Czego nie widać na zielonej murawie

Kibice przychodzący co tydzień na piłkarskie mecze ligowe, pewnie nie zdają sobie sprawę, że za każdym razem oglądają sztukę pod tytułem „Czego nie widać na zielonej murawie”.
Uświadamia nas o tym przekaz telewizyjny, który za pomocą setek kamer (dostrzegą wszystko) pokazuje nam teatr w teatrze. Widzowie mają okazję oglądania wydarzeń najpierw od strony sceny, a następnie kulis.

Od początku każdego meczu na boisku toczy się prawdziwa wojna psychologiczna. Natychmiast tworzą się pary – „kryty” i „kryjący”. Wtedy okazuje się, że ważna jest nie tylko gra bez piłki, ale także dyskusja bez piłki. Takie pary mają sporo czasu na wymianę zdań, gdy spacerują po murawie. I wtedy jeden słyszy na przykład taki tekst wypowiadany do rywala: „To co ty dzisiaj grasz, to tragedia! Ale jesteś cienki. Lepiej zejdź z boiska, bo wszyscy się z ciebie śmieją…” Gdy to nie pomaga rzuca kolejnym grypsem: „Jeszcze nie poprosiłeś o zmianę? Nie kompromituj się. Rżniesz błazna. Powiedz trenerowi, że dostałeś w nogę, to cię zdejmie”. Zalecenie wypowiadane jest z szelmowskim uśmiechem. Wydawałoby się, że doświadczeni gracze na takie sztuczki się nie dadzą nabrać. A jednak! Trwające mistrzostwa świata pokazują, że wysoka stawka nie pozwala na racjonalne myślenie.

Nie wszyscy jednak nabierają się na słowne sztuczki i wtedy stosowane są bardziej radykalne środki. Najbardziej rozpowszechnione jest szczypanie. Jego podstawowa zaleta polega na tym, że żaden sędzia nie jest praktycznie w stanie tego zauważyć. Nie można pozostać obojętnym, bo każde uszczypniecie wiąże się w większym lub mniejszym bólem. By zwiększyć siłę rażenia tej metody, prawdziwi specjaliści szczypnięć pociągają jeszcze za owłosienie na atakowanych częściach ciała.

Niektórzy pomagają sobie dodatkowo starym, ale jakże prostym sposobem. Trzeba mieć naprawdę mocne nerwy, gdy gra idzie o wysoką stawkę, by nie zareagować, gdy zostało się oplutym. „Specjaliści” w tej metodzie starają się najpierw osłabić czujność rywala, zdobyć jego zaufanie. Mówią na przykład: „Dobrze dzisiaj gracie”. I nagle chlap (!) po oczach. Wtedy osiąga się większy skutek.

Można też ugryźć rywala. „Specjalistą” w tej metodzie jest urugwajski as Luis Suarez. Piłkarz wspaniały, król strzelców angielskiej ligi. Ugryzł w ramie Włocha Giorgio Chielliniego podczas tegorocznego Mundialu. Sędzia nie pokazał mu za to nawet żółtej kartki. Ale znowu przekaz telewizyjny był dla niego nieubłagalny i spotkała go za to surowa kara od FIFA, która postanowiła, że zawiesi napastnika na dziewięć spotkań międzynarodowych i wykluczyła go na cztery miesiące z udziału we wszystkich rozgrywkach. Dodatkowo piłkarz zapłaci grzywnę w wysokości 100 tysięcy franków szwajcarskich. Ta surowa kara jest spowodowana tym, że to już trzeci taki wybryk w profesjonalnej karierze Suareza. Jego siłę zębów poznali wcześniej - Otman Bakkal z PSV Eidhoven, gdy sprawca grał w barwach Ajaxu oraz Branislav Ivanović (Chelsea), gdy Suarez reprezentował barwy Liverpoolu. 40 tysięcy funtów zapłacił napastnik Liverpoolu za rasistowskie obrażanie obrońcy Manchesteru United Patricea Evry. To z kolei wychwyciły mikrofony TV.

