Protestujący kupcy przyszli pod urząd miasta. Zarzucają władzom, że chcą zlikwidować jeden plac i stworzyć monopol (zdjęcia)

NOWY TARG. Handlarze, którzy rano, razem z właścicielem i zarządcą placu targowego przy ulicy Ludźmierskiej, nie chcieli dopuścić inkasentów miejskich do poboru opłaty, blokując wejście na plac, po południu przyszli protestować do urzędu miasta. Spotkali się z nimi burmistrz Grzegorz Watycha i przewodniczący Rady Miasta Andrzej Rajski. Do kompromisu nie doszło.
Kupcy chcieli przede wszystkim obniżenia wysokiej opłaty targowej, jaką muszą płacić na placu przy ul. Ludźmierskiej. Przypomnijmy, iż decyzją Rady Miasta, kupcy z Nowej Targowicy, preferowanej przez miasto, najpierw nie musieli w ogóle płacić opłaty targowej, a teraz płacą stawkę kilkunastokrotnie mniejszą niż ci z zajezdni.

Kupcy skarżyli się, że nie stać ich na tak wysokie opłaty. - Żaden handlowiec tej stawki 8 zł za metr kwadratowy nie udźwignie - mówili. Nie podobało im się również, że inkasenci przyszli w obstawie policji. - Czy my jesteśmy przestępcami? - pytali.

- A czy państwo przyjechaliście na plac targowy, żeby handlować czy walczyć z inkasentami - odparł burmistrz, odnosząc się do faktu, że to kupcy blokowali inkasentom wejście na targowisko.

Protestujący pytali, dlaczego miasto nie pozwoli na równych zasadach funkcjonować dwóm plac targowym. - Dlaczego chcecie jeden plac zamykać, a drugi zostawiać. Gdzie tu sprawiedliwość - pytali. - Monopol nigdy nie służył niczemu dobremu. Warto to przemyśleć, czy nie lepiej by była konkurencja i wpływy z dwóch placów targowych. To chyba lepiej dla miasta, że będzie miało wpływy z dwóch targowic, a nie z jednej.

Burmistrz powiedział, że rozumie argumenty handlarzy, ale muszą oni też zrozumieć interesy miasta. Pytanie, czy w interesie miasta jest, by funkcjonowały w Nowym Targu dwie targowice. Ta wątpliwość, wyrażona przez Grzegorza Watychę, wywołała duże poruszenie wśród handlarzy. - Założenie było takie, że ma być jeden plac - przekonywał burmistrz. - Robienie problemów z wejściem inkasentów, z poborem, spowoduje, że kupujący się wypłoszą - ostrzegał.

Rajski tłumaczył, że miasto ogłosił konkurs na lokalizację targowicy. Także Tomasz Żarnecki miał możliwość wziąć w nim udział, ale tego nie zrobił. Były dwie kandydatury - na terenie starego tartaku i przy czyszczalni ścieków, i w konsekwencji wybrano tę drugą.

- Dlaczego nie może być tak jak do tej pory. My handlowaliśmy, płaciliśmy, urząd miał wpływy do budżetu i był spokój. Dlaczego pieniędzy nie mogą pobierać ci inkasenci, którzy do tej pory, tylko miasto wysłało swoich? Cały czas robicie wszystko, żeby nas zniszczyć - mówili.

Andrzej Rajski tłumaczył, że były zarzuty, iż opłaty na starej targowicy były pobierane nierzetelnie. Traciło na tym miasto, ponieważ miało z tego tytułu mniejsze wpływy. Pobór opłaty przez pracowników Zakładu Gospodarczego Zieleni i Rekreacji ma poprawić tę sytuację. - Chcieliśmy skończyć z patologią, jaka była na starej targowicy. Tam opłaty były pobierane w różny sposób - tłumaczył.

Przewodniczący dziwił się, że kupcy z Ludźmierskiej skarżą się na wysokość stawki, skoro od lat obowiązywała ona na starej targowicy i nikt przeciwko temu nie protestował. Działo się tak dlatego, że nikt jej nie egzekwował. Dodał jednak, że stawka zapewne zostanie obniżona. - W jakiej wysokości, to będziemy w najbliższym czasie rozważać - podkreślił.

Burmistrz Watycha przyznał, że sytuacja zrobiła się napięta. Jak dodał, sam nie jest w stanie podjąć żadnych decyzji, dlatego poprosił Radę Miasta, by zajęła się tym tematem. - Ja sam dzisiaj żadnych deklaracji ani decyzji podjąć nie mogę.

Na spotkaniu nie zapadł żaden kompromis. Kupcy dali wyraźnie do zrozumienia, że w sobotę nadal będą przeciwstawiać się pobieraniu opłat przez inkasentów miejskich.

- Będziemy walczyć. Poszliście na wojnę z panem Żarneckim, a my na tym tracimy. Nie dostaniecie ani złotówki, jeśli będziecie to robić na siłę - zapowiedzieli.

r/ zdjęcia Michał Adamowski

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 06.10.2016 16:41