Faśiangy, czyli słowackie ostatki karnawału, miały na Spiszu swoją okrągłą rocznicę. Nazwa, zaczerpnięta jeszcze z C.K. słownictwa (Fasching – karnawał. niem.) symbolizuje czas przejścia w wielkopostną ciszę.
Ucichło też w gościnnych progach u pani Marii Krzysztofiak – dobrego ducha Domu Kultury w Krempachach, który podczas ostatniego karnawałowego weekendu był gospodarzem słowackiego festiwalu słowno-muzycznego.
Od szeregu lat impreza ta kultywowana jest przez Związek Słowaków w Polsce, którego kluczowymi postaciami są Dominik Surma i Ludomir Molitoris, ludzie trwale związani rodzinnie z historią regionu. Spisz żyje swoją kulturą, bez względu na granice narodowe czy administracyjne i co najważniejsze, bez granic wiekowych.
Świąteczne popołudnie trwało aż do wieczora, ale nikt z wypełnionej po brzegi sali się nie nudził. Język słowacki przeplatał się z polskim, często z góralskim akcentem, bo przecież to ich korzenie. Pięknie zaprezentował się Podśip i dzieci ze stankovianskiej Mrvenićki, ale potem było już jeszcze ciekawiej.
Wzruszały tnące na skrzypcach maluchy Andrzeja Budza z Łopusznej, bawiły spektakle teatralne zespołów z Podwilka spod ręki Lucjana Bryji czy z Niedzicy od Adama Świętego. Nie szczędzili strun i smyków artyści Józefa Majerczaka z Nowej Białej, Doroty Moś z Łapsz Wyżnych czy Józefa Lorenca z Krempach. O Jurgowianach też należałoby wspomnieć…
Na nagrody zasłużyli wszyscy i tak też było. Jednak serca widzów skradli najmłodsi uczestnicy festiwalu i to im wręczył indywidualne nagrody przedstawiciel Wiesława Wojasa, Konsula Honorowego Republiki Słowackiej; Kasia Jezierczyk i Blanka Zubrzycka mają po osiem lat!
Trzydzieste Faśiangy przeszły do historii, którą słowem na scenie pięknie ubarwiła Monika Pacyga, a podsumowała przewodnicząca jury konkursowego. Przybyła ze Svitu k/Popradu Vlasta Hornakova. której przymioty trudno wymienić jednym tchem, zaznaczyła między innymi, że występujący na scenie artyści muszą przybijać rytm nie szpicami, lecz mocno, całą podeszwą, aby ich sztuka była słyszalna!
To znamienne słowa, gdyż na festiwalu nie pojawił się nikt z władz samorządowych; no cóż, przed wyborami gościli w pierwszych rzędach… Tę protokolarną lukę na szczęście wypełnił Milan Novotny, dyrektor Instytutu Słowackiego w Warszawie, sercem związany ze Spiszem w rodzinnej Spiskiej Starej Vsi.
Nie pozostaje więc nic innego, niż zerknąć na galerię zdjęć ze spiskich ostatków, autorstwa Milicy Majerikovej-Molitoris, które ozdobią także kolejne wydanie „Żivota”, czasopisma Związku Słowaków w Polsce.
Jacek Sowa