Fundacja Viva alarmuje o kolejnym wypadku konia pracującego na trasie z Palenicy Białczańskiej do Włosienicy. Fiakrzy twierdzą, że nic zwierzęciu się nie stało i komentują, że „każdy może się poślizgnąć na lodzie”.
Do fundacji Viva zgłosił się świadek upadku konia, do którego doszło 26 grudnia 2017 roku. - Furman nie dość, że nie powiadomił Tatrzańskiego Parku Narodowego o przewróceniu się konia, to po tym jak koń wstał załadował wóz turystami i pojechał dalej – czytamy relację Kasi, która widziała całe zdarzenie i opisała dla Vivy na profilu w mediach społecznościowych.
Przedstawiciele Vivy ustalili w TPN, że upadek konia nie został zgłoszony i domagają się wyjaśnienia całej sprawy. - Złożyliśmy wniosek o wyjaśnienie sprawy w TPN. Powiadomimy także organa ścigania o wypadku i będziemy domagali się wyjaśnienia sprawy! - czytamy w dalszej części informacji zawartej w poście na facebooku.
Animalsi domagają się również wyjaśnień, dlaczego konie zamiast sań ciągnęły cięższy wóz.
Fiakrzy poślizgnięcie się i upadek konia tłumaczą oblodzeniem drogi oraz odwilżą jaka panowała dzień wcześniej. - Każdy może się poślizgnąć na lodzie i upaść, nawet łyżwiarz – komentuje całą sprawę Stanisław Chowaniec, prezes Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka.
Chowaniec wyjaśnia również, że zwierzęciu nic się nie stało i po ponownym zaprzęgnięciu mogło kontynuować jazdę z turystami.
ms/