19.04.2015 | Czytano: 965

Falstart biało –czerwonych

- Hokeista całe życie czeka, by zagrać w mistrzostwach świata przed własną widownią - podkreślał Mariusz Czerkawski, najlepszy polski hokeista ostatnich lat. Polacy rozpoczęli krakowski czempionat od falstartu.

Po pierwszej tercji kibice biało - czerwonych mieli nietęgie miny. Polacy przystąpili do meczu spięci, krążek jakby parzył ich łopatki kijów. Stracili gola po przegranym buliku na granicy własnej tercji. Pociecha się spóźnił ze startem do Ihnaczaka, Dutka go nie zaatakował tylko się cofał i Włoch trafił w przeciwny górny róg bramki strzeżonej przez Radziszewskiego.

W drugiej tercji Polacy zagrali znacznie lepiej. Momentami mie.li miażdżącą przewagę, stwarzali sobie sytuacje, ale krążek tylko raz zatrzepotał w siatce. Do włoskiej bramki posłał go Pasiut. Wydawało się, że mamy mecz pod kontrolą, że kolejne bramki to tylko kwestia czasu, bo Włosi cofnęli się do głębokiej defensywy. Tymczasem grając w przewadze Dutka trafił w napastnika Włoch w jego tercji i poszła kontra, która zakończyła się w naszej bramce. Gra w przewadze Polaków w pierwszych 40 minutach była fatalna. – katastrofalnie gramy w przewagach. Jeszcze tracimy bramkę. Jeden obrońca i dwa błędy – powiedział Wiesław Jobczyk. – Nie mamy żadnego schematu gry w przewagach. Nie potrafiliśmy założyć zamka, zagrozić bramce - dodawał Roman Steblecki.

Nie grali źle Polacy, a nawet lepiej od rywali. Skuteczność, a właściwie jej brak, przesądzała o tym, że po 40 minutach przegrywali.
W trzeciej tercji Polacy musieli odrabiać straty, ale grali nieskutecznie, a zminimalizowali swoje szanse na wyrównanie, gdy 5 minut i karę meczu otrzymał Radziszewski za uderzenia przeciwnika w polu bramkowym obijaczką. – Tego nie robi tak doświadczony zawodnik, który ma na kocie 60 spotkań w koszulce z orłem. Nerwy trzeba trzymać na wodzy – mówi Wiesław Jobczyk. Powinien zachować zimną krew – dorzucał Roman Steblecki.

W bramce zameldował się Odrobny i oddaliśmy inicjatywę Włochom. Na 31 sekund przed końcem trener Jacek Płachta poprosił o czas, po czym z bramki zjechał Odrobny. Na nic się to zdało, ponieważ nasi hokeiści nie oddali celnego strzału.

- Nie tak wyobrażaliśmy sobie rozpoczęcie turnieju. Za mało strzelaliśmy, a jeśli już to niecelnie. Musimy grać bardziej agresywnie pod bramką przeciwnika. Musimy wyciągnąć wnioski, wyczyścić głowy i jutro musimy za wszelką cenę ograć Japonię - Michał Kotlorz.

Podczas meczu spiker pełnił rolę prowadzącego doping. Brzmi to co najmniej dziwnie. Mniej więcej tak: spalony, hej Polska gol, uwolnienie, hej Polska gol. Szkoda, że brakuje Marka Magiery, wodzireja z imprez siatkarskich. Ten to potrafi porwać publiczność. Zapowiadano komplet widzów, a tymczasem na trybunach zasiadło tylko 9 400 osób.

Polska - Włochy 1:2 (0:1, 1:1, 0:0)
0:1 Ihnaczak - Insam (13:49)
1:1Pasiut - Kowalówka - Dutka (26:22)
1:2 Anton Bernard - Ramiser (33:34 w osłabieniu)
POLSKA: Radziszewski- Dutka, Pociecha, Pasiut, Kowalówka, Chmielewski - Rompkowski, Bryk, Kolusz, Malasiński, Zapała - Kotlorz, Wajda, Galant, Dziubiński, Laszkiewicz - Wanacki, Kruczek, Kalinowski, Urbanowicz, Bagiński.
WŁOCHY: Andreas Bernard - Helfer, Hofer, Ramoser, Anton Bernard, Gander - Marchetti, Sullivan, DiCasimirro, Ihnaczak, Insam - Egger, Zanatta, Kostner, Morini, Frigo - Trivellato, Frei, Andergassen, Felicetti.

W pozostałych meczach
Węgry - Japonia 4:2 (1:1, 1:1, 2:0)
Kazachstan - Ukraina 5:2 (2:0, 1:0, 2:2)

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama