18.05.2015 | Czytano: 1293

Mistrzostwo za własne pieniądze

- Mistrzostwo Polski wywalczyliśmy za własne pieniądze. Miasto nam nie pomogło, nie dało złotówki. Firma Madex sfinansowała nam wyjazd na finał – mówi grający trener Górali, Piotr Kostela.

- Na szczęście w sezonie nie było dalekich wyjazdów i stać nas było na wyłożenie pieniędzy z własnej kieszeni i pokryć wszystkie wydatki związane z ligą. Chciałbym podziękować Tomkowi Rusnakowi, który dużo nam pomógł. Wielki ukłon w stronę Wiatru Ludźmierz. Gdyby nie zawodnicy z tego klubu mielibyśmy spore kłopoty kadrowe. Doceniamy to. Jeśli chcemy myśleć o czymś więcej niż tylko o mistrzostwie kraju, pokazać się w Europie, to potrzebny jest nam główny sponsor – twierdzi Piotr Kostela.

W maju 2014 roku duma górala została urażona. Po 15 latach hegemonii nowotarskich zespołów w męskim unihokeju na tronie zasiadła Zielonka. To bolało, tym bardziej, iż Szarotka przegrała finał w karnych. Dodajmy w kontrowersyjnych okolicznościach.

W całej historii mistrzostw Polski tylko dwa razy inne zespoły sięgały po mistrzostwo kraju. Pierwszym mistrzem został Dajer’s Warszawa, zaś w 2014 Zielonka. I właśnie Zielonka stanęła Góralom na drodze odzyskania tytułu. Do tego miała handicap swojego parkietu, widownię za sobą. A jednak nie obroniła mistrzowskiego tytułu, chociaż po 40 minutach była blisko dokonania tej sztuki. Koncert gry Górali w ostatnich 20 minutach powalił na kolana obrońcę tytułu. Górale szaleli na parkiecie.

- Sukces rodził się w bólach – przekonuje grający trener Górali, Piotr Kostela. – Po ubiegłorocznym niepowodzeniu zapowiadał się bardzo trudny. Pojawiły się problemy kadrowe, bo cześć zawodników po maturze wybrała się na studia do Krakowa. Nie mogła więc uczestniczyć regularne w treningach i nie zawsze mogliśmy liczyć na nią w meczach. Musieliśmy liczyć na tych co pozostali. Na szczęście pomógł nam Wiatr Ludźmierz. Sprzyjał nam też system rozgrywek. Mecze, które decydowały o układzie tabeli, rozegraliśmy u siebie. Podzieliliśmy się punktami z Zielonką, a bilans bramkowy był dla nas korzystny. Dwukrotnie okazaliśmy się lepsi od lokalnego rywala Szarotki. Pojawiła się szansa wygrania rundy zasadniczej. Nie zmarnowaliśmy jej. W play off nie mieliśmy większych kłopotów z rywalami. Na finał się sprężyliśmy, solidnie trenowaliśmy. Obraliśmy w finale skuteczną taktykę. Naszym zadaniem było nie tylko bronienie od połowy. Zawsze jeden zawodnik grając agresywnie wysoko przeszkadzał w rozprowadzaniu akcji. Największe zagrożenie czyhało na nas z ich prawej strony bliżej środka. Tam nastawiliśmy się na wygrywanie pojedynków jeden na jeden, przeszkadzaniu i wyprowadzaniu kontrataków. Zielonka grała na dwie piątki i po dwóch tercjach była przekonana, że będzie świętować. Trzeba było tylko dowieść wynik do końcowej syreny. My jednak też mieliśmy chrapkę na tytuł. Poczyniliśmy drobne roszady w składzie i byliśmy bardziej wypoczęci. Więcej determinacji było w naszej grze. Pod naszym naciskiem rywale zaczęli popełniać błędy. Szczęście też zaczęło się przechylać na naszą stronę i zdobywaliśmy gole seriami.

Górale mogli sobie pozwolić na harce, bo dysponowali trzema pełnymi piątkami. W dodatku roszady na nich nie robiły wrażenia, bo byli do nich przyzwyczajeni. Do tego doszło trzech hokeistów, a jeden z nich Patryk Wronka zrobił ogromną różnicę.

- W sezonie nie mieliśmy stałych formacji - przypomina trener. -  Graliśmy co prawda na trzy piątki, ale w różnych konfiguracjach. Niewątpliwie wiele nam pomogli zawodnicy, którzy weszli do zespołu, jak Pelczarski i Komperda z Wiatru Ludźmierz. Zawsze mogliśmy na nich liczyć. Z bardzo dobrej strony pokazał się Kuba Korczak, który zdobywał dużo bramek. W defensywie pochwalić muszę Łukasza Widurskiego i Mateusza Turwonia, którzy włożyli sporo serca w grę. Swoim ogromnym doświadczeniem pomagał nam Dominik Siaśkiewicz. W ważnych momentach potrafił tknąć zespół, jak w meczu z Łochowem.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama