Najbardziej spektakularne oszustwa w historii Polski, kłamstwa, które uwiodły miliony osób. Książka pochodzącego z Nowego Targu autora w kwietniu na półkach księgarń

- "Genialnie zmyślone" to książka, w której pochylam się nad największymi oszustwami w historii naszego kraju - zarówno tymi zdemaskowanymi, jak i tymi (te może najciekawsze), gdzie wciąż nie wiemy, jaka jest prawda - opowiada Jakub Kuza o swojej najnowszej publikacji. Książka - autora od dziecka związanego z Nowym Targiem - 9 kwietnia będzie miała swoją oficjalną premierę.
Peregrynacje Jakuba Kuzy

Autor poczytnych książek, osiągających poziomy sprzedażowe rzędu 10-20 tysięcy egzemplarzy, urodził się na Kielecczyźnie, ale od 3. roku życia związany jest ze stolicą Podhala. Tu mieszkał aż do studiów, chodził najpierw do "jedenastki", później do klasy uniwersyteckiej - matematyczno-fizyczno-chemicznej w "Goszczu". Studia - prawo i filozofię - ukończył na Uniwersytecie Jagiellońskim.

- Potem to już trochę błąkałem się po świecie i po Polsce - była Irlandia, Gdańsk, przez chwilę znowu Nowy Targ i znowu Kraków, a od dziewięciu lat Warszawa - opowiada. - Od początku zajmowałem się przede wszystkim public relations i social mediami - m.in. w Europejskim Centrum Solidarności, Wojasie i Orlenie. Od kilkunastu lat jestem związany z rynkiem wydawniczym, jako promotor książek i redaktor inicjujący (pozyskujący autorów - przyp. red.) w wydawnictwach krakowskich - "Znak", "SQN", "WAM" i warszawskich - "Świat Książki", "Muza", obecnie Powergraph. Z Nowym Targiem wciąż jestem blisko związany, bo mam tutaj rodziców, regularnie przyjeżdżam z córkami, spędzam tu też ferie, wakacje.

Pisanie to fantastyczna przygoda

Zainteresowanie książkami wyniósł z domu, gdzie - jak mówi - zawsze był nimi otoczony. W 2016 roku założył fanpage "Krótka Historia Jednego Zdjęcia", który obecnie obserwuje ponad 160 tysięcy osób. Ten projekt rozrósł się m.in. w dwie książki oraz stałą audycję w Radiu 357 pod tym samym tytułem.

- Lubię pracę w branży wydawniczej, traktuję to jako wyjątkowy przywilej, możliwość pracowania w kulturze, współpracy z wielkimi pisarzami, reporterami, znanymi osobami. A od uczestniczenia w procesie wydawniczym do konstatacji, że sam jestem w stanie napisać coś, co osiągnie rynkowy sukces, to już było blisko - uśmiecha się.

Debiutował satyrą polityczną wokół poprzednich wyborów prezydenckich "Bitwa o Polskę 2020" w 2018 r., rok później były dwie książki z fotografiami i stojącymi za nimi historiami - "Krótka Historia Jednego Zdjęcia" i "Krótka Historia Jednego Zdjęcia. Kobiety" - obie opierały się na formule jego popularnego fanpage?a. W 2022 r. ukazała się "Tajemnicza Polska. Niewyjaśnione historie, zapomniane skarby, sensacyjne odkrycia", będąca reporterskim zapisem podróży po mało znanych miejscówkach w naszym kraju, za którymi jednak kryją się niesamowite historie.

Oprócz pierwszej książki - opublikowanej przez "Bellonę" - wszystkie, włącznie z najnowszą, która ukaże się 9 kwietnia - wydał krakowski "Znak". Czy będą kolejne? - Oczywiście, że tak. Pisanie książek to fantastyczna przygoda, choć także ciężka praca - mówi Jakub Kuza.


"Genialnie zmyślone. Skarby, fałszerstwa, mistyfikacje"

"Jak w kolekcji malarskich fałszywek znalazł się jedyny polski obraz van Gogha? Kto niszczył erotyczne listy Fryderyka Chopina? Czy najsłynniejszy posąg słowiańskich pogan to współczesne dzieło szaleńca?
Czas odpowiedzieć na przemilczane pytania.

Nikt nie uwierzyłby w legendarny skarb Inków, gdyby nie potwierdzały go kościelne dokumenty.
Młody chłopak uratował gotycki zamek, wmawiając nazistom, że zbudowali go Krzyżacy.
Tajemniczego średniowiecznego manuskryptu kryptolodzy nie rozszyfrowali do dziś.
Najbardziej spektakularne oszustwa w historii Polski! Kłamstwa, które uwiodły miliony osób. Wciąż nierozwiązane zagadki.
Autor fanpage?a "Krótka historia jednego zdjęcia" zabierze cię w podróż śladami wielkich mistyfikacji. Chciwość, bezcenne skarby kultury i kryminalne śledztwa - tu nie ma nudy!
Jeszcze trudniej uwierzyć, że opisane historie wydarzyły się naprawdę" - tak najnowszą, 400-stronicową publikację Jakuba Kuzy reklamuje wydawnictwo "Znak".

A co on sam o niej opowiada?
- To książka, w której pochylam się nad największymi oszustwami w historii naszego kraju - zarówno tymi zdemaskowanymi, jak i tymi (te może najciekawsze), gdzie wciąż nie wiemy jaka jest prawda. Papieska kolekcja ordynarnych fałszywek, w której odnalazł się jedyny w kraju oryginalny van Gogh i dwa Renoiry, wulgarne erotyczne listy Fryderyka Chopina, podejrzany tysiącletni posąg pogańskich Słowian i średniowieczny manuskrypt, z którym kryptolodzy walczą od dziesiątków lat. Prawdziwe czy genialnie zmyślone? Sami czytelnicy będą musieli zdecydować - mówi Jakub Kuza. - Sam pomysł przyszedł mi do głowy, bo zorientowałem się, że takiej książki jeszcze nie było. Nie odkrywam może niczego nowego, bo są to historie już opisane, ale często wiele lat temu i zostały już mocno zapomniane. Moją książkę będzie można potraktować jako pewne wprowadzenie. Jeżeli czytelników zainteresuje konkretna historia, to bogata bibliografia pozwoli zapoznać się już ze specjalistyczną, często naukową literaturą na ten temat. Prace nad książką trwały prawie rok, to przede wszystkim gromadzenie źródeł, dużo wizyt w bibliotekach, a potem wyjazdy, rozmowy ze specjalistami i świadkami owych wydarzeń.

Okładka najnowszej książki Jakuba Kuzy.
Skarb Inków na niedzickim zamku

- Z podhalańskiego punktu widzenia są tutaj dwie ciekawe opowieści - zdradza autor. - Mistyfikację niedzickiego skarbu Inków uważam za jedną z najbardziej erudycyjnych w historii Polski. Szkoda, że na zamku nie opowiada się już tej historii, uważam wręcz, że powinna powstać oddzielna sala czy wystawa, gdzie można byłoby opowiedzieć nie tylko o samej legendzie, ale i o tym, ile lat musiało zabrać jej przygotowanie, a potem zdemaskowanie. Uważam, że to fenomen bez precedensu w skali naszego kraju. A drugą historią z naszego regionu jest słynny powtórny pogrzeb Witkacego, który okazał się gigantycznym skandalem.

- Mistyfikację niedzickiego skarbu Inków uważam za jedną z najbardziej erudycyjnych w historii Polski - mówi Jakub Kuza.

- Każdy rozdział rozpoczynam takim beletryzowanym wprowadzeniem, które ma pokazać jakiś moment akcji, zainteresować czytelnika i zostawić go w takim zawieszeniu, żeby miał ochotę na więcej. Pomyślałem, że tak będzie najlepiej, bo nie bardzo długo, a wprowadza tę aurę tajemniczości. A akurat fakt odnalezienia na zamku kipu (pisma węzełkowego stosowanego przez Indian prekolumbijskiej Ameryki Południowej - przyp. red.) w 1946 roku jest niepodważalny. Inna sprawa, że była to starannie zaplanowana mistyfikacja. Ogólnie rzecz biorąc naprawdę ciężko się dziwić, że tyle osób się "nabrało" i wciąż w to wierzy, ponieważ to, co przygotował Andrzej Benesz (prawnik, archeolog, polityk oraz działacz żeglarski i społeczny, autor całej mistyfikacji - przyp. red.) i jak postarał się o "dowody" jest zdumiewające - zdradza Jakub Kuza.

Pierwsza relacja z odnalezienia kipu na niedzickim zamku, która ukazała się w "Echu Krakowa" w 1946 roku.

Klątwa skarbu Inków (fragment rozdziału)

