Wystarczy wsiąść na rower i jechać, gdzie oczy poniosą. I Piotr Strzeżysz zajechał do Rabki - podhale24.pl
Nowy Targ
Clear
16°C
Clear
17°C
Clouds
16°C
Clear
17°C
Clouds
16°C
Clouds
14°C
Kartka z kalendarza
06.05.2025, 19:21 | czytano: 2127

Wystarczy wsiąść na rower i jechać, gdzie oczy poniosą. I Piotr Strzeżysz zajechał do Rabki

Gdy opowiada, wydaje się, że nic bardziej banalnego jak przejechać przez dwie Ameryki od Alaski po Ziemię Ognistą, wyjechać na 6-tysięczny wulkan czy pokonać najwyższą przełęcz na świecie. Gdy był w Turcji stwierdził nagle, że pojedzie do Indii. I to wszystko nie koleją, samochodem czy samolotem, ale zwykłym rowerem. Nawet bez wspomagania.

- Gdy okazało się, że rok wcześniej otworzyli drogę na Umling La - najwyższą przełęcz na świecie, to na nią wjechałem, skoro już byłem tak blisko - wspomina Piotr Strzeżysz podczas spotkania w Rabce-Zdroju. Zdj. Józef Figura
- Gdy okazało się, że rok wcześniej otworzyli drogę na Umling La - najwyższą przełęcz na świecie, to na nią wjechałem, skoro już byłem tak blisko - wspomina Piotr Strzeżysz podczas spotkania w Rabce-Zdroju. Zdj. Józef Figura
Jeździ od dzieciństwa. Gdy wsiadł na pierwszy rowerek w rodzinnej wsi pod Garwolinem pewnie nie przypuszczał, że kiedyś na dwóch kółkach objedzie 80 krajów, pięć kontynentów i tysiące kilometrów. I tak Piotr Strzeżysz, globtroter w końcu trafił do Rabki-Zdroju, gdzie wziął udział w kwietniowej Rowerowej Masie Krytycznej. A gdy już wraz z innymi uczestnikami wręczył burmistrzowi petycję w sprawie rozwoju rowerowych tras w uzdrowisku - opowiedział o swym rowerowym "odlocie".

Bo trudno mówić o tej pasji inaczej jak w kategoriach niemal oderwania od rzeczywistości.

Alpy, Szkocja, Islandia, czyli rowerowa rozgrzewka


A zaczęło się wcale nie tak prozaicznie. W połowie lat 90-tych wybrał się na rowerze w Alpy. Jeździł bez namiotu z kawałkiem folii, pod którą krył się w razie deszczu. Teraz już się ustatkował - podczas wypraw sypia pod namiotem, który daje namiastkę komfortu i własnej przestrzeni. W 1999 roku wybrał się do Norwegii na Nord Cup pod kołem podbiegunowym. I można powiedzieć - była to dopiero rozgrzewka.

Po roku pracy w Anglii, wyskoczył na rowerową eskapadę do Szkocji i na Islandię, która go zauroczyła. Rowerowe wyzwania dopiero zaczęły się pojawiać na horyzoncie.

Nie jedź, bo cię okradną...


Przed 21 laty po raz pierwszy wybrał się do Indii. Bez GPS-a, bez map i przygotowania. Często się gupił, ludzie pomagali mu zorientować się gdzie jest i dokąd zmierza. Bywało, że podczas powodzi woda zabrała most. Gdy po dwóch dniach dotarł do miejsca, gdzie możliwa jest przeprawa okazała się ona... koszem zawieszonym na stalowych linach nad rwącą rzeką. Nie było wyjścia wpakował się z rowerem i ruszył.

- W Indiach pierwszy raz doświadczyłem bezinteresownej gościnności. A przed wyjazdem byłem sceptycznie nastawiony. Znajomi mówili: nie jedź, bo cię okradną, głowę utną, że brudno i ciężko tymczasem rzeczywistość okazała się zupełnie inna - wspomina.
Podczas tej wyprawy ruszył na północ kraju, by dostać się do stóp Himalajów. Udało mu się wjechać na jedną z najwyższych przełęczy na świecie - Khardung La.

Żołnierze nie wiedzieli co ze mną zrobić


Po Piotr Strzeżysz studiach zaczął pracę w szkole. Głównie, dlatego, by mieć więcej wolnego i długie wakacje. Podczas nich poleciał do Chin. Znów bez konkretnych planów. Wylądował w Pekinie, skąd chciał się dostać do Tybetu. Tam się dowiedział, że pod granicę trzeba samolotem, bo daleko, albo pociągiem. I tak zanim do Tybetu dotarł, minął miesiąc.

