Po pierwszych 45 minutach wydawało się, że Poroniec będzie zwycięzcą. Jego dominacja nie podlegała dyskusji.
Szkoda tylko, że z wielu dogodnych sytuacji wykorzystali tylko jedną. To się zemściło. W 39 min. Żurawski dał prowadzenie gościom, po trójkowej akcji z Wolańskim i Gadziną. Mecz jednak trwa 90 minut i w drugiej połowie oba zespoły przeszły niebywałą metamorfozę. W 62 min. Nowak nie wykorzystał dogodnej sytuacji, a za moment gospodarze doprowadzili do wyrównania. Ta bramka podziałała jak balsam kojący na rany gospodarzy, którzy uwierzyli, że są w stanie pokonać górali. Przejęli inicjatywę, którą udokumentowali golami w 81 i 86 minucie.
Pierwsza strata spowodowana była nieporozumieniem obrońcy z bramkarzem. Druga, to efekt mocnego plasowanego uderzenia z 20 metrów. W 89 min. Łyduch wlał nadzieje w serca kibiców gości, że można jeszcze uratować punkcik. I byli bliscy. Właśnie strzelec drugiego gola w doliczonym czasie gry miał na nodze piłkę na wagę remisu. Niestety podczas oddawania strzału poślizgnął się.
- Pierwsze trzy kwadranse dobre w naszym wykonaniu – twierdzi kapitan Porońca, Bartłomiej Piszczek. – Poprawnie graliśmy w ataku pozycyjnym, bo gospodarze skupili się na defensywie, chroniąc własną bramkę. Szkoda, że z licznych sytuacji bramkowych jakie sobie stworzyliśmy, wykorzystaliśmy tylko jedną. Kluczowym momentem był strata przez nas gola wyrównującego. On dodał wiary gospodarzom, a nam podciął skrzydła.
Czarni Połaniec - Poroniec Poronin 3:2 (0:1)
Stefan Leśniowski
[SPORTOWEPODHALE]index.php?s=tekst&id=10751[/SPORTOWEPODHALE]