Na Błoniach w Krakowie baca Kazimierz Furczoń z Leśnicy postawił bacówkę i rozpoczął wypas owiec. Był to pomysł działacza PSL Jacka Soski. Z sondy jaką przeprowadziła "Gazeta Wyborcza" wynika jednak, że krakowianom nie podoba się nowa atrakcja.
Oto niektóre opinie krakowian:
- Jestem oburzona sprowadzeniem owiec na Błonia. Tam można było dotąd pójść z kocem i książką, dzieci się bawiły. Teraz to wszystko będzie za... zabrudzone.
- Pasanie owiec na Błoniach to skandal; czy pomyślał ktoś o dzieciach, które bawią się i biegają po tym terenie, o matkach chodzących z wózkami na spacery?
- Jestem zbulwersowana tym pomysłem. Jak pan senator chce sobie trzymać owce, to niech je wywiezie na wieś, a nie do centrum Krakowa.
Andrzej Masny, były dyrektor departamentu środowiska i rozwoju obszarów wiejskich urzędu marszałkowskiego, radny powiatu wielickiego: - W poprzednich dwóch latach urząd marszałkowski organizował dwudniowe wypasy owiec połączone z promocją produktów regionalnych na łąkach na Bielanach. Po takich dwóch dniach te łąki były kompletnie zdeptane przez owce. Ale to łąki, więc wkrótce odrosły. Trudno jednak sobie wyobrazić, co się stanie z Błoniami nie pod dwóch dniach, ale po dwu miesiącach takiego wypasu! Błonia to przecież wielki trawnik w środku miasta, a nie hala górska. Kto poniesie koszty rekultywacji tego terenu? Będą olbrzymie! Co z zapewnieniem bezpieczeństwa higienicznego juhasów produkujących oscypki i chętnych do ich skosztowania? Skąd bacowie wezmą bieżącą wodę do produkcji i do mycia się, skoro juhasi mają nocować w szałasie? Na Błoniach przez dwa miesiące będzie się musiało palić ognisko, czyli watra, nad którym będzie się wędzić ser. Kto będzie czuwał nad otwartym ogniem? Wątpliwości jest tak wiele, że wydaje mi się, iż władze Krakowa nie do końca zdają sobie sprawę, na co wydały zgodę. Chyba nikt z magistratu nigdy nie był na prawdziwym podhalańskim redyku.
oprac. r/