"Wojna zakończyła się ponad rok wcześniej, ale latem 1946 roku na Podhalu daleko było od jakiejkolwiek stabilizacji. Formalnie działały organy nowej, ludowej władzy, ale lokalne posterunki przypominały małe twierdze, a barykadującym się na noc milicjantom przyświecał jeden cel - przetrwać. Wszystko z powodu aktywności oddziału Józefa Kurasia "Ognia", który poprzysiągł śmierć miejscowym ubekom, działaczom partyjnym oraz komunistycznym konfidentom (a nierzadko także Żydom, Słowakom i sąsiadom, z którymi miał zadawnione zatargi - działalność "Ognia" wciąż budzi na Podhalu olbrzymie kontrowersje). W tej sytuacji ludność musiała często brać sprawy w swoje ręce. Dwudziestoletni Franciszek Szydlak z własnej inicjatywy zaopiekował się wiekowym niedzickim zamkiem, w którym służył jeszcze przed wojną. I chociaż stracił już nadzieję na powrót prawowitych właścicieli, a w rozszabrowanych i zdemolowanych przez Sowietów wnętrzach niewiele już zostało, to solidna sztaba i kłódka na bramie wejściowej miały powstrzymać dalszą dewastację. Wrota otwierał jedynie dla nielicznych zwiedzających.
W ostatni dzień lipca, jeszcze przed południem, oczom samozwańczego obrońcy zamku ukazał się dość niezwykły widok. Na wzgórze podjeżdżała ciężarówka, a zza szoferki słychać było roześmiane, także kobiece, głosy. Po chwili z pozbawionej plandeki paki zeskoczył młody, przystojny mężczyzna z zawadiacko zaczesanymi włosami:
- Dzień dobry! Czy jest tu we wsi jakaś władza? Sołtys, milicjant?
- Jest oczywiście - odpowiedział ostrożnie Franciszek Szydlak. - A o co chodzi?
- Nazywam się Andrzej Benesz. Decyzją Wojewódzkiego Urzędu Konserwatorskiego w Krakowie jestem upoważniony do wydobycia ukrytego na zamku testamentu. Będę potrzebował urzędowych świadków. Możecie ich tu poprosić?
- To chwilę zajmie - odpowiedział wymijająco klucznik z Niedzicy, studiując uważnie okazany mu dokument. - Do tego czasu musicie zaczekać przed bramą.
- Nic nie szkodzi, zejdziemy tu nad rzekę podziwiać panoramę Pienin - stwierdził kierownik tej dziwnej naukowo rekreacyjnej wyprawy.
W ciągu kilkudziesięciu minut Franciszkowi Szydlakowi udało się zainteresować sprawą sołtysa Andrzeja Pukańskiego, leśniczego Stanisława Gołąba i trzech żołnierzy z pobliskiej strażnicy Wojsk Ochrony Pogranicza. Po wejściu całej grupy na zamkowy dziedziniec Andrzej Benesz od razu skierował się w stronę schodów prowadzących do bramy tzw. górnego zamku i bezdyskusyjnie przejął dowodzenie całą akcją:

- Proszę o pozostanie u podnóża schodów. Stąd dobrze widać, a żadnych badań nie przeprowadza się w takim tłoku.
Dzięki dostarczonemu przez wopistów kilofowi stosunkowo szybko udało się podważyć kamienny blok ostatniego stopnia schodów i wydobyć zmurszałą tubę długą na osiemnaście centymetrów, a szeroką na trzy i pół centymetra. Po delikatnym odkrojeniu jednego z jej końców ze środka wyjęto pęk zbutwiałych skórzanych rzemieni, powiązanych w różnorodne węzły. Na końcach trzech z nich przytwierdzone były blaszki w kolorze złotym, z nieco niezdarnymi napisami "Titicaca", "Vigo" oraz "Dunajecz".

- Wygląda na to, że to kipu, pismo węzełkowe - oświadczył Andrzej Benesz, podnosząc na chwilę znalezisko do góry. Wśród zgromadzonych na zamkowym dziedzińcu dało się wyczuć pewne rozczarowanie, nie taki skarb spodziewano się odnaleźć... - Ten inkaski testament spoczywał tu od prawie stu pięćdziesięciu lat, gotowy zaraz rozsypać mi się w rękach - zauważył mężczyzna, szybko chowając kipu z powrotem do tuby. - W Krakowie przekażemy je do dalszych badań. Proszę wszystkich do pamiątkowe go zdjęcia, a ja niezwłocznie przystępuję do spisywania protokołu. Obywatela sołtysa, obywatela leśniczego i obywatela kaprala z WOP będę prosił o jego podpisanie i potwierdzenie urzędowymi pieczęciami wszystkich okoliczności tego znaleziska.

Miejsce odnalezienia kipu na niedzickim zamku.

Franciszka Szydlaka nieco zaskoczył pośpiech, z jakim krakowska ekspedycja ewakuowała się z Niedzicy. Ale też trudno było się dziwić - droga powrotna daleka, czasy niespokojne, a znalezisko niewątpliwie zagadkowe. Szybko zapomniał o całej sprawie, nie wiedząc, że to dopiero początek zdarzeń, które będą miały zasadniczy wpływ na życie jego i całej wsi".

Najnowszą książkę Jakuba Kuzy kupić można m.in. kliknij TUTAJ

Piotr Dobosz

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 29.03.2025 19:43