Nokaut _ Oddychaj głęboko, kochanie (opowiadanie ku przestrodze i do poduszki)/Fantástico Chico Blanco/
Tytułem wstępu, pozwolę sobie odnotować ciekawe zdarzenie z ostatnich dni, które mnie rozbawiło. Zacznę jednak od przypomnienia, że muzułmanie nie mogą spożywać alkoholu, według Koranu Allah zabrania jego spożywania. Możecie mi wierzyć lub nie ale widziałem w Zakopanem Araba, człowieka nie konia, nawalonego jak messerschmitt z butelką czyściochy w dłoni. Kiedy przechodził obok mnie, zaszczekał do mojego psa. I tak sobie wtedy pomyślałem, że pewnie pozwolił sobie na ten występek, ponieważ od kilku dni niebo było mocno zachmurzone, padał deszcz i Allah go po prostu nie widział.
Oddychaj głęboko...
Charles cierpiał na bezdech senny, czyli przypadłość, którą można by uznać za wymysł nieujarzmionych hipochondryków, gdyby nie fakt, że faktycznie można od tego umrzeć. Nikt mu nie współczuł, bo nikt o tym nie widział. Powiedzmy zresztą szczerze, również sam Charles nie miał pojęcia, że ma problem z bezdechem. A ponieważ był samotny, nikt mu o tym nie powiedział. W końcu duszenie się w nocy, w ciszy, bez krzyków i fajerwerków, nie robi takiego wrażenia jak, dajmy na to, hemoroidy czy prostata. Kto by się zresztą przejmował mężczyzną po czterdziestce, który ma problem z oddychaniem? Charles też tym się nie przejmował aż do momentu, gdy któregoś dnia obudził się z twarzą siną jak bakłażan i z wrażeniem, że całą noc ktoś próbował go udusić, kładąc mu na klace piersiowej walec drogowy.
A wydawałoby się, że umrzeć we śnie, to marzenie wielu, tymczasem Charles marzył o czymś innym i zdecydowanie mniej sinym.
Każdej nocy, gdy zasypiał, jego ciało urządzało mu wewnętrzną próbę samobójczą, uprzejmie informując go charakterystycznymi syndromami presuicydalnymi. Jednak on nie potrafił ich precyzyjnie odczytywać. Jego język, jak obrażony śledź, zsuwał się do gardła i blokował wszystko, co tylko się dało. Organizm dusił się po cichu, z godnością, jakby nie chciał nikomu zawracać głowy. Przez lata bagatelizował sprawę. No może nie do końca, bo jednak próbował medytacji, jakichś szeptów anielskich i nawet spał na trzech poduszkach, co jedynie doprowadziło do bólu kręgosłupa oraz niewielkiego garbu w kształcie angielskiej miseczki na płatki kukurydziane. Ostatecznie, po obejrzeniu w śniadaniówce programu o bezdechu olśniło go i trafił do specjalisty od snu. Diagnoza była jasna. Skrajnie ciężki bezdech senny. Rzecz nieuleczalna.
Lekarz był nad wyraz ekscentryczny. Nosił kapcie z wizerunkiem płuc i miał na sobie beżowe sztruksy na szelkach wyciągnięte pod same piersi. Płaskie okulary w srebrnej oprawie wisiały mu na czubku nosa a najciekawsze było to, że mówił do pacjentów przez megafon, chociaż siedział metr dalej. Sprawiał wrażenie, bardziej pacjenta psychiatrycznego o emploi Woody Allena, niż pulmonologa.
- Panie Charlesie - oznajmił z przejęciem godnym filmowego reżysera, nachyliwszy się przy tym groteskowo do megafonu - potrzebuje pan aparatu CPAP! Bez niego nie dożyje pan Wielkanocy, a już z pewnością Bożego Ciała! - Proszę się zawczasu nie martwić, ten aparat jest jak małżeństwo, jest wprawdzie niewygodny, ale pozwala przeżyć noc. Można do niego przywyknąć. Po jakimś czasie zapomni pan, że z nim śpi.
Lekarz, z uśmiechem zawodowego grabarza, wręczył mu urządzenie CPAP, elegancką maszynkę, która miała wtłaczać powietrze do jego płuc z delikatnością dmuchawy do liści, częściowo refundowaną przez NFZ. Za resztę Charles wybecelował z własnej kieszeni. Urządzenie wyglądało jak krzyżówka odkurzacza z meduzą. Zakładało się je na twarz jak maskę tlenową na pokładzie samolotu, który z dużą prędkością opada w dół. Charles początkowo opierał się, ale po tygodniu romansu z CPAP-em zaczął budzić się wypoczęty, rześki i, co najważniejsze, żywy.
- Nareszcie mogę spokojnie nie robić nic - westchnął z ulgą, zaciągając się filtrowanym, nawilżonym i podgrzanym powietrzem jak nikotynowym wspomnieniem.
Z czasem Charles przyzwyczaił się do życia w symbiozie z maszyną. Nocami przypominał lekko zdezelowanego astronautę, a jego sen stał się spokojniejszy do konspiracyjnej imprezy w saunie koedukacyjnej.
