Ondrieja Raszkę, który w Katowicach spisywał się rewelacyjnie. Pomógł katowiczanom wygrać kilka spotkań. Nie udało się go pozyskać, wylądował w Sanoku. Teraz zagra przeciwko „swoim” z poprzedniego sezonu. Kto będzie miał handicap? – pytam Ondrieja.

- Nie zastanawiam się nad tym – przekonuje. – Do tego meczu podchodzę jak do każdego innego spotkania. Grałem w kilku zespołach polskiej ligi i znam większość zawodników. Oni również mnie znają. Ale to nic nie znaczy. Trzeba być skoncentrowanym na swojej robocie.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama