Jacek Sowa: Pohukiwania sowy... czyli powyborcze credo

FELIETON. "Nikt nie uzdrowi Nowego Targu, bo miasto to skazane jest na swoich obywateli, na chore ambicje i przyziemne ułomności" - pisze Jacek Sowa, dziennikarz, podróżnik rodem z Nowego Targu.
Umilkły odgłosy potrząsanych szabel, technokraci przestali nawoływać na pustyni, a psychiatrzy rozliczać zootechników.

Mróz na Podhalu zelżał, według niektórych zbyt późno, gdyż przy cieplejszej aurze wielu sprawiedliwych, acz sędziwych mogło wyjść z zziębniętych domów na Kowańcu, Grelu czy Bałęzowym. I procenty byłyby lepsze i opozycja miałaby mniej do gadania.

A tak – wszystko po staremu, choć jak mawiał mój nieżyjący już guru, mistrz pióra, lepsze jest wrogiem dobrego. Może i dlatego dotychczas panujący w mieście MF nadal otrzymał mandat społeczny, adwersarze zaś gryzą pazury po kątach i obmyślają zemstę. Ale demokracji stało się zadość, choć przyznam szczerze nie jest to moja ulubiona forma sprawowania władzy.

Demokracja jest to forma organizacji życia społecznego, w której wszyscy uczestniczą w podejmowaniu decyzji, ale i podporządkowują się woli większości oraz szanują prawa i wolność innych ludzi.

Tej definicji nie jest w stanie obalić nawet kolega Mariusz Jelonek, która zapewne stwierdzi, że jest to definicja demokracji ludowej. Może i tak, ale stało się – Fryźlewicz będzie burmistrzem przez najbliższe lata, czy się to komuś podoba, czy nie. To tak, jak firanki w moim gabinecie; żona je wybrała i powiesiła i nie mam nic do gadania. Moja rola teraz polega tylko na tym, żeby się przyczepić, gdy oberwie się żabka albo trzeba je wyprać czy naprężyć. Ale generalnie będą wisieć do następnego remontu… I narzekanie, że nie ten deseń czy długość na nic się nie zdadzą, po prostu są takie, jakie są! A skoro akceptujemy je od kilkunastu lat to – no, no! Przestańmy więc zaglądać prze te firanki burmistrzowi w okna jego niedawno zakupionych mieszkań – ktoś, kto pracuje uczciwie przez całe życie ma prawo się na starość zabezpieczyć, gdy już ma z górki…

Akurat nie posądzam o nieuczciwość Marka F. bo w tym wypadku byłaby to polityczna głupota, o jaką trudno byłoby posądzać zwycięzcę kilku wyborczych kampanii. Głupota pozostaje więc po stronie jego zapiekłych adwersarzy, którzy zawierzyli swej partyjnej platformie; wybory samorządowe przekładają się na drogi, szpitale, przedszkola. Jako mieszkaniec Warszawy z wyboru, ale zawsze nowotarżanin, zazdroszczę ulicznych problemów stolicy Podhala; skądinąd wiem, że tutejsza policja i straż pożarna należy do lepiej funkcjonujących. Jeśli chodzi o przedszkola – gdyby wziąć za przykład warszawską dzielnicę Ochota – to w Nowym Targu mogłoby funkcjonować raptem pół takiej placówki dla maluchów…

Ale nie byłbym sobą, gdybym nie sięgnął po atuty sportowe, które umoczyły kilku kandydatów w ostatnich wyborach. Tu chyba nie ma dyskusji – każda opcja władzy musi liczyć się problemem. Nie zaciemniajmy obrazu basenem – nigdy nie był to sportowy leitmotiv miasta. Nawet sport numer jeden – piłka nożna nie jest tu najważniejsza, choć nie sposób dostrzec nowych boisk piłkarskich. To zawsze będzie hokej i przyznam szczerze łza mi się w oku zakręciła niedawno, gdy byłem na meczu, które Szarotki przegrały, ale w jakim stylu! Dwa tysiące ludzi na trybunach oklaskiwało swych ulubieńców jeszcze przez kwadrans po końcowym gwizdku, który nie zawsze dla gospodarzy był przychylny. A że było to na dwa dni przed wyborami – zastanawiałem się, ilu spośród prominentów w sali VIP wie, ile meczów w reprezentacji Polski rozegrał obściskiwany przez nich Walenty Ziętara i kim był dla klubu kuśtykający o kulach Tadeusz Japoł. A co pan jeden i drugi wie na temat Tadeusza Błażusiaka – mistrza świata w trialu, którego zdjęcia są głównie w prasie amerykańskiej.

Nikt nie uzdrowi Nowego Targu, bo miasto to skazane jest na swoich obywateli, na chore ambicje i przyziemne ułomności. Ale nie musi być wcale najpiękniejsze, bo jak mawia moja znajoma, z zawodu anestezjolog, te zjawiskowe laski nie zawsze maja czyste tyłki. Więc może trzeba aby było czyste - na ulicach i w parku, w Rynku, ale i na Berekach, żeby było gdzie zaparkować, lecz bynajmniej nie pod ratuszem (co za dureń to wymyślił?). Żeby miasto żyło nie tylko w czasie Jarmarku Podhalańskiego, żeby śmiałe projekty dojrzewały na sesjach miejskich rajców. Sam burmistrz, ani stary ani nowy, tego nie zrobi – od tego są ci, którzy stanowią definicję demokracji, a więc ci, którzy uczestniczą we wszystkich formach życia publicznych.

Niech się nigdy nie oddala, tytuł mistrzów od Podhala…

Pozdrawiam – Jacek Sowa

Postscriptum – jak zwykle, na złośliwe komentarze nie odpowiadam.

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 08.12.2010 00:52