Gwiezdna wędrówka i wciąż zadaję sobie to pytanie...
Wiedziałem, że na drodze prowadzącej bezpośrednio pod SOR w szpitalu obowiązuje zakaz ruchu i mimo to pojechałem dalej. Zwolniłem nieco, ponieważ nawierzchnia drogi była zbyt śliska. Gdy wreszcie wdepnąłem hamulec, a koła stanęły dęba, wóz pomknął lekko po lodzie. Zdjąłem więc nogę z hamulca. Silnik w tym czasie spadł z obrotów. Zredukowałem bieg i delikatnie podgazowałem. Skrzynia zgrzytnęła jakbym nie wcisnął sprzęgła, ale bieg wskoczył.
- Trzeba wreszcie wymienić samochód. - Zamruczałem.
Pojazd zwolnił, choć toczył się dalej, mniej więcej w tempie karawanu. Zatrzymałem się tuż pod podniesionym szlabanem oddzielającym teren SOR od reszty szpitalnej nieruchomości. Odczekałem chwilę. Nikt jednak nie reagował. Wrzuciłem bieg i z całą mocą ruszyłem. Nim wóz w ogóle drgnął, koła wydarły dziurę w lodowej tafli rozpostartej na asfalcie. Dojechałem pod izbę przyjęć. Zaparkowałem na maleńkim parkingu przed wejściem i wysiadłem. Zatrzasnąłem drzwi i pewnym krokiem podążyłem w kierunku bramy. Automat otworzył szklane wrota i wpadłem do środka. Marmurowa posadzka holu odbijała resztki dziennego światła wdzierającego się przez termiczne szyby. Rozejrzałem się. Szukałem dogodnego miejsca by poddać się torturze oczekiwania. Znalazłem. Opustoszała wnęka, służąca niegdyś za wieszak z numerkami, przykuła moją uwagę. Poszedłem w jej kierunku. Z kocią zwinnością odbiłem się od posadzki i wyskoczyłem na kamienny blat oddzielający wnękę od reszty holu. Miękkie podeszwy butów idealnie przylgnęły do gładkiej powierzchni. Przykucnąłem i lekko niczym Apache osiadłem na płaszczyźnie blatu. Rozpiąłem kurtkę i rozluźniłem się. Szpitalny hol nie był zupełnie pusty, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Prowokacyjnie sięgnąłem po papierosa. Nikt jednak nie zareagował. Moja ciekawość nie została zaspokojona. Zapaliłem i zaciągnąłem się. Dym delikatnie spenetrował mi płuca. Od razu poczułem się lepiej. Rozluźniłem się. Opuściłem nogi wzdłuż muru, na którym przyklapłem i jak małe dziecko dyndałem nimi, obijając piętami o ścianę. Gdy tak sobie siedziałem i nie myślałem o niczym, w głębi holu pojawiła się rozkołysana postać. Kołysała się na tyle mocno, że kolejna osoba, która za nią szła, nie od razu była widoczna. Próbowałem oszacować to zjawisko, ale z tej odległości i przy tym świetle zawodził mnie wzrok. Najwyższy czas pomyśleć o nowych okularach. Postać zmierzała w moim kierunku. Obleciała mnie lekka trwoga. Zapetowałem szybko papierosa i dyskretnie spuściłem go po wewnętrznej ścianie wnęki. Poprawiłem okulary i z niesymulowaną uwagą podjąłem dalszą obserwację. Charakterystyczne kształty dosyć wyraźnie określały płeć zbliżającej się postaci. Dosyć szybko pojąłem, że była nią kobieta. Wielce zeźlona i niezbyt atrakcyjna. Nogi w rozczłapanych czółenkach niezdarnie podtrzymywały jej spore ciało. Nadmiernie zniszczona cera utrudniała precyzyjne określenie wieku. Dodatkowo, naczynka krwionośne tworząc efekt misternie utkanej pajęczyny nie zostawiły wolnego miejsca na twarzy. Co za brzydula, pomyślałem. Nadmiar ciała zgromadzony w korpusie tak mocno uciskał jej klatkę piersiową, że sapała jak lokomotywa. Świst jej oddechu dało się słyszeć w całym holu. Dopiero, gdy była już całkiem blisko, dostrzegłem za nią młodego mężczyznę. Usiłował łapać ją za rękę, a gdy już złapał, przyciągał ją do swojej piersi. Początkowo nie mogłem załapać o co mu chodzi.
- Nie zostawiaj mnie. - Błagał. - Nie możesz mnie po tym wszystkim zostawić, przecież jesteśmy dla siebie stworzeni.
