NOWY TARG. Wulgaryzmy, groźby, niszczenie mienia - Paweł i Estera Lejowie skarżą się, że nie ustają na nich różnej formy ataki. Ich zdaniem - ciągnąca się od lat kwestia ewentualnej przebudowy skrzyżowania ulic Grel i Św. Anny to z jednej strony zła wola urzędników, z drugiej - kunktatorskie zachowanie radnych.
O nierozwiązywalnym od niemal dekady sporze pomiędzy małżeństwem a Urzędem Miasta pisaliśmy wiele razy. Odsyłamy do naszych wcześniejszych publikacji. Dość wspomnieć, że spór administracyjny przekształcił się też w personalny, a w sądzie co rusz odbywają się rozprawy z udziałem krewkiego nowotarżanina, który nie przebiera w słowach oraz burmistrza, który na tej drodze broni swojego dobrego imienia, albo broni się przed zarzutami typu "zwlekanie z wydaniem pisma, czy decyzji".
Remedium miało być powołanie spośród radnych miejskich - komisji doraźnej, która ma za zadanie "obiektywnym okiem" przyjrzeć się problemowi, znaleźć rozwiązanie (w skrócie - zdecydować jak rozwiązać problem komunikacyjny) i swoje rekomendacje przekazać burmistrzowi - a ten postanowi co dalej.
Radni pytani o powód trwających od miesięcy posiedzeń, które nie przynoszą efektów - winą obarczają urzędników, tłumacząc że zwlekają oni z przekazywaniem im dokumentów, protokołów, ustaleń, notatek z wizji lokalnych itd. Ale zdaniem pp. Lejów i sami radni nie są bez winy.
- Najpierw mówiono nam, że wszystko zakończy się jeszcze w 2024 roku. Potem - że do końca stycznia tego roku. Teraz radny Maciej Tokarz (przew. wspomnianej komisji doraźnej - przyp. red.) mówi, że do końca marca. Pojawiają się kolejne terminy, a w tym czasie składane są nam przez radnych propozycje, na przykład żebyśmy sprzedali nasz dom. A gdy się zgodziliśmy to radni słowa nie dotrzymali i nawet nie chcieli już o tym publicznie, na komisji rozmawiać - mówi poirytowany Paweł Leja. I dodaje, że "teraz to i tak jest nieaktualne, bo nie zamierza Miastu sprzedać swojego domu". Ma inną propozycję, ale o tym za chwilę.
- Ja niczego od Miasta, burmistrza, czy radnych nie potrzebuję. Nie trzeba mi łaski. Zrobiono nam krzywdę tym, że z propozycji przedstawionej przez nas lata temu, ówczesny radny Lesław Mikołajski wyciągnął tylko jedno zdanie, czyli kwotę 6 mln zł i poszło w świat, że "Lejowie chcą 6 mln wyciągnąć od Miasta". Tymczasem to była część prawdy. Nasza propozycja dotyczyła wyceny nieruchomości i ewentualnej zamiany działek - tłumaczy i zapewnia, że "będzie walczył o swoje".