- Żołnierze puszczali mnie dalej, bo nie wiedzieli co ze mną zrobić. Nie spodziewali się rowerzysty. Brak dobrej komunikacji dla mnie okazał się zbawienny. Dziś pewnie zadzwoniliby do dowódcy i zawróciliby mnie, wtedy po prostu przepuszczali - przyznaje.
Do Tybetu jeszcze dwukrotnie wracał rok po roku. Przejechał nawet na rowerze zimą z Lhasy do Katmandu.

Rower dla Mii i zepsucie Kolosem


Wyzwań wciąż było mu mało, więc w kolejne wakacje poleciał do Chile, gdzie kupił sobie rower na miejscu. Jak się okazało - to nie był dobry pomysł. Podobnie jak jazda z plecakiem na ramionach. Podróż się skończyła wraz z kontuzją i awarią roweru, który praktycznie się rozleciał. Poskładał go do kupy tylko po to, by wręczyć go przygodnie napotkanej dziewczynce o imieniu Mia. I wrócił do Polski, gdzie okazało się, że ma pękniętą kość w nodze.

W 2006 roku dostał wyróżnienie w prestiżowym konkursie podróżniczym Kolosy - za przejechanie zimą przez Himalaje.
- I to mnie trochę zepsuło - przyznaje. - Bo dotąd jeździłem po nic. Tak po prostu. A tu mi wpadło do głowy, by jechać po to, by zdobyć tego Kolosa!

I tak przejechał Patagonię zimą, a potem pustynię Atacama. Wjechał na blisko 6 tys metrów po stoku wulkanu Uturuncu, ale choć próbował z obu stron - na sam wierzchołek rowerem już nie dotarł. I znów dostał tylko wyróżnienie w konkursie Kolosów.

Z Alaski po Ziemię Ognistą z przerwą na miłość


Myśl o zdobyciu statuetki nie dawała spokoju. Wydawnictwo Bezdroża zwróciło się do niego, czy nie chciałby napisać książki o Andach.

- Ale ja tam tylko wjechałem na wulkan, nic więcej. Napisałem więc książkę o Himalajach - mówi ze śmiechem.
Wpadł mu jednak do głowy pomysł przejechania obu Ameryk. W szkole wziął roczny urlop, po którym już nie wrócił do zawodu. Sama eskapada zakończyła się niepowodzeniem. Dotarł z Alaski do Las Vegas, ale wrócił do Polski, bo... był zakochany. Pojawiła się w jego życiu kobieta, do której tęsknił.

Po roku stwierdził jednak, że spróbuje jeszcze raz. Znów niepowodzenie - jeden z upadków skończył się pęknięciem rzepki w kolanie. Musiał wrócić. Kontuzja uziemiła go na rok.

Mimo niepowodzeń ponowił próbę, która zaowocowała... rozpadem związku. Miłość się skończyła. Trudno utrzymać tak długo związek na odległość. Mimo to przejechał z Alaski do Ziemi Ognistej. Ale nie dotarł do wyznaczonego końca - ostatniej miejscowości na trasie.
- Czułem, że nie zasłużyłem sobie na to. Rozpadła się relacja, taką karę sobie zrobiłem, że nie dojadę do samego Ushuaia - stwierdził.

Kolosalny, niespełniony sukces


Wrócił do Polski i dostał wymarzonego Kolosa.
- A przecież ja w ogóle nie byłem przygotowany, nawet mapy nie miałem i GPS-a, po prostu pojechałem "na pałę". A po drugie celu nie osiągnąłem!

Wydawało mi się, że nie zasłużyłem na nagrodę, że coś im się pomyliło... - wspomina.

Po powrocie napisał więc kolejną książkę. Ale nie dawało mu spokoju, że nie zasłużył na nagrodę, więc postanowił obie Ameryki przejechać jeszcze raz jeszcze, tylko w odwrotnym kierunku. Wyruszył z Ushuaia i przejechał obie Ameryki.
- To tylko 28 tys. km, co zajęło mi niecałe 18 miesięcy. To była najdłuższa moja podróż - podsumowuje krótko powtórzony wyczyn.

Samotna Islandia


Kolejną jego wyprawą była ucieczka w samotność - po raz kolejny na Islandię. Gdy zmarła jego mama, wyruszył na wyspę, na której spędził dwa miesiące.
- Potrzebowałem pobyć gdzieś sam. To specyficzne miejsce i dla mnie bardzo bliskie. Ludzie tam są zamknięci, nie tak jak w Indiach czy Kolumbii, gdzie każdy jest mną zainteresowany, podchodzi, pyta, pomaga. Tu wręcz przeciwnie - nie ma człowieka. Ale tego właśnie potrzebowałem i byłem z tego strasznie zadowolony. I cały czas czułem obecność mamy - przyznaje.

