Znikające miliony? Urzędnicy zaprzeczają, ale część radnych uważa, że miasto traci olbrzymie pieniądze na nieszczelnym systemie opłat targowych (zdjęcia)

NOWY TARG. Radni dyskutowali o tym, czy system pobierania opłaty targowej jest nieszczelny i prowadzi do tego, że jak wyliczył radny Paweł Liszka, budżet miasta traci na tym aż 1,3 miliona złotych. Zdania na ten temat są podzielone. Urzędnicy bronią systemu, część radnych domaga się natomiast zmian w poborze opłat.
Wyliczenia radnego Pawła Liszki wywołały duże poruszenie. Jak stwierdził, miasto traci ogromne pieniądze z tytułu pobierania opłaty targowej w czwartki i w soboty. Na straty, mówił, wskazują proste wyliczenia polegające chociażby na pomnożeniu średniej liczby handlarzy przez najniższą stawkę. Nawet ostrożne rachunki wskazują na ogromne uszczuplenia w budżecie. Gdzie są te pieniądze? - pyta (o jego wyliczeniach pisaliśmy w artykule pt. "Radny Liszka: "Miasto traci ogromne pieniądze". Jakie kwoty wpływają do budżetu z tytułu opłaty targowej?"

Dyskusję na ten temat podjęto na środowym posiedzeniu połączonych komisji Rady Miasta Nowego Targu - budżetowej i komunalnej. Pierwszy głos w tej sprawie zabrał skarbnik Łukasz Dłubacz, który mocno skrytykował wyliczenia radnego Liszki. Uznał je za nierzetelne, bo jak mówił, radny przyjął złe podstawy do wyliczeń i nie uwzględnił wielu istotnych czynników, jakie mają wpływ na dochody do budżetu miasta. - Te wyliczenia są oderwane od rzeczywistości. Budowane na tym teorie na temat wpływów do miasta są wątpliwe - stwierdził i przypomniał, że w każdy jarmark prowadzone są kontrole prawidłowości pobierania opłat, których dokonują urzędnicy. Skarbnik przyznał, że pieniądze, jakie wpływają do kasy miasta mogą być mniejsze niż te, jakie powinny do niej być wpłacane, ale nie ma możliwości, żeby zaradzić drobnym oszustwom. - Przy kontrolach kupcy zawężają stoiska, a gdy kontrola przedzie, to z powrotem zwiększają ich powierzchnie. Musielibyśmy co godzinę to sprawdzać - tłumaczył. - Ale odpływy z tego tytułu dla urzędu miasta nie są duże - zapewnił. Sugerowanie, że ktoś kradnie te pieniądze - mówił skarbnik odnosząc się do informacji radnego, że może chodzić o uszczuplenia o wysokości nawet 1,3 mln zł - jest niepoważne. - Budowanie na tej podstawie analizy wpływów do miasta jest przegięciem - dodał, wyjaśniając, że radny przyjął złe podstawy do wyliczeń.

- Teraz ta dyskusja została wywołana, a przez lata nikt tego nie kwestionował, ani wysokości stawek, ani tego, jak te opłaty są pobierane - dziwił się Łukasz Dłubacz.

- Opierałem się na liczbach, które pan podał. Skoro jest to przegięcie, to jest to pana przegięcie - ripostował Paweł Liszka i przypomniał, że to jego klub wnioskował o wprowadzenie kontroli pobierania opłat targowych. - Mi chodzi tylko o to, by burmistrz przygotował taki projekt uchwały, który uporządkuje handel w mieście.

Także radny Andrzej Rajski dziwił się jak to jest, że przy tak dużej licznie handlujących, wpływy do miasta są tak małe. - Pobieramy opłaty w takiej wysokości, jakby teren jarmarku miał ok. 30 arów, a targowica ma 1,8 ha terenów miejskich, 3,5 ha prywatnych, do tego dochodzi handel na ulicach Bereki, Ogrodowa i Długa. Mamy olbrzymi obszar, a pobieramy tylko z bardzo małej ilości. Zastanawia nas to - mówił.

Skarbnik twardo bronił stanowiska, że pieniądze, jakie wpływają do budżetu z tytułu opłaty targowej, są w miarę realne.

- Na skutek tego, że stawka targowa jest wysoka wytworzyła się praktyka, że nalicza się opłatę, ale tylko od powierzchni ekspozycji towaru. Nie jest natomiast naliczana od całej powierzchni zajmowanej przez handlarza. Trzeba by zmienić podejście i pobierać stawki za rzeczywiście zajmowaną powierzchnię - wyjaśniał burmistrz Grzegorz Watycha, w tym upatrując powód mniejszych wpływów do budżetu miasta z tytułu opłaty targowej.

To, że wpływy do budżetu są o wiele mniejsze od tych, jakie w rzeczywistości powinny go zasilać, zdaniem radnej Bogusławy Korwin jest wynikiem m.in. złej interpretacji zapisów uchwały przez inkasentów. Jak udowadniała, w myśl zapisu, że pobiera się opłaty nie mniejsze niż 20 zł, ograniczają się oni do pobierania opłat w tej właśnie wysokości nawet w sytuacji, gdy stoiska zajmują dużą powierzchnię i powinny płacić więcej. Mówiła, że to przepisy są wadliwe i niejasne, i je należy zmienić, uprościć, bo pozwalają inkasentom na niewłaściwe interpretacje. Winą za nieszczelny system obarczyła poprzedniego burmistrza miasta Marka Fryźlewicza.

Również radny Andrzej Rajski stwierdził, że uchwała o opłatach targowych pełna jest sprzeczności i wymaga zmian.

Janusz Chowaniec, przedstawiciel spółki, która buduje nową targowicę koło oczyszczalni ścieków mówił, że system opłat należy uprościć do granic możliwości. Jak dodał, na nowej targowicy nie będzie żadnego mierzenia, jaką powierzchnię zajmują stoiska, tylko handlarze będą płacić za konkretne moduły, na które się zdecydują.

Na spotkaniu była zgoda, co do tego, że zapisy uchwały o opłacie targowej muszą się zmienić. Zmienić się muszą systemy poboru opłat, kontroli oraz stawka, bo obecna jest za wysoka i doprowadziła do powstania szarej strefy. Pojawiły się różne propozycje rozwiązań, ale na razie nie padły żadne konkrety. Radni byli zgodni, że należy w takiej uchwale rozróżnić stawki dla nowej i starej targowicy, tak by była atrakcyjna dla handlujących i przejęła cały handel z obecnego jarmarku, przez który w przyszłości ma poprowadzić wschodnia obwodnica miasta. Zdaniem części radnych, stawki na starej targowicy powinny natomiast wzrosnąć, by handel w tym miejscu wygasł i przeniósł się na nową targowicę.

r/ zdjęcia jarmarku z dnia 29.10.2015 - Michał Adamowski

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 05.11.2015 10:00