LIST: Wspomnienie o pani B.

"W tych szczególnych dniach wspominamy mniej lub bardziej zasłużonych zmarłych. Ja natomiast chciałem opowiedzieć smutną historię swojej sąsiadki pani B. zmarłej kilka tygodni temu" - pisze pan Kazimierz w liście przesłanym do naszej Redakcji.
"Mieszkała w jednym z nowotarskich bloków. Życie miała ciężkie, kobieta "wypracowała swoje" w miejscowym kombinacie i to mieszkanko miało być wg jej marzeń "cichą przystanią" na resztę życia.

Może by i tak było gdyby nie niejacy Z. (państwo Z. jakoś "nie chce mi przejść przez klawiaturę"). Jeszcze przed ich wprowadzeniem się pani B. miała problemy psychiczne ale mimo tego była cichą, spokojną kobietą. Ze mną rozmawiała normalnie. Może dlatego, że potrafiłem okazać jej zrozumienie i empatię?

Z. ledwo zamieszkawszy w klatce raczył mnie razu pewnego poinformować: "nie ukrywam że jestem zainteresowany w pozbyciu się pani B." Dziwnym zrządzeniem losu psychiczny stan pani B. zaczął się od tej chwili drastycznie pogarszać. Cóż, wściekle ujadający całymi dniami pies Z. w połączeniu z hałaśliwym zachowaniem się samych Z. (a jako osoby "nie przepracowujące się" czasu i energii mieli i mają aż nadto) to nie było właściwe antidotum na problemy zdrowotne pani B. Naturalnym odruchem obronnym osoby zdesperowanej były stukania w podłogę a ponieważ i to nie było w stania uspokoić Z. rozpoczęły się częste stukania w drzwi, które doprowadziły do irytacji innych sąsiadów w klatce.

Zaczęły się coraz częściej pojawiać "dzielne" policyjne patrole których jakoś nigdy nie było widać np. nocą podczas wybryków miejscowej chuliganerii. Sam doświadczyłem będąc na zwolnieniu lekarskim takiej interwencji policjantów w sprawie pani B. i na nic zdały się tłumaczenia, że przecież policji nie wzywałem. Zostałem wylegitymowany przez aroganckiego funkcjonariusza i nic nie pomogła moja argumentacja, że jest przecież popołudnie, a pani B. jest osobą chorą. Potem były jeszcze wizyty dzielnicowego i kuratorki sądowej. Starałem się (na ile pozwalał mi stan zdrowia) przedstawić "drugą stronę medalu" - tj. że pani B. zakłóca co prawda spokój (także w nocy) ale wg mnie jest do tego nieraz przebiegle prowokowana. Widziałem jednak jakiś biurokratyczny schematyzm u tych ludzi - oni z góry "zadekretowali" że pani B.jest jedyną winną zaistniałej sytuacji, nikt inny.

Mój ostatni kontakt z panią B. miał miejsce wiosną tego roku. Zastukała do moich drzwi: "Przepraszam bardzo, czy mógłby mnie pan wpuścić do siebie, bo u mnie ciągle ten pies z dołu ujada?". Odpowiedziałem: "U mnie też go słychać pani B."

Parę dni po tej rozmowie dowiedziałem się, że pani B. została prawdopodobnie zabrana do rodziny. Jestem ateistą, ale mając w pamięci tę niedawną tragedię pani B. pragnąłbym, aby na Sądzie Ostatecznym sprawa pani B. contra niejacy Z. została rozpatrzona w odmienny sposób niż "na ziemskim łez padole"."

Kazimierz

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 06.11.2016 17:10