- Play off błędów nie wybacza, a GKS wykorzystał je z zimną krwią. Nie da się wygrać, gdy w czterech meczach zdobywa się cztery bramki. Przegraliśmy zdecydowanie i jest materiał do przemyśleń i analizy - twierdzi Jarosław Różański.
Tyszanie bardzo szybko pozbawili złudzeń gospodarzy na przedłużenie serii. W 144 sekundzie popełnili błąd we własnej tercji i Komorski nie miał litości. Podhalanie próbowali atakować, ale w ich ofensywnych poczynaniach więcej było dymu niż ognia. Zaledwie jedna klarowna sytuacja (Gruszka) w 20 minutach, to za mało, by postraszyć mistrza Polski. Jak to w hokeju, górale strzelali na tyską bramkę, ale ich pociski nie robiły wrażenia na Żigardym. Za to w poczynaniach defensywnych „szarotek” brak było odpowiedzialności i agresywności. Goście mieli zbyt dużo swobody w rozgrywaniu „gumy” w tercji przeciwnika i karcili go golami. W 8 minucie Komorski miał zbyt dużo swobody pod bramką Raszki i to wykorzystał. W 20 minucie przyjezdni potrzebowali 13 sekund, by wykorzystać podwójną przewagę. Górale też mieli jedną przewagę, pięciu na czterech, ale oddali zaledwie jeden strzał (Haverinen).
Podhale jednak się nie poddało. Walczyło i wreszcie w 29 minucie „złamało” Żigardyego.
TatrySki Podhale Nowy Targ - GKS Tychy 2:5 (0:3, 1:0,1:2)
Stefan Leśniowski, zdjęcia Michał Adamowski
[SPORTOWEPODHALE]index.php?s=tekst&id=11384[/SPORTOWEPODHALE]