Mieszkańcy kpią z urzędników i radnych, a radni zarzucają im bezkarność i łamanie prawa

NOWY TARG. Środowe posiedzenie Komisji Finansów, Gospodarki Komunalnej i Rozwoju poświęcone było m. in. problemom związanym z przebudową skrzyżowania ul. Św. Anny i ul. Grel. Okazuje się, że spór o rozpoczęcie inwestycji dotyczy nie tylko właścicieli działki i urzędników, ale także innych mieszkańców ulicy.
Temat przebudowy tego odcinka drogi ciągnie się od co najmniej 5 lat. W 2013 r. Starostwo Nowotarskie i Urząd Miasta w Nowym Targu zdecydowały o wspólnej inwestycji. Pierwszym etapem było przygotowanie dokumentacji projektowej dla inwestycji. Zaraz potem rozpoczęły się problemy. Właściciel działki,która bezpośrednio przylega do drogi protestował przeciwko przebudowie, która utrudniłaby wjazd klientom pod jego sklep.



Podczas dzisiejszego spotkania z radnymi dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg przypomniał krótko historię inwestycji. - Przygotowania do inwestycji rozpoczęto w styczniu 2014 r. To była inicjatywa PZD, mająca na celu eliminację niebezpiecznego miejsca komunikacyjnego. Opracowano cztery koncepcje. Pierwszą było zwykłe skrzyżowanie, zakładające dużą "zajętość terenu", druga koncepcja zakładała budowę ronda i także głębokie wejście w teren i zabudowania. Trzecia koncepcja to budowa skrzyżowania z sygnalizacją świetlną, czwarta - skrzyżowanie rozbudowane, trzy-wlotowe, z pasami do lewoskrętu - wymienia Robert Waniczek.

Jak dodał - po konsultacjach, w których wzięto pod pod uwagę zarówno poprawę bezpieczeństwa, koszty, a także jak najmniejszą ingerencję w teren i sąsiednie posesje - wybrano połączone rozwiązanie, które - jak zapewnia Robert Waniczek było najlepsze. ZRID uzyskano w 2016 roku. - Pojawiło się odwołanie i wojewoda uchylił decyzję o zgodzie na inwestycję, wskazując uchybienia formalne. Co oznacza, że teraz jesteśmy w punkcie wyjścia - skwitował dyr. PZD.

- Mamy teraz nową koncepcję. Inwestycja podzielona jest na dwie części: rozbudowę skrzyżowania i rozbudowę fragmentu ulicy Grel, która obejmuje także strefę, gdzie projektowany jest kanał potoku Skotnica. Wyznaczana będzie linia brzegowa, a to oznacza że będą kolejne odwołania. Będzie potrzeba dużo czasu na ustalenie tej linii brzegowej - przewiduje Robert Waniczek, sugerując, że to oznacza także przeciągniecie w czasie samej przebudowy skrzyżowania.

Radny Lesław Mikołajski zauważył, że projekt budowy kanału zakłada wyznaczenie drogi p-poż. - Jest tam ścieżka piesza prowadząca na wały. Teraz, w skutek samowoli budowlanej, droga ta służy jako dojazd do posesji. Jak powstanie tam droga, to zalegalizowana zostanie samowola, która służy jako wjazd dla dostawców sklepu. Skorzysta na tym osoba, która nam teraz wszystko torpeduje. Komu robimy dobrze? Tylko jednej osobie - mówił radny.

- To jest takie miejsce, że cudownych rozwiązań nie będzie - stwierdził Robert Waniczek. - Ostrzegałem, że konsekwencje decyzji wojewody będą takie, że będzie większa ingerencja w nieruchomości tych protestujących mieszkańców. Wojewoda bowiem uznał, że ulica Grel ma mieć 10 metrów szerokości plus chodniki po obu stronach. My staraliśmy się szukać najlepszych rozwiązań - powtarzał dyr. PZD.

Radna Danuta Szokalska apelowała o "doraźne rozwiązania". Proponowała "usuniecie słupa i zasypanie dziur". Inni radni pytali szefa drogownictwa jakie są inne rozwiązania. - Rozmawiamy z Policją. Są różne możliwości. Można wprowadzić na ul. Grel ruch jednokierunkowy, można też w ogóle zamknąć Grel - odpowiedział Robert Waniczek.



Kilka dni temu właściciel działki leżącej przy planowanej inwestycji powiesił w okolicy kilka tablic z napisem o zakłamaniu i braku kompetencji urzędników oraz radnych. Zdjęcie przesłała nam Czytelniczka, która sytuację komentuje tak: "Jest to ze strony właścicieli działki ewidentna manipulacja, wykorzystująca to, że wojewoda wydając opinie nie zweryfikował informacji, które zostały zawarte w odwołaniu - o rzekomej sprzedaży działki przez stronę. Niestety nigdy oficjalnie w żadnym piśmie, których wiele składali do Urzędu Miasta nie był ten fakt nadmieniony przez właścicieli tej działki. Jest to po prostu nieprawda. Nieprawda, którą teraz wykorzystują by oczernić władze o niekompetencje i tyle. Mieszkańcy ul. Grel i okolic mają już dość tej sytuacji, tym bardziej, że znana jest nam historia rodzinna osób, przez które ta inwestycja jest blokowana. Z tej historii można wywnioskować, że są oni nieuczciwi i bez żadnych skrupułów.. ."

Równie ostro o właścicielach działki mówił dziś radny Mikołajski. - Ten pan się w ogóle nie przejmuje prawem . Ta osoba popełniła kilka rażących naruszeń prawa! Wał sobie zabudował. Wszedł w teren RZGW, przesunął sąsiadowi pod jego nieobecność płot o dwa metry. Jest bezkarny. A teraz opluwa nas jeszcze. Przydałaby się reakcja kogoś, może burmistrza - zastanawiał się radny.

Tablicami zainteresował się także radny Andrzej Rajski. Przewodniczący Rady Miasta był ciekaw jak to możliwe, że tablica wisi na miejskim słupie, skoro inni na takie usługi muszą zapłacić.

Wiceburmistrz Waldemar Wojtaszek przyznał, że wie o "tablicach szkalujących urzędników i radnych" - Wystąpimy do telekomunikacji, która jest właścicielem drugiego słupa o wyjaśnienia - powiedział krótko wiceburmistrz.



s/

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 22.03.2017 18:57