19.01.2015 | Czytano: 1154

Miejsce adekwatne do możliwości

Pierwsza faza mistrzostw Polski w hokeju na lodzie za nami. Hokeiści nie mają czasu na analizę, rozpamiętywanie tego co było, bo już jutro rozpoczynają drugą fazę mistrzostw. Hokeiści Podhala zakończyli ją na piątym miejscu.

Na pewno jest to progres w porównaniu z poprzednim sezonem. Nowotarżanie nie byli chłopcami do bicia jak przed rokiem. W dwucyfrowych rozmiarach przegrali tylko raz, na inaugurację sezonu w Sanoku. Potem z potentatami ligi toczyli zacięte boje, no może poza wczorajszym meczem z Tychami. Potrafi możnym ligi odbierać punkty, a jeśli już polegli, to po walce – jedną lub dwoma bramkami.

- Liczyłem, że znajdziemy się w szóstce – twierdzi nasz ekspert, Jacek Kubowicz. – Potencjał naszej drużyny jest zdecydowanie większy niż pozostałych drużyn, które są za nami. Również w sprawach organizacyjnych i finansowych je przewyższamy. Do pierwszej czwórki, nawet po początkowej euforii wywołanej zwycięstwami, jesteśmy jeszcze za słabi. Po ośmiu wygranych z rzędu byłem zaskoczony, ale później, tak jak przypuszczałem, przyszła weryfikacja. No cóż, nie wszystkie zespoły jednakowo przygotowywały się do sezonu. Jedne mocniej, innej dopiero po wyjściu na lód wzmocniły intensywność. Różnie kluby rozpoczynały zajęcia na tafli i to miało jakiś wpływ na postawę w pierwszej rundzie. Składy też zostały zmienione lub uzupełnione. Kolejne rundy wykrystalizowały czwórkę, która bić się będzie o mistrzostwo kraju. Ma znaczną przewagę, liczoną w dwucyfrowym wynikiem nad nami.

- Mamy jakieś szanse na poprawienie lokaty przed play off?
- Nie sądzę. To się raczej nie powinno zmienić w drugiej fazie sezonu, po podziale ligi na dwie grupy. Mamy tylko dwa mecze z zespołem, który teoretycznie jest słabszy od nas. Co nie znaczy, że na lodowisku będzie słabszy. Niemniej drużyna w kilku meczach pokazała, że można wygrać z „wielką czwórką”. Choćby ostatnia wygrana potyczka z mistrzem kraju, czy wcześniej z Cracovią, Jastrzębiem i Tychami. Skład chyba u nas się nie zmieni, przynajmniej nie ma takiej informacji. Chociaż informacje ukazują się najpierw na portalach nie związanych klubem, a dopiero potem zostają potwierdzane. Grać zapewne będziemy tym, czym dysponujemy.

- A czym dysponujemy?
- Najmocniejszym ogniwem jest bramkarz. Gdyby nie Raszka, to… Wolę nie kończyć zdania. W kilkunastu meczach pokazał, że doskonale zna bramkarski fach. W meczach z możnymi, puszczenie do siatki jednego czy dwóch krążków, dobrze o nim świadczy. To świetne osiągnięcia. Pamiętamy przecież przegranie 0:1, 1:2. W obronie mamy trzech obcokrajowców. Są – tak mogę to określić. Nie powalają na kolana, nie wyróżniają się zbytnio. Gdybyśmy ich nie mieli, to kim gralibyśmy? Na obecną chwilę są niezastąpieni. Bez nich nawet kapitalny Raszka nie pomógłby. Czy są to gracze klasy „S”? Nie stać nas na takich. Cieszmy się, że ich mamy. Wielkich dokonań strzeleckich nie mają, grają poprawnie, bez fajerwerków. Ale atak też ma małą skuteczność. Musi mieć w meczu kilkanaście sytuacji, by jedną wykorzystać. Gra w przewagach jest nieciekawa. Lepiej nam się gra pięciu na pięciu, bo wtedy jesteśmy w stanie wyprowadzić kontratak. Pocieszeniem jest, że nie traciliśmy głupich punktów z zespołami słabszymi, które są za nami. Nie leży nam Orlik i może dobrze, że opolanie nie znaleźli się w szóstce. Jest to zespół z dołu tabeli, z którym straciliśmy najwięcej punktów.

- Kto jest największym wygranym pierwszej części sezonu?
- Prezes PZHL Dawid Chwałka. Tyle razy zrzucano go ze stołka i nadal na nim siedzi. Trzyma się mocno i rośnie w siłę. Tak przynajmniej wynika po „walnym”. Budżet został uchwalony. Jakby było tak bardzo źle, to chyba żaden przedstawiciel klubu nie podniósłby ręki. Uważam go za człowieka, który wygrywa z klubami. Wygrał też w sądzie pierwszą bitwę. Okazuje się, że opozycja jest mniej liczna niż była jeszcze przed sezonem. Na tajnym zebraniu zabrakło dwóch przedstawicieli klubów ekstraklasy. Na „walnym” przedstawiciel z Oświęcimia mówi, by wytrzymać z nim jeszcze półtora roku. Apeluje „ dotrwajmy do końca kadencji”. Z wielkich klubowych zapowiedzi wywożenia na taczkach nic nie wyszło. Na jego konto poszedł Puchar Polski. Świetna promocja. Jak wypali organizacja mistrzostw świata, to będzie chodził z podniesioną głową.

- A wygrani i przegrani w rywalizacji sportowej?
- Wszystkie wypowiedzi zweryfikuje jak zawsze play off. Ktoś dzisiaj może być przegrany, a po play off-ie największym wygranym Wszystkie wcześniejsze wpadki zostaną mu wtedy wybaczone i zapomniane. Jeśli chodzi o zespoły, które znalazły się na plusie, to Podhale i Orlik. Opole z „dziką kartą” w bólach się rodziło, ale zmontowało dobry zespół, do końca walczący z Unią o szóstkę. Jestem pełen podziwu dla drużyny Jacka Szopińskiego. Podhale miało świetny start, nazbierało punktów, ale potem liga nas zweryfikowała i ustawiła w szeregu. Piąte miejsce jest adekwatne do naszych możliwości. Na minusie organizacyjnie, finansowo i sportowo są zespoły z Bytomia, Janowa i Katowic. Trzy kluby ze Śląska nie mogą się podźwignąć, grać przyzwoicie. Katowice są bardzo słabe. Nie wiem z jakiej okazji są w lidze. Czołówka się wykrystalizowała i czym bliżej play off będzie lepiej grała. Przecież formę buduje się na najważniejsze mecz sezonu.

- Poziom ligi?
- Nie idzie w górę. Obcokrajowcy na pewno go nie podnoszą, są zatrudniani tacy jak dwa, trzy lata wstecz. Są to gwiazdy na polskim tle, co potwierdza klasyfikacja najproduktywniejszych. Po to jednak byli sprowadzani, by zdobywać gole. Jednak nie rzucają na kolana. Trudno kogoś zapamiętać z fajerwerków. Gdyby nie nazwisko na plechach, to nikt nie wiedziałby, że to najproduktywniejsi gracze w lidze. Nie są to wirtuozi hokeja.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama