Formuła bus i Casanova
Doprawdy, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zagadnienia damsko-męskie, wbrew wszelkim twierdzeniom to istota całej publicznej debaty. Przyjmując różne pozy, skrywają się za filarami cnoty i kołtunerii, dusząc się w oparach obłudy i hipokryzji. Kamuflują się w świadomości etycznej, religijnej i parlamentarnej. Wplatają się w narrację społeczną, etniczną czy jakąkolwiek inną. Rezydują w meandrach mamony, władzy i zawsze kończą się na sempiternie. W jakiś niewytłumaczalny sposób materia ta oddziałuje na wszystkich. I owszem, jest monolitycznym sensem życia, a moje obserwacje, mimo iż nie skupiają się wyłącznie na tej sferze i tak najczęściej się na niej kończą. I chociaż nie wiem jakbym chciał od tematu odejść, bo czasami warto zabrać głos w innej empirii, to i tak do spraw damsko-męskich zawsze wracam, jeśli nie bezpośrednio to pod maską figowego listka.
Odkąd stałem się regularnym usługobiorcą komunikacji publicznej i przez czas jakiś odnalazłem swoją niszę w linii przewoźnika o nazwie Yellow Line w mojej głowie zakiełkował pomysł przedstawienia szerszemu gronu osoby pewnego kierowcy, miłego niewysokiego Ślązaka, unikatowego bonza kierownicy, obarczonego swoistym ADHD. Pomysł opowiedzenia o tym, że jego czterdziestoletni autobusik dochodzi do setki w sześć sekund, o niezwykle hojnym i intensywnym obdarowywaniu podróżujących rock and rollem zespolonym z odgrywaniem roli popowego keyboardowca na klawiszach przenośnej kasy biletowej, o bezceremonialnym bajerowaniu i przaśnym ściemnianiu starszym paniom, o jego przyjacielu z Mazowsza, podstarzałym sanatoryjnym Casanovie w czarnej skórzanej kapocie z wczesnych lat dziewięćdziesiątych, co to Pięćdziesiąt twarzy Greya myli z setką twarzy Greya i uważa tę książkę za doskonałą literaturę dydaktyczną w sferze erotycznej. Zabawne. Ale ponieważ w tym zakresie zanadto nie przyszło mi nic do głowy, bo cóż więcej można napisać o nieznajomych, powyżej pozwoliłem sobie jedynie odnotować zabawne spostrzeżenia w sposób lakoniczny. Zaś to, co mi z tej historii w głowie utkwiło, to sformułowanie wypowiedziane przez rzeczonego sanatoryjnego Casanovę, że mężczyźni oczekują od kobiet, żeby były kurami domowymi w kuchni i kurtyzanami w sypialni, a że jego żona była kurą domową w sypialni, to ją porzucił. Po czym dodał z udawanym żalem niejako zaprzeczając swojemu wcześniejszemu stwierdzeniu, mogłem mieć fajną miłą żonę a wylądowałem z potworem. Mówiąc to prężył wiotkie mięśnie, zmierzając ewidentnie w kierunku schadzki z nowopoznaną w autobusie panią z przyzakopiańskiej Olczy i niepokoił się głównie tym, czy ma ona stosowne do realizacji planu warunki, bez pardonu pytając o pokoje. Nie otrzymał jednak feedbacku w trybie adhocowym, jak widać nie miał do czynienia z babą z ogonem i kitką na końcu, kopyt też nie miała.
Cóż, wniosek wyciągnąć można tylko jeden. Dla niektórych osobników każde pożycie intymne jest dobre, z byle kim, byle jak, byle kiedy i byle gdzie, byle by było, trochę tak jak u pozostałych niebędących jednostkami ludzkimi żyjątek.
Odnośnie powyższego, przypomniało mi się jak pewien dojrzały inteligentny ale nie panujący nad swoim popędem typ, mąż i ojciec, przekonywał pewną młodą ale nie obdarzoną zbyt spektakularną urodą konserwatorkę powierzchni płaskich w powszechnie znanej organizacji do ewentualnej erotycznej schadzki i tu koniecznie muszę go zacytować: "nie chodzi o jakieś wielkie pieprzenie, posmyram cię trochę (...) po majtach i pójdziemy w swoją stronę". To zdanie, napisałem ku pamięci tych, którzy wraz ze mną je słyszeli.
Orgazm
Zgadzam się z tym, że źródłem naszych wszystkich problemów jest człowiek, to nasz jedyny prawdziwy wróg. Jakże to optymalnie trafione, bez pudła i zgodne z moim doświadczeniem empirycznym. Można zaanektować to twierdzenie do każdej sfery życia. Przed laty w czechosłowackim serialu o zabawnie brzmiącym tytule "Nemocnice na kraji města", opowiadającym o losach pracowników ortopedii w peryferyjnym czeskim szpitalu, jeden z bohaterów, niejaki doktor Štrosmajer wypowiedział do siostry Hunkovej święte słowa: "gdyby głupota mogła unosić, latała by pani jak gołębica". Te słowa stanowią myśl przewodnią poniższych spostrzeżeń.
Gdzieś ponad dachem autobusiku na siwym podhalańskim niebie starły się burzowe chmury, zalewając jezdnię strugami deszczu i zamieniając ją w rwący potok. Podczas gdy na niebie kompletowała się burza, ja w zatłoczonym i zaparowanym pojeździe, wyrwany z przemyśleń o braku parasola, zwróciłem uwagę na nienowe, jednakże wciąż ewoluujące zjawisko. Nie jest bowiem żadną nowością, że w autobusiku spora część podróżującej gawiedzi uwielbia dyskutować przez telefon, nie szczędząc przypadkowym słuchaczom najdrobniejszych szczegółów, również tych bardzo intymnych, takich jak seks, podział majątku czy dzieci przy rozwodzie albo ilość dawek podczas chemioterapii lub smutnych konsekwencji jej skutków ubocznych.
Tym razem w związku z gwałtowną zmianą pogody uaktywnili się telefoniczni meteopaci. Jedna pani za pośrednictwem telefonu zawiadywała kancelarią podatkową szastając na cały autobus personaliami swoich klientów. Głowa puchła z braku poszanowania elementarnych zasad etyki i respektowania prawa dotyczącego danych osobowych. Całkowity brak zdolności kognitywnych.
Inna niezbyt bystra młoda dama, zainscenizowała kilkunastominutową rozmowę telefoniczną z również niezbyt rozgarniętą damą, nie zważając na gromy ciskane przez naturę i przygodnych słuchaczy. Im głośniej było na zewnątrz, tym głośniej dialogowała.
W życiu nie słyszałem tulu splagiatowanych orgazmów, mlaśnięć i bezpruderyjnych chichotliwych uniesień, rodem z niemieckiego filmu dla dorosłych. Mieszanka odgłosów, raz po raz, pierzchała falami po całym autobusie odrywając od rozmów nawet najbardziej zagorzałych dyskutantów. Było to wyreżyserowane pieprzenie przez telefon. Był to inspirujący występ, recital ignorancji i bezguścia. Było w nim coś tak prymitywnego, że aż przykuwało uwagę. Ociupinkę mi to wadziło, zwłaszcza że próbowałem raczyć się lekturą "Bezcennego" i takie hałaśliwe niesmaczne dialogowanie rozpraszało mnie. Gdy zaledwie sformatowałem w swoim mózgu powyższe spostrzeżenia, ona rozpoczęła kolejną telefoniczną debatę.
Spotkałem się również w tym autobusiku z twierdzeniem, że obrzydliwym jest ten, co go brzydzą różne rzeczy, na przykład wzięcie do rąk obślizgłej ropuchy czy mówienie o ekskrementach przy jedzeniu. Ciekawe, ja zawsze myślałem, że obrzydliwym jest ktoś lub coś budzącego wstręt.
Po tej dawce osobliwości mózg chybotał mi się jeszcze przez godzinę i w tym momencie gotów byłem zaaprobować teorię Lenina, że w idealnym państwie policyjnym nie potrzeba policji, bo każdy pilnuje się sam. Sam nie wierzę, że tak pomyślałem, później jednak balans wrócił i dobrze się nastroiłem. Dobrze, że nie żyjemy w idealnym państwie policyjnym.
***
Skontaktuj się z nami
+48 796 024 024
+48 18 52 11 355redakcja@podhale24.pl
m.me/portalpodhale24
Adres korespondencyjny
Podhale24.pl
ul. Krzywa 9
34-400 Nowy Targ
ul. Krzywa 9
34-400 Nowy Targ
Informacje
Obserwuj nas