Wszystko szło dobrze, aż do dnia, gdy poznał ją. Jakby na złość równowadze wewnętrznej, poznał Blueberry. Tak. Miała na imię Blueberry. Jej oczy były jak dwie wersje boskiego raju i śmiała się tak, że każda jej komórka drżała z rozkoszy. Była młodsza o dwie dekady, mimo to uznała Charlesa za mężczyznę intrygującego. On natomiast uznał ją za cud boski i hormon dopaminowy w sukience z second-handu. Blueberry była młoda, pachniała owocami i wyznawała zasadę życia chwilą, co Charles, jako urzędnik w ministerstwie finansów, uznał za egzotyczny przejaw optymistycznej schizofrenii. Jednak zakochał się. A właściwie wpadł w Blueberry jak śliwka w kompot, bez wyszukanej gracji i z głośnym pluskiem. I jak to bywa w dzisiejszych czasach, szybko przeszli do etapu wspólnych nocy. Wtedy zaczął się dramat. Charles stanął przed hiobowym wyborem: oddychać... czy kochać. Bo przecież jak tu założyć CPAP przy kobiecie, która pachnie wanilią i nie wie, że jej rycerz zamienia się nocą w rurkowego quasimodo z aparatem rodem z "Obcego"?
- Nie mogę cię zniechęcić - mruczał do siebie, zdejmując maskę i ustawiając maszynę na tryb "udawaj, że cię nie ma".
Znowu zasypiał bez urządzenia. Zakochany. Odważny. I coraz słabszy z rana. Nie miał odwagi pokazać jej CPAP-u. Przecież nie da się być męskim samcem alfa, gdy przed snem podłączasz się do urządzenia, które wydaje dźwięki jak dmuchawa do liści i zasysa policzki jak odkurzacz w tanim porno.
- Nie mogę - mówił do siebie - nie mogę jej pokazać, że nocą zamieniam się w lorda Darth Vadera.
Więc każdej nocy, którą spędzał z Blueberry nie zakładał aparatu i spał, ryzykując wszystko, w imię miłości, pożądania i romantyzmu. A Blueberry niczego nie zauważała, bo spała snem ludzi młodych i beztroskich, jakby każda noc była po prostu przerywnikiem między seksem a szampanem. Rano wstawała, robiła mu kawę i całowała go z czułością. A on, choć zmęczony jak po szamotaninie z własną duszą, uśmiechał się szczęśliwie. Jednak każdego ranka budził się coraz bardziej martwy. Cienie pod oczami miał jakby był, nomen omen, nieuleczalnie chory. Czasem nie mógł przypomnieć sobie imienia psa Blueberry. A czasem z rana był przekonany, że pracuje w piekarni i w głowie próbował układać bagietki.
Aż nadszedł ten dzień. A raczej noc. Zasnęli spleceni jak dwa precle. Charles jak zwykle nie założył aparatu, spojrzał ostatni raz na ukochaną i szepnął:
- Kochanie, obyś nigdy nie musiała oglądać mnie w masce.
I nie musiała. Rankiem nie wstał. Bo rankiem już nie żył. Nie oddychał. Leżał z twarzą przypominającą śliwkę w fazie przejrzałości. Usta miał rozchylone w niemym "O", jakby chciał coś powiedzieć, ale zabrakło mu odwagi. Leżał w pościeli jak dojrzały banan i był zimny niczym mozzarella wyjęta z lodówki. Blueberry przerażona wezwała pogotowie. Przyjechało dwóch sanitariuszy. Jeden chudy a drugi gruby i filozoficzny. Ten gruby spojrzał na ciało i westchnął:
- Bezdech senny. Klasyka. A wystarczyłoby spać z CPAP-em.
- A co to CPAP? - zapytała.
Sanitariusz uniósł brwi, spojrzał na urządzenie pokryte kurzem stojące w kącie i pokręcił głową.
- To ten plastikowy wstyd, który ratuje życie, choć zabija romantyzm.
- A do czego służy to urządzenie? - spytała smutnie Blueberry, patrząc na wskazaną maszynkę.
- CPAP - odpowiedział chudy. - To sprzęt do oddychania. Ludzie go nienawidzą, dopóki nie umrą.
- A miałam dziwne sny tej nocy - szepnęła zamyślona. - Jakby ktoś tonął i dusił się pod wodą. I trzymał mnie za rękę.
- Bywa - odparł gruby. - Śmierć czasem wysyła zwiastuny. Jak zły newsletter.
Zabrali ciało Charlesa. Blueberry została sama. Milczała, no bo z kim miała rozmawiać? Potem podeszła do maszyny, przyjrzała się jej uważnie i założyła sobie maskę. Wcisnęła przycisk "Play". Położyła się na jego stronie łóżka, zamknęła oczy i pierwszy raz w życiu poczuła, że naprawdę oddycha.
I oddychała, tyle że samotnie.
***
Skontaktuj się z nami
+48 796 024 024
+48 18 52 11 355redakcja@podhale24.pl
m.me/portalpodhale24
Adres korespondencyjny
Podhale24.pl
ul. Krzywa 9
34-400 Nowy Targ
ul. Krzywa 9
34-400 Nowy Targ
Informacje
Obserwuj nas





