Boiskowi brutale sięgają także do drugiej kategorii sposobów, którymi starają się fizycznie wykończyć rywala. Każdy wślizg jest ku temu dobrą okazją. Trzeba go tylko „właściwie” wykonać. Jedna noga trafia czyściutko w piłkę. A ta druga w ścięgno Achillesa. Faul trudny do wychwycenia, bo przecież piłka jest prawidłowo wybita. Tylko kamera telewizyjna to pieczołowicie wychwytuje, uwypuklając błędy sędziego.

Wytrawny „przecinak” potrafi umiejętnie wykorzystać łokcie, by trafić w brzuch, żebro lub szczękę zawodnika biegnącego obok. Dzieje się to wszystko w ruchu, sytuacja zmienia się w ułamku sekundy, więc moment zadania ciosu jest niemożliwy do zauważenia. Gdy ofiara przewróci się lub złapie za głowę, kat dla uwiarygodnienia swojej niewinności beztrosko rozkłada ręce: „Czego ode mnie chcecie? Przecież go nie podciąłem, nic mu nie zrobiłem”.

Reguły faulowania są tu proste. Trzeba wyprzedzić przeciwnika przy starcie do piłki, albo mu ten start uniemożliwić. O łapaniu za rękę nie ma sensu wspominać. To jest już norma! Tak jak trzymanie za koszulkę. Metody są banalne i możliwe do zauważenia. A chwytanie za spodenki? To sposób godny uwagi. Portugalczyk tak złapał piłkarza z Ghany, że temu atrybuty męskości opuściły spodenki. Prawdziwi szepce potrafią tak szarpnąć, że po chwili majtki dyndają między kolanami. Kto wtedy myśli o grze? Każdy poszkodowany odruchowo stara się jak najszybciej podciągnąć je na właściwe miejsce.

Nie wszyscy zadowalają się chwytaniem za spodenki. Niektórzy wykonują następny ruch. Nie trzeba być prymusem z anatomii, by wiedzieć, że poniżej pasa znajduje się najwrażliwszy męski organ. Super-specjaliści w tego typu faulach potrafią jednym mocnym i zdecydowanym ruchem wybić człowiekowi piłkę z głowy, przynajmniej na kilkanaście minut. Mniej wprawy wymaga łapanie za nos, uszy, włosy. Najpierw trzeba się uśmiechnąć, pochwali, poklepać po głowie: „Brawo! Dobrze wam idzie…” I nagle –łaps! Z daleka wszystko wygląda jak przyjacielski gest. Dlatego, gdy oszukany zawodnik zaczyna wykonywać w odwecie nerwowe ruchy, może to być potraktowane przez sędziego jako niesportowe zachowanie.

Sprawdzoną, powszechnie stosowaną i skuteczną metodą jest stawanie kołkami na bucie rywala. Najlepiej do tego nadają się dwa znajdujące się pod pietą. Wtedy nacisk jest największy. Za to efekt natychmiastowy, bo noga boli do końca meczu, a po kilku dniach zaczyna schodzić paznokieć. Przy umiejętnym postawieniu buta na bucie, na przykład przy wyskoku do piłki, ten sprytniejszy nie ma już w powietrzu z kim walczyć. A gdyby miał, to powinien mocno pracować łokciami. Jest szansa, że trafi przeciwnika w nos albo oko.

I na koniec coś dla cyników. Zawodnik po nieczystym zagraniu leży na boisku. Podchodzi do niego ten, który faulował i pomaga mu się podnieść z murawy poddając rękę. Ale jednocześnie „pomocnik” staje mu na nodze. Poszkodowany odpycha „pomocnika”, sędzia karze leżącego.

Piłkarze na wielkich imprezach muszą bardzo uważać, bo kamer i mikrofonów telewizyjnych nie da się oszukać. Temu „sędziemu” nic nie ujdzie uwadze, a FIFA i UEFA są bardzo rygorystyczne w takich przypadkach o czym przekonał si…ę nie tylko Suarez.

Stefan Leśniowski
[SPORTOWEPODHALE]index.php?s=tekst&id=7674[/SPORTOWEPODHALE]

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 28.06.2014 16:20