A , że był to czas pandemii, wszystkie popularne, turystycznie miejsca były niemal całkowicie opustoszałe.

Gorące Stany


Podróżnicza pasja nie pozwoliła mu zbyt długo zagrzać miejsca w Europie. W 2022 wyjechał do USA, gdzie chciał południowymi stanami dotrzeć do Las Vegas. Jednak podczas jednego z noclegów na dziko, poparzył się mocno wrzątkiem. Dzień po oparzeniu, zadzwonił do człowieka, u którego miał zanocować za dwa dni, że się spóźni. Powiedział o swym wypadku. I Amerykanin o rumuńskich korzeniach przyjechał specjalnie po niego 300 km. Dzięki temu Piotr nie nabawił się większych problemów zdrowotnych. Wrócił do Polski, okazało się, że przeszczep skóry nie był konieczny. Napisał kolejną książkę. Rany na podróżniku szybko się goją, a tęsknota za przygodą nie ustaje.

To wjechałem, skoro już byłem blisko


- W 2023 miałem ochotę znowu gdzieś się przejechać. Pomyślałem, że pojadę do Turcji, a potem "się zobaczy". Jak byłem na miejscu stwierdziłem, że jadę dalej i dojechałem przez Mjanmę i Pakistan do Indii. Tam pokonał jeszcze raz trasę w Himalaje, która przejechał 20 lat wcześniej. Przy okazji, okazało się, że rok wcześniej otworzyli drogę na Umling La - najwyższą przełęcz na świecie 5 882 tys m.n.p.m. No to wjechałem, skoro już byłem tak blisko, a potem powtórzyłem całą drogę, którą pokonałem w 2004.

Piotr nadal planuje kolejne podróże. Chce znów wrócić do Indii. Tymczasem za namową znajomych, zrobił krótki wypad na popularną polską trasę R10 ze Świnoujścia do Gdańska, tyle, że inaczej niż wszyscy - zrobił to w lutym.

- Świetna sprawa, nie spotkałem niemal nikogo w pełnych latem kurortach. Zimno, wiało, mgła! Ale przyjemnie się jechało! Może jeszcze pojeżdżę trochę po Polsce?

Podróżnicza masa krytyczna


Być może przejazd Masą Krytyczną po Rabce nie zapadnie w podróżnikowi pamięć, a o szybkim wypadzie następnego dnia na Maciejową na pewno nie napisze książki. Ale wraz z organizatorami imprezy pozostaje mieć nadzieję, że wizyta globtrotera przyczyni się do popularyzacji Rabki-Zdroju i przyspieszenia budowy rowerowych ścieżek. A tych jest, póki co zaledwie... nieco ponad 200 metrów.

Józef Figura

Reklama
reklama
reklama
reklama
reklama
reklama
reklama
komentarze
2
Podatnik07:40, 7 maja 2025
Dla mnie większym wyczynem jest wychować dzieci bez 500+ i prowadzić działalność płacąc 3tys ZUS dbając o dom i rodzinę. Taka właśnie mam żonę Matkę- Polkę. Daj Bóg obecnie wszystkim ludziom takie kobiety hejj i to jest wyczyn. No ale kogo to obchodzi w dzisiejszych czasach.
Reklama
0
piotr21:21, 6 maja 2025
Bardzo,bardzo pozytywnie ,,je... świr,, .Piotrek jesteś Wielki!
dodaj komentarz

Komentarze są prywatnymi opiniami czytelników portalu. Podhale24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Podhale24.pl zastrzega sobie prawo do nie publikowania komentarzy, w szczególności zawierających wulgaryzmy, wzywających do zachowań niezgodnych z prawem, obrażających osoby publiczne i prywatne, obrażających inne narodowości, rasy, religie itd. Usuwane mogą być również komentarze nie dotyczące danego tematu, bezpośrednio atakujące interlokutorów, zawierające reklamy lub linki do innych stron www, zawierające dane osobowe, teleadresowe i adresy e-mail oraz zawierające uwagi skierowane do redakcji podhale24.pl (dziękujemy za Państwa opinie i uwagi, ale oczekujemy na nie pod adresem redakcja@podhale24.pl).

reklama
reklama
reklama
Pod naszym patronatem
Zobacz wersję mobilną podhale24.pl
Skontaktuj się z nami
Adres korespondencyjny Podhale24.pl
ul. Krzywa 9
34-400 Nowy Targ
Aplikacja mobilna
Obserwuj nas
czerwiec
21
Sobota
Imieniny:Alicji, Alojzego, Rudolfa
Kliknij po więcej