- Puszczaj idioto, to już jest koniec! - warknęła.
Pomimo wrażenia duszności, była nad wyraz energiczna. Najpewniej była w pełni dotleniona.
Zdesperowany mężczyzna szlochał. Padł wreszcie przed nią na kolana i błagał.
- Pozwól, chociaż na ostatni pocałunek. - Kurde, chyba skamlał, bo absolutnie do niej nie pasował.
O co w tym wszystkim chodzi, zadałem sobie pytanie? Oni razem? To jakiś nonsens! Ten Przystojny młodzian z tym wybrykiem natury? Żeby chociaż była miła! Na litość boską! Ta sytuacja, to jakiś łzawy gniot. Jeżeli ktoś jest garbaty, nie powinien udawać prostego, wtedy dopiero wychodzi garb! W tym dziwowisku właśnie wyłonił się garb plugawy. Nic do siebie nie pasowało. Cyrk! Ona tymczasem podniosła go i pozwoliła na ten ostatni wyżebrany cmok. Ogarnęły mnie mdłości. Zacisnąłem dłonie na ustach. Miałem nadzieję, że się powstrzymam. Myliłem się. Łaskotanie stało się mocniejsze, nie wytrzymałem. Kierowany odruchem bezwarunkowym zdążyłem jeszcze oprzeć się o ścianę, ale to nie powstrzymało mnie od upadku. Wylądowałem brutalnie na kolanach, aż zgrzytnęły mi łękotki. O Jezu, jaka to boleść! Zrobiło mi się całkiem niedobrze. Zachwiałem się i upadłem. Przywaliłem łbem o marmur. Gwałtowne ciepło w potylicy uświadomiło mi niestety, że wszystko to dzieje się naprawdę. Przez jakiś czas jeszcze słyszałem głosy, później nastała cisza i dopadł mnie mrok. Straciłem przytomność.
Włączyłem pulsujące światełko przymocowane do obroży psa i zapiąłem mu smycz. Wpierw zagregował dosyć nerwowo a później wytknął mi groteskowość tego faktu. Wreszcie zapytał mnie wściekły, czy zdaję sobie sprawę z tego, jak on idiotycznie się czuje z tym czerwonym, migającym u szyi światłem? Czy wziąłem pod uwagę jego uczucia?
- Może i jestem psem, ale nie jestem zwierzęciem! I jeszcze ta poniżająca smycz! Pies ma być wolny i powinien biegać, gdzie chce! - Wyszczekał wściekły na jednym wydechu, z charakterystyczną dla siebie chrypką. - Z tą migającą lampą wyglądam jak jakiś pojebany ambulans! Wszyscy się za mną oglądają! Idą te ludziska i mizdrzą się do mnie jak do jakiegoś pulsującego miśka. - Żalił się. - I nie traktują mnie poważnie! Pluszaczek! Kiedyś kogoś wreszcie użrę!
Mój pies to wyjątkowo upierdliwy typ, dlatego polemika z nim nie miała sensu. Ale też raczej nikogo by nie ugryzł. Zagadałby by za to człowieka na śmierć. Lepiej więc zawsze szybko zmienić temat lub udobruchać go jakimś smakołykiem. Sięgnąłem przeto niezwłocznie do kieszeni. Łyknął trzy smaczki jednym haustem i na chwilę zamknął japę. Fakt niezaprzeczalny, żarłok z niego przeokropny, a do tego straszna gaduła i malkontent. Jak ja z nim wytrzymuję? Mimo wszystko uwielbiam go. Podrapałem go przyjaźnie za uszami. Ucieszył się.
- Zróbmy coś fajnego z tym wolnym czasem, jak już jesteśmy w tym Zakopanem. - Zagadał znowu, gdy tylko ostatni kęs wylądował w żołądku.
- Gotowy na spacer? - Zapytałem, samemu będąc już gotowym. Ogon natychmiast zaczął mu śmigać jak wycieraczki w samochodzie. - Tylko, co u licha można robić w Zakopanem z psem? W góry nie pójdziemy bo zakaz, możesz płoszyć dziczyznę. Knajpy w większości też odpadają.
Zasadniczo wolałem z nim nie polemizować, bo znowu zarzuci mi, że traktuję go jak zwierzę, ale nie miałem żadnego pomysłu.
- Wybierzmy się na wystawę sztuki współczesnej do Miejskiej Galerii Sztuki. - Zaproponował przytomnie kundel.
- Może to i niezły pomysł, ale przecież z psami nie wolno wchodzić na wystawę. - Rzekłem z troską do zwierzaka.
Pies zamyślił się.
- Powiesz o mnie, że nie jestem psem, tylko elementem projektu. Że to performance. - Odparł rzeczowo zwierzak.
- No dobrze i co dalej? - Nie dałem za wygraną. - A co będzie, kiedy jak zwykle zachce ci się kupę? Wiesz przecież, że nigdy nie pamiętasz, że trzeba załatwić to przed wejściem. Co ja z tym później zrobię?
- Wtedy to będzie już prawdziwy performance. - Zagadał sarkastycznie pies.
- Chyba cię popieprzyło! - Zripostowałem.
- No co ty, to interesująca propozycja! - Zawarczał.
Zaoponowałem gestem.
- No chodźmy, pleace! - Spojrzał na mnie tymi swoimi ślepiami a ja nie potrafiłem mu odmówić.
Wstępnie wyraziłem aprobatę.
- Ty, to potrafisz mnie omotać. Jesteś natrętny jak menel pod monopolowym. Gdyby tak wszystkie psy umiały gadać, to zagadałyby ludzkość.
- Ten plan z kupą, to świetny pomysł. - Nie dawał zwierz za wygraną. - Weź tylko ze sobą tabliczkę z napisem "gówno" i jakby co, wetkniesz ją w kupę. Będziesz moim kuratorem na tym evencie.
- Co ty pieprzysz? I co niby miałbym jako twój kurator robić?
- To oczywiste, powinieneś forsować pogląd, że ja jako pies, zawsze kontestowałem opresyjne dla mojego gatunku rozwiązania w środowisku miejskim i wobec tego kupę robię tam, gdzie mam na to ochotę.
- Brutalnie prawdziwe. - Rzekłem do swojego psa, będąc pod ogromnym wrażeniem jego intelektu.
- Nie tylko prawdziwe, ale ostentacyjnie szczere. - Podsumował dumnie futrzak. - Pomyśl tylko, jaki będę sławny. Kamery, mikrofony, wywiady. I zawsze pełna micha smaczków. - Rozmarzył się.
- Jezu! Ty tylko o tym żarciu, brzuchem trzesz już o ziemię. Gadasz tak, jakbym cię w ogóle nie karmił. Wiesz przecież, że nie masz samoograniczenia w tej kwestii.
- Bo ty zawsze limitujesz mi żarcie. Wydzielasz mi go. Nie moja wina, że lubię jeść i zawsze jestem głodny!
Zrobiło mi się go trochę żal, mimo to odparłem.
- Jesteś zbyt gruby! Żadna psica cię nie zachce. Tylko papu w salonie na dywanie, na leżąco, pyskiem do okna. - Skomentowałem. - Odwaliło ci zupełnie. Myślisz, że kim jesteś? Jakimś Cy Twomblym czy Jeanem Dubuffetem? Jesteś tylko psem a nie niedorzecznie drogą znakomitością!
- Owszem, ale za to psem niezwykłym. - Odrzekłszy, zamyślił się na ułamek sekundy. - Mimo wszytko traktujesz mnie jak zwierzę. - Podsumował zrezygnowany.
Z miną kota ze Shreka opuścił ogon. Gdyby nie fakt, że byliśmy gotowi do wyjścia, poszedłby ostentacyjnie obrażony bechnąć się między fotelem a sofą, gdzie zawsze drzemie popierdując.
Świadomość i ogólna orientacja w sytuacji wróciły, gdy lekarz podnosił mi powieki i raził oczy światłem. Skumałem, że coś się stało, choć wtedy jeszcze nie wiedziałem co. Nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo, niechcący okaleczyłem się upadając. Gwiezdna wędrówka. Po trepanacji leżałem w szpitalu niemal miesiąc i po dziś dzień nie wiem, w jakim celu tam przyjechałem i wciąż zadaje sobie to pytanie. Trochę też nurtowało mnie, z czyim to psem prowadziłem tak ożywczy dialog podczas mojej nieprzytomności i jaki związek z moją niedyspozycją mieli ci śmieszni kochankowie ze szpitalnego holu. Szereg znaków zapytania.
Rachunek za przyszpitalny parking przekroczył moje najśmielsze oczekiwania. Fantástico Chico Blanco
***
Skontaktuj się z nami
+48 796 024 024
+48 18 52 11 355redakcja@podhale24.pl
m.me/portalpodhale24
Adres korespondencyjny
Podhale24.pl
ul. Krzywa 9
34-400 Nowy Targ
ul. Krzywa 9
34-400 Nowy Targ
Informacje
Obserwuj nas