Obrońcy praw zwierząt kontra fiakrzy z Morskiego Oka: czy dalsza dyskusja z ekoterrorystami ma sens?

KOMENTARZ. To była prowokacja. Obrońcy praw zwierząt po raz kolejny pokazali, że nie zależy im na dialogu, że są ślepi na argumenty, a w Tatry przyjeżdżają robić zadymy. Szukają rozgłosu - nie zgody. Z tego też powodu powinni przestać być partnerem do rozmów na temat przyszłości transportu konnego do Morskiego Oka. Jaki rząd negocjuje z terrorystami?
To obrońcy praw zwierząt użyli gazu przeciwko fiakrom. Kładli się pod koła wozów, prowokowali i awanturowali się. Zorganizowali nielegalną blokadę, nie stosowali się do poleceń policji, zakłócali porządek. Odmawiali rzeczowej i merytorycznej dyskusji. Kolejny raz udowodnili, że nie chodzi im o dobro zwierząt, że mają za nic opinie niezależnych lekarzy weterynarii czy ekspertów uniwersyteckich, których badania pokazują, że koniom w Morskim Oku nic złego się nie dzieje. Rzekomi obrońcy praw zwierząt, jak mantrę powtarzają, że konie z Morskiego Oka są męczone i nie potrafią już wyjść z zaklętego kręgu. Ich postępowanie nie ma już nic wspólnego z obroną praw zwierząt. To ekoterroryzm. To już nie są partnerzy do dyskusji, ale zwykli zadymiarze, którzy szukają rozgłosu dla swoich populistycznych haseł. Niedzielny protest pokazał też, że nie mają już społecznego poparcia. Zamiast zapowiadanych kilkuset aktywistów, po raz kolejny protestować przyszła kolorowo ubrana, pobudzona grupka pieniaczy.

Robert Miśkowiec

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 10.11.2014 11:01