Cała prawda o piłce

Za oknem śnieg, więc piłkarze udali się na zasłużony wypoczynek. Klasa A rozegrała 15 kolejek, dwie awansem z „wiosny”. Pora się zastanowić jaki poziom reprezentuje podhalańska piłka. Ocenia Ryszard Darlewski, trener II klasy UEFA „A” ( uprawnienia III liga PZPN), aktualnie szkoleniowiec rabczańskich Wierchów.
Obiektywnie trzeba stwierdzić, iż podhalańska klasa A jest całkowicie amatorska.

– Owszem zdarzają się wyjątki, czyli kluby, w których zawodnicy otrzymują symboliczne gratyfikacje motywujące do pracy, ale jest to zjawisko incydentalne. Większość zawodników to amatorzy łączący obowiązki rodzinne, zawodowe i szkolne z umiłowaniem do futbolu. Nic więc dziwnego, że poziom, oględnie mówiąc, jest bardzo przeciętny. Trudno też mówić o taktyce, przygotowaniu motorycznym, jeśli trener nie ma zawodników na treningu. Zawodnicy traktują grę w piłkę jako przyjemność, a nie cel nadrzędny. Najważniejsza dla nich jest niedziela i mecz. W tygodniu w większości klubów z frekwencją na treningach jest kiepsko. Podczas meczów stan posiadania na ławce rezerwowych jest znikomy. Wiele spotkań drużyny rozgrywały gołą jedenastką, a zdarzało się, że w 9-osobowym składzie. Sam tego doświadczyłem. Brak rywalizacji i systematyczności nie sprzyja wzrostowi poziomu sportowego. Jak więc mówić o przemyślanej taktyce skoro trener nie wie kim będzie dysponował na treningu, nie mówiąc już o meczu. Najważniejszy dla niego moment tygodniowego mikrocyklu, to ustalenie składu w niedzielę i żonglerka zawodnikami. Ściąganie do zespołu juniorów, by mieć na ławce przynajmniej dwóch rezerwowych. Wyszkolenie techniczne jest nabywane podczas gier na orlikach lub w halach. Owszem, nasza liga jest ciekawa i zacięta. To efekt zmiany regulaminu i wprowadzenia baraży dla zespołów z miejsc 11 i 12. Wszyscy muszą ciułać punkty i grać do końca. Zawodnicy walczą w każdym meczu i to podoba się kibicom i działaczom. Największe emocje są wieczorem. Wszyscy ekscytują się piłkarską niedzielą na Sportowym Podhalu. Są zespoły i zawodnicy, którzy wyróżniają się ponad przeciętność i elektryzują kibiców. Przykładem może być Jacek Pietrzak z Jarmuty. Jego klub oraz Orkan dysponują najmocniejszymi składami i szeroką ławką, a także dobrą organizacją klubu. To znajduje odzwierciedlenie w wynikach i tabeli. Jarmuta zdominowała ligę, chociaż kilka drużyn ją postraszyło. Orkan grał dziwnie. Potrafił mieć okresy dobrej gry, ale zdarzały się momenty rozkojarzenia.

Mimo wszystko jakaś taktyka na murawie musiała obowiązywać?

- Większość drużyn grała systemem 1-4-4-2 lub 1-4-5-1, ale zdarzały się mecze, wynikające z aktualnej sytuacji na boisku, że grano na trzech obrońców i tyluż napastników. Niektórzy trenerzy próbowali grać systemem 1-4-3-2-1 z dwoma defensywnymi pomocnikami. Najczęściej jednak wszystkie niuanse taktyczne padały w gruzach, gdy zaczynało brakować piłkarzom sił lub zmiennicy nie wiedzieli o co chodzi. W kilku meczach ciekawą taktykę stosował Granit. Ustawił zawodników blisko siebie w dwóch liniach po pięciu. Cały zespół bronił dostępu do własnej bramki, by w odpowiednim momencie wyprowadzić kontratak 4 -5 zawodnikami. Mój zespół boleśnie się na tym sparzył. Przez 90 minut nie potrafił oddać strzału, a Granit wszystkie gole zdobył z kontrataku. Wynik był jak najbardziej zasłużony.

Bardzo często jesienią na boisko wjeżdżała karetka. Zawodnicy się nie szanują?

- Na każdym poziomie zdarzają się faule i kontuzje. Nie da się ukryć, że sporo ich było na naszych boiskach. To martwi. Kontuzje wynikają z zaciętości i determinacji, ale najczęściej są wynikiem braku wyobraźni, złego wyszkolenia i kiepskiego przygotowania fizycznego. Gorzej jeśli są efektem złośliwości i chamstwa. Na szczęście są to sporadyczne przypadki. Są też kontuzje wynikające ze złego prowadzenia spotkań przez arbitra, który dopuszcza do niebezpiecznej gry. O winie faulującego decyduje jednak WD i on wydaje werdykt w postaci kary.

W każdej lidze są rzemieślnicy i wyrobnicy. Zauważyłeś zawodników, o których się mówi, że są materiałem na dobrego piłkarza?

- Nie ma najmniejszych wątpliwości, iż numerem jeden ligi był Jacek Pietrzak z Jarmuty. On robił różnicę. Strzelał bramki, przewyższał wszystkich szybkością i techniką. W końcówce sezonu, po kontuzji, dostał zadyszki i nie był już tak skuteczny. Razem z Wojciechem Wierciochem stanowili najjaśniejszy duet w lidze. Gdy ich zabrakło, na wysokości zadania stawał najlepszy bramkarz ligi, Jakub Bobak. Ratował zespół przed stratą punktów, choćby w meczu z Wierchami. Duże wrażenie zrobił na mnie młody Maciej Lichacz (Granit). Chłopak, który z pewnością zimą zmieni klub i tego mu życzę. Ciekawym piłkarzem jest Mateusz Pluta (Orkan), motor napędowy zespołu juniorów, a w seniorach jasną postacią. Nie wymieniam innych zawodników z Raby, bo choć wielu ma papiery na granie, to stać ich na więcej. Nigdy nie patrzę w metrykę, przynajmniej na tym poziomie. Chciałbym jednak podkreślić ogromne zaangażowanie Tadeusza Udzieli, który mimo upływu lat wychodzi na boisko i pomaga drużynie w najtrudniejszych momentach. Wyróżnić trzeba Krzysztofa Pędzimęża, który według mnie jest najlepszym obrońcą w lidze, a swoim doświadczeniem i systematycznością w treningach dowodzi, że jeśli się chce, to można góry przenosić.

Tekst Stefan Leśniowski
[SPORTOWEPODHALE]index.php?s=tekst&id=7034[/SPORTOWEPODHALE]

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 06.12.2013 20:04